czwartek, 28 października 2010

Troszkę o muzyce

Jesień zasypuje muzyką niczym opadające liście z drzew. I tak jak co roku o tej porze, gromadzę skarby w mym gniazdku, kupując więcej niż zwykła dusza pragnie. Kiedy tego wszystkiego słuchać? Pewnie w grudniu, styczniu i lutym, gdy nic się nie będzie ukazywać. Ale trzeba kupować, bowiem większość płyt w limitowanych wersjach, zniknie za kilka tygodni, miesięcy,...- bezpowrotnie. Dobrze mi z tym od lat, narzekam, ale cieszę się. Nie mam gdzie tych płyt układać, ale zawsze znajduję dla nich miejsce. Podczas, gdy jedni pozbywają się tych "kamlotów" z domu, redukując swe kolekcje do kilku plików w kompie, ja bardzo chętnie je przygarniam, tworząc dla nich nowe miejsca. To brzmi niczym jak wywód nowego szefa jakiegoś schroniska. Schroniska dla płyt. Bowiem trzymam się słów nieodżałowanego Marka Grechuty: "Ocalmy Od Zapomnienia" i nie poddam się, nie dam się empe-trójkom czy tam czwórkom, czy innym cholerstwom. Choć dostaję po nosie, ponieważ nie wszystkie zakupy miewam udane. Np. kupiłem w ciemno nowy KINGS OF LEON, będąc wciąż pod silnym wpływem wspaniałej płyty "Only By The Night", zapominając, że od tego czasu upłynęły dwa długie lata. A przez ten czas muzycy poszli do przodu (czytaj: zmienili się na gorsze). Dlaczego tak musi być, albo raczej, często bywać? Nie pojmuję. Bronią się tylko dwa utwory. Jak na długi album to porażka. Niestety w podobnym świetle widzę (tj. słyszę) nowego BRYANA FERRY'ego. Zupełnie rozmydlony, papkowaty pop. I co z tego, że ze sztabem wybitnych muzyków i producentów, skoro zasnąć można nie doczekawszy końca płyty. A przesłuchałem ją blisko dziesięć razy!!! Od dechy do dechy!!! No, chyba, że nie teraz jest klimat dla takiej muzyki. Poczekam, zobaczę, może musi się odleżeć. Najlepiej na tym tle wypada nowy MANIC STREET PREACHERS. Jest tutaj kilka niezłych piosenek, choć to także nie jest płyta moich marzeń. Podobnie myślę o nowych: BLACKMORE'S NIGHT, OMD, REVOLUTION RENAISSANCE, KISKE & SOMERVILLE, KENT, i kilku innych, których nazwy nie przychodzą mi teraz do głowy. Za to palce lizać po wysłuchanych nowych albumach wykonawców: HURTS (jakże zmysłowo przeniesiony duch lat 80-tych do współczesności),  DEINE LAKAIEN (mieli lepsze, ale i tak na "Indicator" jest dużo pięknej muzyki), BRANDON FLOWERS (bardzo ładne piosenki lidera The Killers, bijące na głowę dwie poprzedniczki zespołowe),... Mógłbym takie płytowe za i przeciw stawiać tutaj obok siebie, ale tak naprawdę martwi mnie, że nic mnie nie rzuca na kolana. Mało urzeka, mało wciąga. Myślę o jesieni, bowiem wiosna była w miarę dobra. A teraz, no właśnie, najbardziej działa na moje zmysły stara dobra muzyka. Najlepsza na świecie. Niezniszczalna. Prawdziwa. Zagrana z duszą i pasją, czego brakuje często twórcom dzieł terażniejszych. A może to przesilenie jesienne? Dopiero się zaczęła smutna pora roku, a tu już przesilenie? Widać tak diabelstwo działa na mnie.