piątek, 17 listopada 2023

dopłynęło

Przybiła ze Stanów do portu dwukontygnacyjna paka z kompaktami. Wyprzedaże garażowe na coś się zdały. Sisterka wynalazła dla mnie ponad dwieście tytułów, które nabyła za psie pieniądze. Nasi handlarze zaraz dowaliliby ceny, że niby wydania USA, więc cena taka, i że ma się rozumieć. A tam to nic nie kosztuje. Amerykanie wolą oddać za bułkę z masłem, zamiast wywalić. Ależ płyty! Szanowni Państwo, od wczoraj z wypiekami na twarzy segreguję, a niekiedy wymieniam pudełka. Sporo nie wytrzymało transportu. Inna sprawa, średnio Sisterce w punkcie kurierskim całość zapakowali. Nieważne, przynajmniej uważniej wszystkiemu się przyjrzę. Pudełek mam tony, to jeszcze pozostałości po niegdyś prowadzonym sklepie.
Sporo broadwayowskich musicali, trochę soundtracków, wszystko stare amerykańskie tłoczenia, głównie z lat osiemdziesiątych. Jak ja lubię te dawne kompakty. Zupełnie inny papier, pudełka, staranność wykonania. No i, nie brak country. Temat szczególnie mnie ujmujący. Już po kilku/kilkunastu okładkach wiem, co ze mną ta muzyka zrobi.
Na pierwszy rzut poszedł Dan Seals "Rage On". Spojrzałem na okładkę i już wiedziałem, że jest po mnie. Kapitalne. Całości posłuchałem dobre cztery, a może i pięć razy. Jakież tu potężnie piękne country-ballady, niekiedy softrockowe. Dopomogli w atmosferze stosowni muzycy, m.in. z obozów Toto, Giant, Steppenwolf czy The Allman Brothers Band. Numery "They Rage On" czy "Addicted" - oszalałem. Miłość od pierwszego wejrzenia. A przecież "Rage On", to album z 1988 roku. Nie znałem. Nie mogłem. Jestem z Polski. Pomyłkowo. Moja natura ociera się o Kalifornię czy Nashville, i bliżej mi do Johnny'ego Casha, niż np. Eda Sheerana. Kocham zieleń, Słońce i lazur wody, nie znoszę łysych drzew.
Wyjaśniło się, kim jest Dan Seals. A raczej był, wszak facio umarł w dwa tysiące dziewiątym. Otóż, Dan to wokalista i akustyczny gitarzysta, co przede wszystkim młodszy brat Jima Sealsa. Nie wiedziałem, że Jim Seals miał brata, a Jima Sealsa znam przecież, od strony nut nawet dość dobrze. Od lat posiadam kilka jego winyli, ze współtworzonego z Dashem Croftsem duetu, jako Seals And Crofts. I bardzo możliwe, że obaj ci panowie byli u mnie niegdyś na radio, albowiem dwa winyle mam od ho ho ho przerzucone na srebrzyste dyski z audio wypalarki.
Nie sądzę jednak, bym nazbyt wielu Nawiedzonych zainteresował takim graniem, tym bardziej samym Danem Sealsem, ale i tak za wielu Słuchaczy w tej naszej ambitnej, acz niszowej rozgłośni nie skrywam, więc żadne ryzyko jakiegoś znacznego wypięcia na mą audycję. Inna kwestia, że w moim wieku już nie ciśnie. Ani na mikrofon, ani na szkło, więc najwyżej, za to country się poobrażają i już w ogóle odtąd będę grywał do pustej sali.
Jeszcze na moment przystając przy dosłownie przed chwilą odkrytej płycie "Rage On", bardzo lubię zacumowane tu ejtisowe brzmienie. Tę zagubioną już dziś umiejętność realizacji gitar, klawiszy czy wszelakich innych instrumentów, z którą to umiejętnością obcuję tu na każdym kroku. Cóż za epoka. I ta świadomość, że jakże przerąbane mają ci, co tego nie czują, albo co gorsza, po prostu mają na takie granie wyrąbane. Błąd. Muzyka piękna, przepiękna, a wyrąbane to należy mieć na ludzi, których muza nie rusza. Jaki to sens dreptać po tym łez padole? Bez muzyki to najlepiej strzelić sobie w łeb. Korzystając zatem z okazji, a i narosłej ku odpowiedniej puencie retoryce, chętnie dokleję się do słów jednego z muzycznych wieszczy: ludzi, których nie interesuje muzyka, nie interesują mnie jako ludzie. 

a.m.

"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"