poniedziałek, 25 listopada 2019

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 24 na 25 listopada 2019 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań + zastępstwo w "BLUES RANUS"




"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, 24/25 listopada 2019 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja: Majka Chaczyńska
prowadzenie: Andrzej Masłowski







THE HOLLYWOOD VAMPIRES - "Rise" - (2019) - w sierpniu przyszłego roku przyjadą do Doliny Charlotty. Trafia się niesamowita okazja, by nareszcie Alicji Cooper spojrzeć w oczy. Do tej pory nie miałem szczęścia, więc może po genialnym koncertowo roku 2019, 2020 nie będzie gorszy.
- People Who Died - {The Jim Carroll Band cover} - śpiew JOHNNY DEPP

AXXIS - "Back To The Kingdom" - (2000) - nadal nie mam najnowszej re-recorded kompilacji Axxis "Best Of EMI Years", ale jestem bardzo cierpliwy. Wczorajszego "Only God Knows" na nowym wydawnictwie nie uświadczymy, ponieważ to już późniejszy okres - dla Massacre Records, natomiast wyczekiwane podwójne CD zdominują nagrania z pierwszych pięciu płyt, i jak tytuł sugeruje, z katalogu EMI Records.
- Only God Knows

AXXIS - "reDISCOver(ed)" - (2012) - w tamtym czasie poprosiłem kolegę o załatwienie "reDISCOver(ed)" poprzez eBay (u nas długo tej płyty jakoś nie było), a on nie będąc wielbicielem takiego grania i tym samym niczego nie przeczuwając, zamówił kompakt u samego Harry'ego Oellersa - klawiszowca Axxis. Płyta bez żadnego pośrednictwa prostą drogą trafiła do mnie, przez co dorobiłem się pamiątkowego stempla Oellersa, a już z samego wnętrza koperty wyciągnąłem płytę z pobadźganą okładką, choć przecież podpisaną przez wszystkich muzyków. Normalnie człowiek z radości podskoczyłby i wyrżnął w sufit, ja zaś od razu pomyślałem, jak tu zdobyć drugi, tym razem nieskazitelny egzemplarz. Do dzisiaj mam tylko jeden, lecz wszystko przede mną.
- White Wedding - {Billy Idol cover}
- My Heart Will Go On - {Celine Dion cover}

WORK OF ART - "Exhibits" - (2019) - album, który wczoraj zebrał niespodziewany grad pochwał. No proszę, a ja do tej pory myślałem, że taka pop-rockowa, delikatnie podmetalizowana muzyczka, to tylko coś dla mnie. Czasem mnie Słuchacze zaskakują, bo gdy stawiam, że za sprawą jakiegoś super wynalazku padną na kolana, ci milczą, a gdy zaprezentuję coś w moim przekonaniu poprawnie udanego, potrafią dostrzec walory, do których ja potrzebowałbym lupy.
- Another Night
- What You Want From Me
- Let Me Dream

REVOLUTION SAINTS - "Revolution Saints" - (2015) - pod koniec stycznia Revolution Saints wydadzą trzeci album. Jego tytuł "Rise". Znamy okładkę, nawet tracklistę. A jeszcze band na Facebooku udostępnili niecierpliwym jeden kawałek. Niby to taki singiel. Jak to idzie najnowszym zwyczajem, nienośnikowy. Co to takie słuchanie z komputerka. Cienkie niczym cherry popijane na babcinym przyjęciu. Debiut Revolution Saints to mój osobisty top 2015 roku. I nie mam nic przeciwko, by ci sami muzycy niebawem pokonali samych siebie.
- Here Forever
- Strangers To This Life

REVOLUTION SAINTS - "Light In The Dark" - (2017) - śpiewający perkusista Deen Castronovo (ex-Journey, ex-Bad English, The Dead Daisies) wygląda na członka narkotykowego gangu, a ku zdumieniu włada cholernie przyjemnym głosem, którym wyraża artystyczną bliskość ze Steve'em Perrym. Szalenie fajny gość, pod warunkiem, że nie bije własnej żony, za co jakimś cudem nie trafił do pudła. Dzięki temu nadal tworzy i nagrywa - i to z kim! - na gitarze Doug Aldrich (ex-Whitesnake, ex-Dio i jeszcze kilka innych) oraz basista Jack Blades (ten od Night Ranger czy Damn Yankees). Sami mocarze.
- Running On The Edge

