czwartek, 1 lutego 2024

'genesis'

Licencji w tej naszej socjalistycznej Polsce mieliśmy jak na lekarstwo, ale gdyby tak pozbierać... Oto polski longplay Genesis "Genesis", wydawnictwo Polskie Nagrania 'Muza', numer katalogowy SX 2976, cena 36.200 złotych. Premiera światowa 1983 r., u nas z przyczyn obiektywnych 1991. Poszło na ostatni winylowy gwizdek, zanim muzykę zdominował compact disc. To już pięć minut po pe-er-elu. Polskie Nagrania przebudziły się w czasie, kiedy byłem już dorosłym facetem i od dawna wiedziałem, co w trawie piszczy. Ale lepiej późno, niż wcale. Mimo wszystko, miło było poczuć światowość, kiedy ta stołeczna firma zakontraktowała kilka premier płytowych zgodnie z obowiązującymi w tym biznesie regułami, bo nie wiem, czy pamiętacie, ale takie AC/DC "The Razors Edge", wydaliśmy dokładnie w dniu światowej premiery. Nie tylko, Madonnę "I'm Breathless", także. Do dzisiaj pamiętam, maj 1990. Było to tak duże wydarzenie, że nawet o sprawie zakomunikowano w Teleexpressie. Duma rozpierała. Od teraz koniec Polski marginalnej i przestarzałej. Dopadła mnie taka świadomość. Początek drogi ku wolnej gospodarce, kolorom i normalnościom. A już za chwilę, i u nas nieśmiało inicjowały się sklepy muzyczne, z jakże innym repertuarem od dawnych księgarń proponujących w nadmiarze orkiestry wojskowe, opolskie gwiazdy oraz licencje z nikomu nieznanymi country'owcami, estradowymi Szwedami, Belgami i Francuzami lub podejrzanymi orkiestrami, uprawiającymi na ubogi aranż repertuar George'a Gershwina, Raya Conniffa lub Engelberta Humperdincka. Takich 'atrakcji' tłoczono potworne ilości. Próbowano zaspokoić niedobory światowej kultury taniochą, na dodatek w szpetnych okładkach. Nie pozbędę się widoku tych płyt do końca życia, raz - sam trochę mam, poza tym, te walają się po przeróżnych antykwariatach, niczym niewypędzona dżuma.
A zatem, Genesis "Mama". Albowiem taki właśnie tytuł przypisano albumowi, który oficjalnego tytułu nie posiadał. Ochrzczono go nazwą grupy, jako "Genesis". To tytuł do encyklopedii i katalogów, dla fanów na zawsze "Mama".
Oparty na keyboardzie, automacie perkusyjnym oraz burdelowym teledysku 'tytułowy' kawałek, do dzisiaj nie schodzi u fanów z grona faworytów, a w przynależnej mu epoce królował w top 5 na Wyspach.
Nie jest to wielkie albumowe dzieło zespołu, którego na wielkość nieraz było stać, jednak mamy tu kilka ładnych fragmentów, jak np. dwuczęściowe, w pierwszej fazie przebojowe "Home By The Sea" , bądź jak zawsze u Collinsa śliczną balladę "Taking It All Too Hard". Cosik dla entuzjastów "Man On The Corner" z wcześniejszego "Abacab", pomimo iż ostatecznie temat nie tej miary, co "Follow You Follow Me".
A skoro powyżej szepnąłem o polskich wydawnictwach na światowy czas, muszę się uzupełnić, otóż Polskie Nagrania 'Muza' również zlicencjonowały solowego Phila Collinsa "... But Seriously", i stało się w przynależnym mu tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym. Z tym, że tutaj akurat nie pomnę, czy album wypuściliśmy zgodnie z nadaną mu datą.

Dopisano:
P.S. A nie, jednak dobrze mnie wzięło pod zastanowienie, bo teraz sprawdzam tego Phila Collinsa "... But Seriously", a na polskiej okładce: 1990. I teraz nawet sobie przypominam, że dokładnie, wraz z tym Collinsem, Polskie Nagrania wypuściły licencję "Journeyman" Erica Claptona. To był jeden do sklepów rzut.

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa)