piątek, 22 października 2010

Jesień, zima,...a kot musi się cieszyć

Siedzą przy oknie dwa koty, stary i młody. Młody słodko naiwny mówi do starego: ale ślicznie, zobacz, śnieżek pada, na co stary kocur, wygiąłwszy wąsy w stronę ziemi odburknąl: yyyhhhy, nadchodzi pół roku syfu :-(  Dokładnie tak się czuję i ja, jak ten stary kocur. Ciekawe jak się czuje ten śmietnikowy, którego codziennie z żoną podkarmiamy. Ma tak łobuz wyliczone, co do minuty, że jak przyjdziemy zbyt póżno z karmą, to stoi na środku drogi i miauczy niczym rozwścieczony tygrys. Dla niego i jego rodzinki idą złe chwile, codziennie coraz zimniej, a raczej mrożniej, wietrzycho kłuje po szyi, aż się prosi o drugą warstwę skarpet, brrr! Dzień się skraca niebezpiecznie szybko,a na moim osiedlu w porze kolacyjnej już nikt nie spaceruje, chyba że przymusowo z psiakiem lub zapominalski zasuwa do sklepu, gdy po otwarciu lodówki ujrzy brak schłodzonego piwska. Oczywiście szarzyzna ma  i swoje plusy, więcej możemy słuchać muzyki, ale nie pozwólmy, by plusy przysłoniły nam minusy. Ten okres trzeba przeczekać, przecierpieć, wiem, tylko że ja już nie tak młody, gdy ujrzę lustrzane odbicie i szkoda mi każdego straconego dnia, bo każdy brzydko-deszczowo-wietrzny za taki w mym sercu uchodzi. Byle do wiosny! - krzyknąć z radością się chce, a na usta ciśnie się: eee, jakoś to wytrzymam! Tylko, ze coraz mi to trudniej przychodzi, i choć z biegiem lat czas przybiera na prędkości, to jesionio-zima ciągnie się niczym guma balonowa stąd po Archangielsk. Dość narzekania, Maslowski, weż się w garść, a co ma powiedzieć twój kociak śmietnikowy, skoro dla niego w to zimnicho jedyną radością jest ten kubełek żarcia  pozbierany z niezjedzonych kęsów moich domowników. Ten biedny mały drapieżnik musi przetrwać, przynajmniej do marca, by gatunkowi pomóc. I nie może ponarzekać na swe psie ,o przepraszam, kocie życie.