PRIME TIME - "Free The Dream" - (2001) - trzeci i zarazem ostatni album leciutko metalowych Duńczyków, którzy powstali na gruzach równie mało znanej formacji Narita. Profesjonalne kroki stawiał w niej nawet sam Andre Anderson - późniejszy szef Royal Hunt. Zaś na debiutanckim albumie "The Unknown", w bębny walił obecny perkusista Pretty Maids, a ex-muzyk Royal Hunt, Allan Sørensen. W 2001 roku padałem tej muzyce do stóp. No, ale miałem 36 lat. Dzisiaj mam 136, więc zakochuję się nieco ostrożniej. Na szczęście taka muzyka wciąż na mnie działa.
- Hanging On
- You Still Belong
- Forever You And I

PRETTY MAIDS - "Undress Your Madness" - (2019) - kolejni Duńczycy, ale tym razem nieporównywalnie sławniejsi. I zresztą przed chwilą wywołani do tablicy. Ich najnowszy album wymiata, pozostawiając całą konkurencję w tyle. Ronnie Atkins śpiewa porażająco. Jego struny głosowe bywają napięte niczym bungee. Troszczę się o jego zdrowie, będąc dobrej myśli. Fantastyczny album, o jakże innym zakresie emocji, niż jakieś modne dzisiaj chilloutowe pierdy.
- If You Want Peace (Prepare For War)
- Black Thunder
- Strength Of A Rose

GARY HUGHES - "Precious Ones" - (1998) - trzeci solo album lidera Ten, nagrany w gwiazdorskiej obsadzie (na gitarach Vinny Burns, Ralph Santolla oraz Aziz Ibrahim), choć w 1998 roku nikt tego faceta u nas nie znał. W moim kraju, w słusznej dla tej płyty epoce, chyba tylko ja się nim zachwycałem. Minęły dwie dekady i nic się nie zmieniło.
- The Colours Of My Life

SNEAKER - "Sneaker" - (1981) - krótko działająca amerykańska formacja, która na początku lat 80-tych dorobiła się dwóch albumów i zniknęła bez śladu. Elegancki, wysmakowany rock, pełen soul-funk-jazz, niekiedy też country'ujących motywów, a więc coś dla wielbicieli poczynań Toto, Boza Scaggsa, Eagles czy nawet Steely Dan. Zresztą kompozycja tych ostatnich - "Don't Let Me In" - rozpoczynała ten właśnie album. Piosenka stała się umiarkowanym przebojem, choć wytwórnia na singla wybrała kolejny w zestawie "More Than Just The Two Of Us", którego do kompletu także posłuchaliśmy.
- Don't Let Me In - {Steely Dan cover}
- More Than Just The Two Of Us

JETHRO TULL - "J-Tull Dot Com" - (1999) - aktualna paczka Iana Andersona zawita do Polski w kwietniu 2020 r. na trzy koncerty. Uwaga!, jeden w Poznaniu. Konkretnie, 6 kwietnia w Auli UAM. Ciekawe, jak w pomieszczeniu przystosowanym dla chórów i orkiestr wypadną rockowi Jethro Tull. Tym bardziej, że program występów szczęśliwie nie będzie wić się wokół nudnego albumu "The String Quartets", a złożony zostanie z tematów pierwszych pięciu, zdecydowanie blues-rockowych oraz progresywnych albumów - począwszy od "This Was", na "Thick As A Brick" skończywszy.
- Wicked Windows

JETHRO TULL - "Too Old To Rock'n'Roll: Too Young To Die!" - (1976) - zbyt stary na rock and rolla, zbyt młody by umrzeć - trzymam się maksymy tego tytułu od dawna, choć nigdy nie pasował on do mnie lepiej niż obecnie. Lubię tę płytę, pomimo iż Jethro Tull miewali lepsze. Ale tutaj zadziałało coś w rodzaju sentymentu, ponieważ to także jedna z pierwszych okładek wielkiego rocka, jakie w życiu spotkałem, a przecież sama muzyka też nie od macochy. Z naciskiem na kapitalny finał, z którego wczoraj wszystkie trzy kompozycje. Po tej płycie muzycy Jethro Tull rok po roku serwowali folk-rockowe dzieła, z których utworzył się rewelacyjny tryptyk, przez wielu sympatyków grupy uważany za najdoskonalszy moment w ich karierze. Albumy "Heavy Horses" oraz "Stormwatch" wyrosły na prawdziwe potęgi, a "Songs From The Wood" też przecież piękne. "Stormwatch" nawet u nas wydano na Tonpress'owskim winylu, zaś "Heavy Horses" to już w ogóle jedna z potęg tego świata. Amen.
- Too Old To Rock'n'Roll: Too Young To Die
- Pied Piper
- The Chequered Flag (Dead Or Alive)

BLODWYN PIG - "Getting To This" - (1970) - znakomita ekipa dowodzona przez byłego muzyka Jethro Tull - Micka Abrahamsa. Gościa odpowiedzialnego za blues-rockowe oblicze najwcześniejszych Jethro, co także w dużym stopniu przełożyło się na chwilę późniejszych, a już będących w pełni pod jego dyrektywami Blodwyn Pig. Tutaj do bluesa doszło jeszcze sporo jazzu, a i nutka psychodelii. Super!
- San Francisco Sketches
a) Beach Scape
b) Fisherman's Wharf
c) Telegraph Hill
d) Close The Door, I'm Falling Out Of The Room

BLODWYN PIG - "Ahead Rings Out" - (1969) - Blodwyn Pig wydali tylko dwie płyty - ta jest pierwszą. Nie wiadomo, która lepsza. Ale proszę sobie wyobrazić, obie zaliczyły Top 10 w ówczesnej Wielkiej Brytanii. Niewiarygodne - z taką muzyką? !!! Tak tak. Dzisiaj bujaliby się po piwnicach, ale wówczas młodziaki zachwycały się takim rasowym i pokomplikowanym graniem. W dziejach ludzkości to tylko pół wieku, czyli prószek ery nowożytnej, a jakże rasie ludzkiej zmieniła się wrażliwość postrzegania sztuki. Dzisiejsze młodziaki brykają po moim osiedlu ze smartfonami podrasowanymi podczepionymi pod nie basowymi głośniczkami, zapodając na full jakimś ziomalskim rapem, a ty bracie tylko spróbuj się odezwać. Szczęściarz ze mnie, że na świat wtargnąłem w najlepszym dla muzyki okresie.
- The Modern Alchemist

KIN PING MEH - "Kin Ping Meh" - (1971) - genialny debiut Niemców. Wówczas, co podkreślę, Niemców Zachodnich. Ten podział istotny, albowiem w NRD tylko Die Puhdys grali niesamowitego rocka. Co prawda, bardziej z dziedziny Deep Purple/Uriah Heep, ale na pierwszych dwóch płytach byli bezbłędni. Kin Ping Meh nagrali kilka płyt, lecz w ich przypadku też liczą się tylko pierwsze dwie. Wczoraj przypomniany debiut wydaje się równie mistrzowski, co rożki z cukierni Jagódka. Skąd ta dziwna nazwa? Ano zainspirowana XVI-wieczną chińską powieścią "Jin Ping Mei", która ponoć w tamtych realiach jest równie kultowa, co na naszym podwórku dzieła Słowackiego lub Mickiewicza. Ze strony Nawiedzonych sypnęło zachwytami, co oznacza, że godzinę po północy paru zapaleńców wciąż tkwiło na posterunku.
- Sometime
- Don't You Know
- My Dove

