środa, 13 października 2010

Wiele niezrozumiałych ciepłych słów

W minioną niedzielę prowadziło mi się dziwnie program, jak już dawno nie było. Jakiś rozbity byłem, a do tego stale mi ktoś w radio przeszkadzał, zadając tuziny pytań, w sumie o nic ważnego. Cały program, który był w mojej głowie poukładany od wielu godzin, runął w gruzach. Utwory szły nie w tej kolejności co miały, a mnie  język plątał się jak po kilku głębszych, itd... Około północy miałem ochotę powiedzieć: dobranoc! I pewnie, gdyby Afera była moją prywatną stacją, zrobiłbym to, unikając wszelkich tego konsekwencji. A tak... No właśnie, i jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach (miałem już takie w przeszłości, a może to deja vu?), otrzymałem lawinę pochwał, czego nie rozumiem, a nawet nie pochwalam! Już kiedyś tam, dawno temu, powiedziałem na jednym z wieczornych spacerów mojej żonci, że programy nieudane ludzie mi nagradzają, a te w pełni mnie satysfakcjonujące, przechodzą bez echa, czyli, albo akurat ten czy tamten nie mógł słuchać, albo to lub tamto było dla nich nie tak, jakby sobie tego życzyli , itd... Stwierdzić muszę wszakże, że najlepiej przygotowywać na kolanie, nie przykładać się do nich, blubrać trzy po trzy, grać najlepiej składanki z lat 70-80-tych i cześć! Tylko, że ja tak nie potrafię (choć pewnie umiem), i dlatego nadal będę tworzyć audycje tylko mnie satysfakcjonujące. I pewnie tylko dla siebie.