piątek, 24 listopada 2023

Boss koncertowo

Koncertów Bossa ciąg dalszy. Po ogromnym sukcesie tegorocznych, na przyszły rok równie imponujący kalendarz. Najbliżej nas w Pradze. Wydarzy się 28 maja. Załadowane niemal pół Europy. I tu przystańmy, z uwagi na potężne ciśnienie, właśnie zakontraktowano drugie show w Barcelonie. Jest też parę innych dubli, jak Londyn, Mediolan, Nijmegen czy Sztokholm. To i tak nic, w Madrycie odbędą się aż trzy. Warto poszukać biletu do własnego świata rozrywki.
A u mnie z podwójnego kompaktu londyński występ z końca 1975 roku w Hammersmith Odeon. W ramach tournee po albumie "Born To Run". Pierwotnie wydano go w ramach 30-rocznicowej edycji powyższego albumu, by nieco później także jako osobne wydawnictwo.
Springsteen, wbrew pozorom, wcale nie ma zbyt wielu fonograficznych live'ów. Nie licząc wizyjnych. Faktem, iż ten segment wydawnictw nieco tuszuje niedostatki w nośnikach audio. Tym bardziej wciąż cieszy pełnometrażowy zapis występu z 18 listopada 1975 roku, zamiast kolejnego silenia się na ograniczone kosztami highlightsy. Tak właśnie powinno się budować na płytach albumy koncertowe. Od a do z.
Springsteen w tamtych latach w Europie dopiero przecierał szlaki, natomiast Amerykanie już mieli na jego punkcie bzika. Chociaż... chociaż... pierwsze dwie płyty nie sprzedawały się najlepiej, co groziło utratą kontraktu. Bossowi przedstawiono jasną wizję ze strony zarządu CBS/Columbia, by ten koniecznie wyprodukował przynajmniej jeden mocny przebój. Spłaciło się z nawiązką, tym przebojem okazała się cała płyta "Born To Run".

Jakże wymownie prezentował się umieszczony na zewnętrzu koncertowej hali Hammersmith baner: "finally London is ready for Bruce Springsteen And The E Street Band", co dosłownie przekładało się na: "Londyn jest wreszcie gotowy na Bruce'a Springsteena i jego E Street Band".
Wspaniały koncert, choć może wydać się mało przebojowy dzisiejszemu młodszemu odbiorcy, który hitowe piosenki Springsteena upatruje tak mniej więcej od "Born In The U.S.A.".
Magia koncertów lat siedemdziesiątych. Jeszcze na długo przed telefonią komórkową. Nikogo nie absorbowały zatem kliknięcia, zoomowanie, livestreamowanie i co nie tylko. Co najwyżej, płomienie z zapalniczek, i to w najstosowniejszych momentach. W grę wchodziło słuchanie pełną gębą, całym sobą. I ten live to odzwierciedla.
Najlepsze momenty? Na pewno pierwsze dwa od brzegu numery, czyli gorące wówczas "Thunder Road" oraz "Tenth Avenue Freeze-Out". Ten drugi, o tyle istotny, iż nawiązuje do powstania E Street Bandu. Jest historycznie, nie wolno przeoczyć.
Ponadto poruszająca, niemal wykrzyczana, z każdą nutą coraz mocniejsza ballada "Lost In The Flood". Rzecz o pewnym weteranie wojny wietnamskiej. Idealny temat dla naszego guru, który z dużą swobodą odnajdował się w songach społecznych, zawsze pojawiając się tam, gdzie lud go potrzebował. Springsteen od zarania wykazywał wrażliwość na punkcie niegodnie traktowanych przez jego Państwo ludzi, szczególnie tych, którzy w jego imię poświęcili zdrowie, często rujnując życie. Chwytająca za mięsień sercowy piosenka, i tylko szkoda, że nigdy nie przebiła się do katalogu tych najważniejszych.
Dorzucę jeszcze dwie, a mianowicie wyróżniki albumu "Greetings From Asbury Park, N.J.", tj. kompozycje: "Spirit In The Night" oraz "For You". Obie, oprócz mnie, ukochał w dekadzie 70's klawiszowiec Manfred Mann, lider Ziemskiej Orkiestry, zatem przy tej okazji koniecznie polecam i jego interpretacje. Ponad 7-minutowe, ozdobione pianinem, saksofonem i oczywiście w pełnym rynsztunku rockową sekcją "Spirit In The Night", to witalny, dość wyluzowany numer, który lirycznie wije o paczce młodych ludzi udających się na noc wolności, ze wszystkimi uciechami życia i tego ewentualnymi konsekwencjami. W wersji Manfreda Manna utwór brzmi dostojniej, w sensie progresywniej. -- Z kolei "For You", ukazuje drugą zdolność Bossa, czym umiejętność gry na pianinie. Posłuchajcie, jak wokalnie maestro intonuje, a potem z każdą sekundą całość wzmacnia. Jak ta jego młodzieńcza chrypka cudownie pasuje do skrywającej bujne włosy wełnianej czapy i zarostu na twarzy. Na co dzień "For You" to rockowy numer, a w refrenie u Manfreda Manna to już absolutny czad, tu zaś powstała natchniona ballada, w której mistrzunio śpiewa o kobiecie próbującej popełnić samobójstwo. Jego narracja staje rolą, by w trakcie tej piosenki kobietę uratować. Dlatego dobrze, że po tak poruszającym fragmencie, na koniec poszedł istny rock'n'roll/rhythm'n'bluesowy żywioł "Quarter Of Three". I tylko szczęśliwcami ci, co mieli możliwość.

a.m.

"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"