LEONARD COHEN - "Thanks For The Dance" - (2019) - tylko dwadzieścia dziewięć i pół minuty - tyle trwa pierwsza pośmiertna płyta Leonarda Cohena. W zasadzie stworzył ją syn Artysty, Adam Cohen, który wszystko zwarł w całość na podstawie pozostawionych przez jego ojca szkiców. Tym samym, Adamowi przyszło zasugerować, gdzie powstawiać instrumenty, jakich zaprosić muzyków, gdzie dołożyć wokalizy, itd. Mamy kilku gości, jest Daniel Lanois, Damien Rice czy absolutnie zakręcona na punkcie Leonarda Jennifer Warnes. Kapitalna, wiekowa już dziewczyna, której głos od zawsze działa na mnie leczniczo. Słyszymy ją w kilku fragmentach, więc na tej posępnej i rozliczeniowej płycie robi się jakoś cieplej. Niektóre teksty niesamowite. Przyznam, że wczułem się w te piosenki i jestem poruszony. Szczerość Cohena, jaka dopadła go na życiowym finiszu, niezwykła. Mało kogo stać na podobną wylewność. Tym bardziej w dzisiejszym pełnym obłudy świecie. Pogłębiony przez tysiące wypalonych papierosów zbolały głos Kanadyjczyka jakże przejmująco snuje refleksje pragnące rozliczyć własną duszę. Dlatego, obok zazwyczaj uwypuklanych wad u innych, Mistrz najwięcej śpiewa o sobie. Na tym polega wielkość. Takich ludzi cenię. Tylko takich. Dopiero co pełną bólu płytę wydał Nick Cave, a teraz równie mocno przyciął ulubiony bard mojej zaoceanicznej Sisterki Elizabeth. 
- Happens To The Heart
- Moving On
- Thanks For The Dance
- The Hills

COLDPLAY - "Everyday Life" - (2019) - jak ja ten zespół kiedyś kochałem. Pamiętam pierwsze zachwyty nad świeżo upieczonym debiutem "Parachutes". Prawie nikt ich nie znał, a my z pewnym kolegą próbowaliśmy co niektórych zarazić oszałamiającym odkryciem. Patrzono na nas jak na dziwolągów, a dzisiaj proszę, stadiony świata. I choć Coldplay zawiązują wciąż ci sami ludzie, muzyka często mocno inna. Ale niekiedy bywa jeszcze po staremu, jak w balladzie "Daddy". Tak delikatnej, jak płatki śniegu. Kupuję takiego Chrisa Martina i proszę o więcej. A więcej nie ma. Bo nawet w zgrabnie "usymfonicznionym", a i jednocześnie tytułowym "Everyday Life", jest już tylko bardzo ładnie. Dzisiejsi Coldplay zanurzają się w wielu gatunkach, co z natury rzeczy burzy jakąkolwiek spójność, lecz na poczet uznania wysuwam kawałek "Arabesque". Czegoś podobnego Coldplay nigdy nie nagrali. Pomijam, że Chris Martin bywa tutaj nawet francuskośpiewny, ale w tym przyjemnie przydługawym fragmencie przede wszystkim ciekawie powiewa folk/jazz-popową nutą. Dla jednych będzie to kicha roku, a ja podkładam michę pod repetę.
- Daddy - /z części "Sunrise"/
- Arabesque - /z części "Sunrise"/

GARY HUGHES - "Gary Hughes" - (1992 / reedycja z okazji V-lecia albumu 1997) - do poduchy kolejna dźgająca w serce ballada - i co za gitarowe solo! Nie wiadomo, kto je zagrał - Aziz Ibrahim czy Lee Revill - bowiem wydawcy płyty nie chciało się tego wyszczególnić. Ale stawiam, że to gitara angielskiego Pakistańczyka Aziza Ibrahima. Wszak wiemy, co ten potrafił z nią uczynić u boku Simply Red, bądź u Stefka Hogartha czy Paula Wellera.
- I Won't Break Your Heart


