Zastanawiało mnie, jak w takiej ciasnocie poradzi sobie dźwięk i tych kilka rzucanych na scenę diaskopowych plansz. Niepotrzebnie. Najgorzej z wszystkiego zrozumieć konferansjera Ronny'ego, który lubi zapowiedzieć każdą piosenkę i koniecznie podać jej tytuł. Lider Zaimoksów przemawia zwartymi ustami, niemal pod nosem, na szczęście śpiewa już z oralem na ful. Udany repertuar. Niemal swoiste greatest hits. Klasyk gonił klasyk. Największy entuzjazm wywoływały, co zrozumiałe, te najstarsze, jak "A Day", "Muscoviet Musquito", "Michelle" czy "Back Door", ale i dużo przyjemnych ciarek zagwarantowały młodsze czempiony, typu "She", "Jasmine & Rose" czy "Your Kiss". Oczywiście było tego dużo więcej, acz wszystko pomieściło się w półtorej godzinie, na co set podstawowy, jeden kilkunumerowy bis oraz drugi już tylko z jedną wisienką.
Jedyne, czego mi brakuje u Clan Of Xymox od dawna, to kobiecego anturażu - i nie tylko myślę o Ance Wolbert. Idąc jednak tym tropem, ktoś może dobić, a Pieter Nooten? Jasne, on też nie do załatania, acz wszyscy obecni muzycy tych holenderskich pop/dark/gothów, dają z siebie maksa. Każde wcielenie Klanów miało swoje chwile, nawet jeśli i ja od zawsze łkam do najwcześniejszych płyt, tych z czasów 4AD, bądź pierwszego dla PolyGramu albumu, już pod skróconą nazwą Xymox - genialne "Twist Of Shadows". Dlatego jakoś mocniej zakołatało mi serducho przy "Obsession", odosobnionym z niego rodzynka. Ach, gdyby tak jeszcze kiedyś, na którymś z live'ów, dorzucić "Evelyn" (yts ju, awolyn!), "Imagination" czy "Blind Hearts", byłbym przeszczęśliwy. Wyczekuję następnego razu, zakładam albowiem, że jeszcze się spotkamy.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa)