Marzec, czyli miesiąc przedsionek do cieplejszych dni. Niby jeszcze nie wiosna, lecz z każdym dniem coraz przyjemniej. Czekałem na ten moment z niecierpliwością.
Nie lubię października, jeszcze bardziej listopada, grudzień jako tako, bowiem jest świątecznie, a co za tym idzie: optycznie "kolorowiej". Nie cierpię stycznia oraz lutego, choć ten ostatni, to już taka zima na wygnaniu. Jestem miśkiem, który najchętniej przespałby całą jesień i zimę, ciesząc się życiem tylko wiosną i latem. Wcale nie żałując przespanej połowy życia.
Ostatnio przybyło mi nieco fajnych ciuchów, ale obiecałem je przyodziewać, gdy na dworze (dla Krakusów: na polu) zrobi się miło i ciepło. Szkoda szmatek na ten wciąż jeszcze szary czas. Konkludując, w kolejnym wcieleniu proszę o żywot w południowej części Europy, choć niekoniecznie w Bułgarii.
Słuchacz O.P.Bartek zadbał o Nawiedzonego podrzucając garść trudnej do zdobycia muzyki, w tym jedną "wypałkę" na moją prośbę. I tej "wypałki" słucham do utraty tchu. Rzecz obłędna. Wściekłość ogarnia, że nie da rady jej wspólnie posłuchać w jakąkolwiek niedzielę. Mowa o płycie wydanej w 2016 roku, najprawdopodobniej w mikroskopijnym nakładzie. Ostatnio widziałem ją na internetowych aukcjach. Ceny: 65 euro (oferta z Włoch) oraz 99 $ (ta ze Stanów). Zespół zwie się Santa Ana Winds. Album zawiera 8 kompozycji i są to same covery. Rzecz nie do opowiedzenia. Jest to melodic rock/AOR jaki kocham najbardziej. Słucham więc wypałki i wściekam się, że nie mogę tej muzyki zaprezentować na forum publicznym. Nie zjadę jednak do poziomu mp3, nawet gdy sprawa dotyczy najcudowniejszego grania. I każdy kto posłucha "Don't Stand In My Way", "Blinded", "Love Is A Mystery" czy "You" zrozumie, co mam na sercu.
Santa Ana Winds nie tworzy nikt znany. Nawet najwytrawniejsi znawcy gatunku wymiękną przy nazwiskach wokalistów: Brada Henshawa, Davida A., Saylora oraz wokalistki Rebekki Owen. Lecz jeśli lubicie Stana Busha, 101 South, Roberta Teppera, Johna Parra czy Kenny'ego Logginsa, padniecie z wrażenia. Słucham na okrągło i liżę podłogę. Ta muzyka chodzi po wodzie. Jeśli ktoś marzy o raju, to tutaj go ma. Kolory tęczy wydają się ubogie przy zapisanych tu melodiach. Powiedzieć, że płyta bardzo dobra, to dla niej potwarz. To są klęczki.
I tyle tylko chciałem. Po takiej muzyce nie mam już nic więcej do powiedzenia.
Dziękuję za uwagę.
P.S. Wczoraj zmarł eks-basista Survivor, Stephan Ellis. Poświęcę mu osobny tekst oraz kawał czasu w audycji.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"
Nie lubię października, jeszcze bardziej listopada, grudzień jako tako, bowiem jest świątecznie, a co za tym idzie: optycznie "kolorowiej". Nie cierpię stycznia oraz lutego, choć ten ostatni, to już taka zima na wygnaniu. Jestem miśkiem, który najchętniej przespałby całą jesień i zimę, ciesząc się życiem tylko wiosną i latem. Wcale nie żałując przespanej połowy życia.
Ostatnio przybyło mi nieco fajnych ciuchów, ale obiecałem je przyodziewać, gdy na dworze (dla Krakusów: na polu) zrobi się miło i ciepło. Szkoda szmatek na ten wciąż jeszcze szary czas. Konkludując, w kolejnym wcieleniu proszę o żywot w południowej części Europy, choć niekoniecznie w Bułgarii.
Słuchacz O.P.Bartek zadbał o Nawiedzonego podrzucając garść trudnej do zdobycia muzyki, w tym jedną "wypałkę" na moją prośbę. I tej "wypałki" słucham do utraty tchu. Rzecz obłędna. Wściekłość ogarnia, że nie da rady jej wspólnie posłuchać w jakąkolwiek niedzielę. Mowa o płycie wydanej w 2016 roku, najprawdopodobniej w mikroskopijnym nakładzie. Ostatnio widziałem ją na internetowych aukcjach. Ceny: 65 euro (oferta z Włoch) oraz 99 $ (ta ze Stanów). Zespół zwie się Santa Ana Winds. Album zawiera 8 kompozycji i są to same covery. Rzecz nie do opowiedzenia. Jest to melodic rock/AOR jaki kocham najbardziej. Słucham więc wypałki i wściekam się, że nie mogę tej muzyki zaprezentować na forum publicznym. Nie zjadę jednak do poziomu mp3, nawet gdy sprawa dotyczy najcudowniejszego grania. I każdy kto posłucha "Don't Stand In My Way", "Blinded", "Love Is A Mystery" czy "You" zrozumie, co mam na sercu.
Santa Ana Winds nie tworzy nikt znany. Nawet najwytrawniejsi znawcy gatunku wymiękną przy nazwiskach wokalistów: Brada Henshawa, Davida A., Saylora oraz wokalistki Rebekki Owen. Lecz jeśli lubicie Stana Busha, 101 South, Roberta Teppera, Johna Parra czy Kenny'ego Logginsa, padniecie z wrażenia. Słucham na okrągło i liżę podłogę. Ta muzyka chodzi po wodzie. Jeśli ktoś marzy o raju, to tutaj go ma. Kolory tęczy wydają się ubogie przy zapisanych tu melodiach. Powiedzieć, że płyta bardzo dobra, to dla niej potwarz. To są klęczki.
I tyle tylko chciałem. Po takiej muzyce nie mam już nic więcej do powiedzenia.
Dziękuję za uwagę.
P.S. Wczoraj zmarł eks-basista Survivor, Stephan Ellis. Poświęcę mu osobny tekst oraz kawał czasu w audycji.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"