piątek, 18 sierpnia 2023

starcatcher

Namówiono mnie na tę płytę. Zasugerowano dobre granie i przynajmniej kruszynę emocji. A zatem obecny, jestem.
Powiadają, że Greta Van Fleet to tacy teraźniejsi Led Zeppelin. Dobre sobie. Że co? Do pięt im nie dorastają. Owszem, posłuchać można, szczególnie wobec recesji nieudolnego polskiego rocka, że powstrzymam się o rapie dla durni oraz dicho polo.
Dziwne uczucie, miałem nie kupować więcej tych led'zeppelinowych podrabiaczy, jednak po raz kolejny uległem zapewnieniu, że teraz to już naprawdę. Musisz posłuchać, musisz mieć, to coś dla ciebie. Ludziom należy ufać i starać się z nimi dobrze żyć. Warto też dawać szanse. Pomimo, iż mnie nie dają, a ja muszę. A zatem "Starcatcher", kolejne pudło i zarazem kolejna kula u nogi, która trafia do mojej kolekcji, bo przecież nie wywalę.
Wraz z kolejnym Grety dziełem, umacniam się w uczuciu, że tak naprawdę niezłe mieli jedynie rozkręcające ich karierę "Highway Tune", po czym wszystko sprzeciętniało. Doszliśmy wreszcie do etapu bezradności kompozytorskiej, artystycznej regresji i darcia ryja. Dokładnie tak. Joshua Kiszka nie śpiewa, on się jedynie wydziera. Widać taka konwencja i może tylko ja jej nie chwytam. Kicha zatem jedna, drugą mam w lodówce.
Najlepsze albumowe momenty? Są takie? Jeśli już, żadne na pięć, ani na cztery, maks kilka na tróję, niekiedy na szynach, z których najlepiej zagrały "Sacred The Thread" ,"Meeting The Master" i "Farewell For Now". I jeszcze pianino w "Fate Of The Faithful". Bo przecież jest, nie sądzę, bym się przesłyszał. Resztę rozdajcie, podzięki nie oczekujcie. Blisko trzykwadransowe szkoda czasu.

P.S. To był ostatni taki raz.
P.S. 2. Do pełni 'szczęścia' brakuje nieodzownych przy tego typu okazjach sms'ów, w rodzaju: "naprawdę jest tak źle, możesz coś więcej napisać?".

a.m. 


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"