Dla słuchacza radiowego mamy tu jedynie "When It's Love" i może, może jeszcze "Finnish What Ya Started". Ale i tak głowę daję, że to drugie znają głównie VanHalen'owcy, natomiast typowy samochodziarz nie słyszał więcej od "When It's Love".
Lubię tę płytę. Niekiedy bardzo. A dziś znów ten dzień.
Następczyni gigantycznie popularnej "5150", choć duża różnica w sprzedaży. Artystycznie obie wydają się obok siebie, jednak albumu "5150" rozeszło się po świecie w nośnikach prawie osiem milionów osiemset tysięcy, zaś "OU812" trzy miliony mniej. Cóż za liczby, prawda? Obecnie nieosiągalne.
Keyboardowo/metalowy czas Van Halen. Mocne akordy klawiszy, plus skomplikowane gitarowe ślizgi oraz arpeggia onanistycznego Eddiego. Nie zawsze przebojowe, albowiem naczelny VanHalenowiec uwielbiał wszelakie łamańce oraz wachlarze temp/nastrojów. Polecam jego solówkowanie w "Black And Blue" oraz "A.FU (Naturally Wired)". Przy czym trzeba uważać, by z wrażenia nie przywalić w coś łbem. Jeśli pamiętacie przybysza z kosmosu (Marty'ego McFly), który w jedynce "Powrotu do przyszłości" dostaje się do 1955 roku, a tam napotyka swego młodego ojca, niestety jako prawdziwego fujarę, ale też z zafascynowaniem zapatrzonego w bohaterów sci-fi... no i, pewnej nocy Marty zakłada na siebie aeronautyczny kombinezon, plus stosowny kask, ojcu zaś cichaczem słuchawki plus walkmana, po czym na full rozkręca mu gitarowe harce Eddiego. Wszystkie dotychczasowe komiksy tatusia-niezdary przybierają na realu. Niesie to duży wpływ na dalszy rozwój wypadków George'a McFly'a, ale kto nie widział, musi koniecznie. No i, ten króciutki Van Halen w "Back To The Future", to właśnie coś w typie kilku wyjętych z tego albumu solówek. Pomimo, iż mówimy o filmie sprzed ery Van Halen Sammy'ego Hagara.
"OU812" albumem pełnym fajerwerków i wcześniej pokładanych nadziei. Wszelakim melodykom dowołam jeszcze inne, pełne przebojowości, autentycznie wspaniałe momenty: "Source Of Infection", "Mine All Mine" czy "Feels So Good". Obowiązkowe coś, nawet dla ortodoksyjnych wielbicieli tylko 'boskiego' Davida.
W swoim czasie z moją paczką uwielbialiśmy to konkretne granie. Chociaż, gwoli uczciwości, większość chłopaków wolała "5150" (tam więcej hitów), ja jednak dzieliłem po równo.
Jako, że jesteśmy w lubianym przeze mnie martwym dla fonografii czasie (inna sprawa, iż styczeń od zawsze miesiącem do dupy), nareszcie można powspominać najukochańsze płyty.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa)