Wczoraj pochowałem moją Mamę. Było skromnie, ale cóż... jest nas coraz mniej. Przyjechali Wuja Jurek z Bogusią z Kołobrzegu, byli też Wujowie z Bydgoszczy i Żuru, a i symbolicznych nieco osób z Poznania. Wszyscy z dawnej paki moich Zgredzików już wcześniej poumierali, a jeśli żyją, mają po dziewięćdziesiąt i więcej lat. Obdzwaniając ich ostatnio, najczęściej z Mundi słyszeliśmy: pomodlimy się, ale nie mamy sił dotrzeć. Przyjaciel moich Rodziców (Taty kumpel ze studiów, ostatni z licznego grona dawnych imprez), pięknie, acz skromnie mieszkający w Mosinie, powiedział: "andrzej, pomodlę się, ale wiesz, ja już nawet nie schodzę do ogrodu". Krótko mówiąc, gdyby ci ludzie żyli oraz byli w zdrowiu, byłyby tłumy. Wychodzi na to, najgorzej umierać na końcu.
Mama dopiero co - ledwie minionego trzydziestego pierwszego lipca - obchodziła osiemdziesiąte dziewiąte urodziny. Że co, że wystarczy? Że oooo, ale sobie pożyła. Czcze gadanie. Nie znoszę nawet takiego myślenia. Nigdy nie jest dość. Wola życia tli się u każdego, w tym pragnienie kolejnego nowego dnia. Każdy kochający życie pragnie ujrzeć nadchodzący poranek, poczuć zapachu porannej kawy/herbaty, jak też dostąpić śniadania przynajmniej takiego, jakie raz po raz serwowałem Mamie. Dbałem, by nie tylko jej smakowało, ale i wyglądało. Ser zawsze posypywałem koprem lub szczypiorkiem, a obok drobnych kęsów kanapek nie mogło zabraknąć - w zależności od pory roku - sałaty, drobno pokrojonego pomidora z pietruszką, rzodkiewki i co nie tylko. Dbałem o różnorodność, kolorystykę, zapach, apetyt... Nigdy nie podałbym Mamie jedzenia, które choć trochę zakrawałoby końcem przydatności. Jogurty z końcową datą zjadałem sam, a jej podkładałem najświeższe, najsmakowitsze. Uwielbiała truskawkowe. Teraz wiem, po kim u mnie te truskawki. O Mamę dbałem, ponieważ to moja Mama. A teraz tak bardzo mi Jej brakuje.
Mama mi umarła w objęciach, więc chyba pojmiecie, że zanim zadekowali trumnę, poprosiłem o jej uchylenie, chcąc Mamę zobaczyć ten ostatni raz. Upewnić się, że naprawdę tam jest, bo może to sen, pojadę do Niej, a Mama na kanapie będzie przeglądać jedną ze swych gazetek, w które z Mundim Mamę każdego poniedziałku zaopatrywaliśmy. Wreszcie, pragnąłem dotknąć jej tym razem już lodowatego czoła, musnąć po policzku, no i, nabrać przekonania, iż przychodząc na Jej grób, będę rozmawiać konkretnie z Nią. Kiedyś takich spraw nie pojmowałem, jednak z biegiem lat uciekam w symbolikę. Śmierć mi nieobca, Zulunia też umarła w mych objęciach. Wszystkie te cudowne istoty stają mi się jeszcze bliższe. Czuję za nie odpowiedzialność. Złożyły swe serca na poczet mego.
Mamunię ubrano w jej lubiane ciuszki. Żadne eleganckie tam, ot te, które lubiła, kiedyś chętnie nosiła, w których dobrze się czuła.
Nie zapomnę tego ostatniego razu, postaram się również nie zapomnieć niczego.
Mamuś, na zawsze w moim sercu...
andy
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl
"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań) lub radiopoznan.fm