===================================
===================================





"BLUES RANUS" - zastępstwo
niedziela 24 listopada 2019 r. - godz. 21.00 - 22.00

realizacja: Agnieszka Krzyżaniak
prowadzenie: Andrzej Masłowski






SONNY LANDRETH - "Bound By The Blues" - (2015) - ostatni jak dotąd studyjny album tego blisko już siedemdziesięcioletniego, a o młodzieńczej urodzie Amerykanina. Jego gitarowa gra techniką slide zdecydowanie wyróżnia się w tłumie, dlatego nie dziwmy się, że będąc bezradnym wobec jednej z kompozycji na "Golden Heart" Mark Knopfler zaprosił Landretha, by ją przyozdobił odpowiednim brzmieniem i dużym talentem ("Je Suis Désolé"). Później Landreth na jedną ze swoich płyt, z kolei zaprosił Knopflera, a kilka innych kompozycyjnych wspaniałości zrealizował też u boku Eric'ka Claptona bądź Johna Mayalla.
- Walkin' Blues
- Where They Will

CORELEONI - "II" - (2019) - płyta kompletnie niepasująca do tej audycji, za wyjątkiem odważnej i jednocześnie kapitalnej wersji jednego z najsłynniejszych bluesów. Teraz tylko strach pomyśleć, co gospodarzowi "Blues Ranus" nagadają jego najwierniejsi Słuchacze. Niemal po każdym zastępstwie obrywam, ponieważ zbyt często wychodzę poza nawias. Dla mnie nowe wcielenie "Boom Boom" jest jednym z utworów kończącego się roku. Oczywiście przy należnym szacunku dla oryginału.
- Boom Boom - {John Lee Hooker cover}

BETH HART - "War In My Mind" - (2019) - wspaniała płyta. Także jedna z topowych w tym roku. Krzysztof Ranus widząc niedawny mój względem nowej Beth zachwyt, chyba przez trzy niedziele z rzędu podkreślał, jak ta płyta szczególnie mu się nie podoba. Teraz wiecie Kochani, dlaczego nawet jednej dziesiątej mej kolekcji płyt nie oddałbym za całą jego.
- Bad Woman Blues
- Sugar Shack

CALVIN RUSSELL - "Dream Of The Dog" - (1995) - ten zmarły w 2011 roku Teksańczyk nagrał nieco płyt, a ja też wcale nie mam zamiaru nikomu wmawiać, że "Dream Of The Dog" to ta najlepsza. Bardzo ciekawy artysta, któremu w życiu przeszkadzały narkotyki oraz alkohol, choć pokonał go rak. Grał bluesa z rockowym nerwem, a jednocześnie korzennie. Na tej płycie znalazła się również przeróbka Animalsów "It's My Life", ale to już innym razem. Natomiast w "Valley Far Below" dociął Russell slide gitarą, że aż miło.
- Don't Turn Your Head
- Valley Far Below
- We Can Live Together

WILLE AND THE BANDITS - "Samsara" - (2007) - debiutancki mini album. Rarytas. Rzecz wydana chałupniczo, więc nie znajdziemy jej w sklepach. Płytkę jakiś niedawny czas temu sprezentował mi inny wielbiciel tej grupy, za co do dzisiaj nie zdążyłem podziękować. Dziękuję!
- Absence

THE JEFF HEALEY BAND - "See The Light" - (1988) - instrumentalny popis nieżyjącego od dekady ociemniałego Kanadyjczyka, którego chyba wszyscy kojarzą. A to za sprawą ogromnie popularnego filmu "Roadhouse" (u nas "Wykidajło"), w którym główną rolę przydzielono Patrickowi Swayze, zaś muzycznym filarem stali The Jeff Healey Band. Zagrali tam samych siebie. Chociaż zakładam, że na co dzień nie musieli dawać koncertów za siatką, w którą leciały szklanki, a i z równie wściekłych rąk nieskonsumowane resztki żarła. "See The Light" to ich kapitalny albumowy debiut, zaś na następnym "Hell To Pay" gościnnie pograli nawet Jeff Lynne, George Harrison oraz Mark Knopfler.
- Hideaway - {Freddie King cover}







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"