piątek, 8 marca 2019

WHITE LIES - "Five" - (2019) -








WHITE LIES
"Five"
( [PIAS] )

****




Na początku wciśnięto ich w rolę spadkobierców Joy Division, a niekiedy też przywoływano ducha wczesnych New Order. Tym samym White Lies - wraz z Editors oraz Interpol - znaleźli się w gronie przedstawicieli wykonawców młodej generacji, którzy w nowych czasach próbują podtrzymać dobre imię przelicznych post-punkowców, nowofalowców, a niekiedy też nowych romantyków. I szczególnie ten ostatni nurt wydaje się dobrze służyć "Kłamstewkom", którym na poprzedniej - doskonałej! - płycie "Friends" przyszło oddać chyba nieświadomy pokłon Ultravox, choć późniejszym Roxy Music, akurat z jak największą premedytacją. Najnowsza płyta "Five" trzyma więc kurs obrany przed trzema laty i delikatnie odcina się od surowej atmosfery dokonań ekipy Iana Curtisa. Pomimo tego nadal wielu dziennikarzy doszukuje się u ekipy dowodzonej przez Harry'ego McVeigh odniesień do chwalebnego "Closer", pomimo iż ech tamtej twórczości na "Five" znajdziemy dokładnie tyle, ile cyjanku w jabłkowych pestkach.
Zastanawiałem się, jak to możliwe, że na pierwszy singiel wybrano 7,5-minutowe "Time To Give". I tu zaznaczmy, zarówno wersja albumowa jak też singlowa szczycą się identyczną objętością czasową. Ciekawe, które radio zagra w całości takiego długasa, i to jeszcze w godzinach najlepszej słuchalności? Oczywiście na potrzeby medialne niektóre, a nawet większość radiostacji piosenkę przytnie, a to już niestety poziom jazdy bryczką po torze wyścigowym.
Pełną wersję "Time To Give" trzyma swego rodzaju dramaturgia, więc ewentualne odzieranie niniejszej kompozycji z najlepszych cech, zakrawa o kryminał. Proszę zwrócić uwagę na te staromodnie brzmiące syntezatory, jak też na wysublimowaną linię basu - cudo!. No i oczywiście na chłodny głos Harry'ego McVeigh. Tylko jego kruszący tynki śpiew czyni dobitną różnicę pomiędzy skojarzeniami z zespołem Midge'a Ure'a. A on sam, gdyby tutaj ryknął, rozsunąłby chmury. Na szczęście Harry McVeigh nie stara się zostać drugim Midge'em Ure'em, co tylko dobrze służy sprawie. Natura obdarowała go zdecydowanie mroczniejszym nowofalowym głosem, więc w razie ewentualnego schyłku White Lies, da on sobie radę nawet w jakimś surowym gitarowym bandzie.
"Time To Give" spowodowało, że sięgnąłem po album Ultravox "Quartet", a przy okazji założyłem czarne spodnie, białą koszulę, a grzywę przyczesałem pod górę. Jednocześnie poczułem się, jak jeden z bohaterów okładki "Vienna".
Na drugi rzut otrzymujemy ledwie trzy- i półminutowe "Never Alone", i to też klasowa kompozycja. Trzeba uczciwie zaznaczyć, że z lekka nawet powiewająca echem inspiratorów z Joy Division. Jednak White Lies brzmią pozytywniej, nie ma w nich za grosz ascetycznego pierwiastka, więc stawianie ich w roli współczesnych Joy Division wydaje się równie trafione, co "boska" linia wzornicza Daewoo Tico.
Początek albumu zatem wymarzony. Można tylko żałować, że lirycznie White Lies nie porażają. Jednak właśnie to dobitnie pokazuje, że w wygodnych czasach szeroko zakrojonego konsumpcjonizmu, artystom do płodzenia ciekawych liryków brakuje inspirujących, a życiem pisanych rewolucji. Dlatego w przypadku White Lies pozostaje jedynie dobra muzyka. Ale nie narzekajmy, historia to oceni, a my słuchajmy dalej, ciesząc się bogactwem nagromadzonych tu melodii, zmysłowych aranżacji oraz iście kunsztownej gry Londyńczyków.
Każda postawiona tu nuta zapisuje się w pamięci, a to na współczesnych płytach zjawisko nieczęste. "Kłamstewka" z dużą swobodą konstruują wciągające zwrotki i klarowne chwytliwe refreny. Dlatego w późniejszym toku dzieła, takie "Finish Line", "Kick Me", "Tokyo", "Jo?" czy "Believe It", flirtują z nami, za nic nie dając się ograbić z zasłużonych komplementów.
Dla mnie jednak największym atutem instrumenty klawiszowe. Słysząc echa dawnego Billy'ego Curriego jestem kupiony bez reszty. Proszę pod tym kątem posłuchać "Jo?", "Time To Give" czy "Believe It".
Na podstawie "Five" myślę sobie, dobrze, że wielu młodych reprezentantów współczesnej młodej fali nasłuchało się OMD, Human League, Johna Foxxa, Ultravox, Icehouse, Visage, Joy Division, A Flock Of Seagulls, a nawet Alphaville, ponieważ od zawsze lubiana muzyka wciąż ma się dobrze, i nadal gra.
"Five" spełniło me oczekiwania, a z upływem czasu tylko zyskuje. Jednak w oczach wcześniejszej "Friends", dostrzegam dumę - z bycia niepokonaną. 






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"