wtorek, 2 stycznia 2024

fair warning

Znowu Van Halen. Łoo, jak Andy'ego na coś najdzie, nie potrafi przyhamować. Dokładnie tak właśnie.
Po erze Sammy'ego Hagara, cofnijmy się do czegoś z Davidem Lee Rothem. Debiut genialny, ale odpuśćmy, bo za oczywisty. Z kolei "1984", za nachalnie nasuwa skojarzenia z "Jump", tak, jak gdyby nie było tam niczego innego. Proponuję więc, ni z gruchy, ni z pietruchy "Fair Warning". Czwarte dzieło Van Halen, którego sprzedaży na cały świat nieco ponad cztery miliony. Ale od razu zaznaczyć należy, to najsłabiej sprzedani Van Halen - nie licząc nudy "Van Halen III" z Garym Cheronem oraz ostatniego w dziejach grupy "A Different Kind Of Truth". Z tym, że ten drugi, dotyczy czasów współczesnych, a przecież młodziaki płyt nie kupują.
Jak to u Van Halen, tradycyjnie jest bardzo krótko (pół godziny), za to z ciekawą, choć mało chwytliwą okładką. Jej autor nakreślił tu swoją pełną cierpienia młodość.
Znam przynajmniej paru ludzi, dla których "Fair Warning" to słabizna, a ja do dzisiaj pamiętam, jak za kilkunastolatka przeżywałem super chwytliwy numer "Mean Street" (ależ otrzymujemy w nim mocarny, pełen wściekłości riff), co też singlowe "Unchained". Późniejsze lata jeszcze dobitniej zweryfikowały płytę in plus, więc za nic nie zgruzowałbym "So This Is Love?", "Hear About It Later" czy wyluzowanego "Push Comes To Shove" - jedyną tu odskocznię od reszty całkiem serio kawałków.
Całe "Fair Warning" legitymizuje się jakby mroczniejszą produkcją od wszystkiego, co do tej pory. Oczywiście nadal nie jest to rock posępny, jednak brakuje tu słońca i luzu, czego już za trzy lata dostarczyły "Jump" bądź "Hot For Teacher".
Rock często miewał pod górkę, ta płyta również tego dowodem. W tamtych czasach nikt takiej muzyki nie serwował w barach, klubach, a i radiostacje też omijały. A przecież dzisiaj nie inaczej.

a.m.

"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa)