sobota, 30 grudnia 2017

BOB SEGER - "I Knew You When" - (2017) -









BOB SEGER
"I Knew You When"
(HIDEOUT RECORDS / CAPITOL)

****1/2





Niech nikogo nie zwiedzie na frontowej okładce młoda buźka Segera. Żaden z tego składak czy zagubione dzieło, choć prawdą jest, iż nie mamy do czynienia z całkiem nowym materiałem. Piosenki z "I Knew You When" pisały się latami - przeważnie przez naszego głównego sprawcę, choć nie tylko. Zastanowi kogoś na rewersie okładki niewyraźne zdjęcie z: "Glenn Frey Dr."? Oj właśnie, toż to autentyczna uliczna tablica upamiętniająca Glenna Freya, którą nadano po śmierci Artysty w niewielkim Royal Oak w Michigan. Zjechało wówczas niemało fanów Eagles, jak i samego Freya, by upamiętnić lubianego i przedwcześnie zmarłego muzyka. Bob Seger także poświęcił mu swój najnowszy album - w całości. Choć, by posłuchać specjalnie skomponowanej dla Glenna piosenki "Glenn Song", należy zaopatrzyć się w limitowaną wersję "I Knew You When". A więc tą, na której okładce sylwetkę Segera wkomponowano w czarne tło - "nocna edycja". Ta z tłem białym ("dzienna edycja"), jest uboższa aż o trzy piosenki. Przy okazji, pozwolę zauważyć, że Seger i Frey, byli kumplami przez plus-minus pięćdziesiąt lat, i to takimi, że obaj tytułowali się przyjaciółmi. Segera zatem zobowiązywał ów fakt do nagrania dobrej płyty. Przynajmniej dobrej. A że wyszło rewelacyjnie, to już ingerencja dobrych duszków.
Roots-rock/blues/rock'n'rollowy Bob, zrealizował album tak wysokich lotów, jakby kompletnie na moment zapomniał, że skończyła się już dawna kwiecisto-twórcza epoka 70/80's. Proszę nie zwracać uwagi na frontalny brak dopisku w nazwie, tuż za nazwiskiem Boba Segera: "The Silver Bullet Band", albowiem kompletnie tego faktu w samej muzyce nie dostrzeżemy. Album nosi pełne brzmienie. Znajdziemy lubiane żeńskie chórki, także solidnie naoliwione gitary - w tym nieodłączna gitara slide, jest obowiązkowe pianino, bas i perkusja, a gdzie trzeba także saksofon, klawinet, wiolonczela czy skrzypce. Słowem: klasyczne Seger'owskie brzmienie + natchnione kompozycje.
Rozpędziłem się, i o mało zapomniałbym dodać, iż wszystkie piosenki na "I Knew You When" powstały kilka, a nawet kilkanaście lat temu. Wyjątkiem najstarszy w zestawie "Runaway Train", dla którego Seger nie znalazł czasu podczas sesji do albumu "It's A Mystery" - a to już słono ponad dwadzieścia lat od jego premiery. "Runaway Train" jest jednym z najostrzejszych fragmentów albumu. Absolutnie zrobi z nami co zechce. Nie pozwoli ustać w miejscu, rozkołysze, rzuci o ścianę, zahipnotyzuje wszędobylską slide gitarą i równie miażdżącym saksofonem. Seger śpiewa tu z energią dwudziestolatka - cóż za gardło! Po prostu obłędny kawał hard-bluesa i rock'n'rollowego luzu. Zresztą, podobnie zadziornie otwiera nam się cała ta płyta. Niespełna trzyminutowy "Gracile" należy słuchać głośno i niech mury kruszeją. Zaraz po nim, kompozycja Lou Reeda "Busload Of Faith" - z kultowego Reed'owskiego longplaya "New York". Seger absolutnie nie odebrał jej rockowej mocy, a jedynie wspomógł bluesowym charakterem. Rzecz na trzy gitary - w tym jedną akustyczną, plus puzon, saksofon i kilka trąbek. Murzyńska sekcja - jednymi słowy, a też prawdziwa petarda. Z dumą mógł Maestro podpisać pod piosenką: "Dedicated to the memory of Lou Reed".
Kolejne dwie: "The Highway" oraz tytułowa "I Knew You When" (ależ w tej drugiej przecudownie Bill Payne zagrał na pianinie, zupełnie niczym wczesny Bruce Hornsby) włączam do osobistego rankingu na kandydatki do przeboju roku 2017. Oba kawałki spłodzone przez samego Segera, otoczone entuzjazmem, kapitalnymi melodiami oraz "tym" dawnym klimatem, kiedy Artysta jednym tchem tłukł arcydzieło za arcydziełem - tj. lata 1975-1991, czyli albumy, począwszy od "Beautiful Loser" po "The Fire Inside". Niczego przecież nie ujmując wielu innym udanym dziełom sprzed- lub po-.
Troszkę tu jeszcze wyczekuje na nas niespodzianek. Dla przykładu "Democracy" - z repertuaru Leonarda Cohena. Pod piosenką także stosowne: "Dedicated to the memory of Leonard Cohen". Zadbał w niej Seger o obowiązkowe skrzypce, na których czarująco Deanie Richardson. Są i organy, a i syntezatory, których Leonard Cohen również nie szczędził na nowoczesnej wówczas płycie "The Future". Proszę jednak za sprawą Cohen'owskiego klasyka nie przeoczyć wcześniejszej, blisko 4-minutowej, niespiesznej, podniosłej, i jakby nieco żałobnej pieśni "Something More". Jak również, a może przede wszystkim, wspomnianej już na samym początku, najistotniejszej i pełnej zadumy pieśni: "Glenn Song". W tym konkretnym przypadku Seger przyhamował z blues/rock'n'rollem, wręcz do ceremonialnej aury. No i ponownie "te" skrzypce, które w objęciach Deanie Richardson tryskają pełnym blaskiem - cóż za niesamowita kobieta. Gdyby więc przypadkiem niegdyś Kansas potrzebowali drugie skrzypce, to.... Nie wyobrażam sobie tej płyty w wersji ograbiającej słuchacza z tej konkretnej piosenki. Cóż to za idiotyczny pomysł z jakąś "standard edition" - blokującą dostępu do fajnych: "Forward Into The Past" i "Blue Ridge", oraz kluczowej "Glenn Song".
Jest jeszcze jedna niedługa ballada, pt. "Marie". Cóż, czarodziej z tego Segera.
Ale płyta! Niewiarygodne tylko, że powstała na bazie piosenek pierwotnie odrzuconych, a wręcz niechcianych. Cieszmy się tym bardziej, albowiem powstała najlepsza płyta od czasu genialnej, acz prehistorycznej już "Like A Rock" (1986).






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"