wtorek, 22 czerwca 2021

szafka oraz Kent Hilli

Dopadłem takiej szafki, do której dawno nie zaglądałem. I po takim "dawno", zawsze wyłaniają się jakieś fascynujące tematy. Próbkę mieliśmy w minioną niedzielę - album Airkraft "In The Red". Tak swoją drogę, że też wcześniej o nim nie pomyślałem. Jak dotąd żyłem nie biorąc go pod uwagę w tych moich niedzielo-poniedziałkach. Ale uwaga, w tej szafce jest jeszcze ze sto takich kompaktów. Większość to słabo, bądź w ogóle niewypromowane ekipy, których muzykę tłoczono w niewielkich nakładach, w dodatku przez równie niszowe labele. A twórczość często ekstraklasowa. Kolekcjonersko skutkuje to też całkiem niezłymi cenami takich płyt, lecz wiadomo, żaden maniak nigdy nie wyprzeda tak wypasionej kolekcji, no chyba, że zabraknie mu na chleb lub leki. Sam stoję przykładem sępa, który kilka razy w życiu za niemal bezcen obłowił się skarbami z rąk ludzi dociśniętych brutalną prozą życia. Ale w nim, z reguły wszystko wychodzi na zero. Raz ty na górze, raz inni. Dzisiaj ty się obłowisz, a za czas jakiś los sprokuruje ci taką passę, że zostaniesz z niczym. Dlatego nie warto nadgorliwie cieszyć się z sukcesów wyrosłych z porażek innych. 

Słucham właśnie całkiem miłego debiutu Kenta Hilliego - na co dzień wokalisty Perfect Plan. Znowu Szwecja. Dużo ostatnio wyciągam z tamtego chłodniejszego rejonu Europy, w którym, ku przewrotności gorąco grzeją lubianym przeze mnie dynamicznym i chwytliwym rockiem. I tylko trwam w nadziei, że w środę Szwedzi nie będą równie mocni na boisku. Zresztą, kto wie, gdyby Kent inaczej pokierował karierą, mógłby jutro jako jeden z jedenastu odśpiewać hymn, dumnie reprezentując barwy żółto-niebieskie. Przecież miał być piłkarzem. Co tam miał, był nim nawet. Na szczęście dla muzyki szybko zawiesił buty na kołku i poważnie wziął się za śpiewanie.
"The Rumble" to tylko z pozoru inne granie niż Perfect Plan. Uprawiany przez Hilliego melodyjny hard rock konsoliduje jego nowiuśkie solowe dzieło z twórczością zespołu, którego możliwości już trochę poznaliśmy.
"The Rumble" dostarcza wyraziste zwrotki i wyeksponowane, często stadionowe refreny, którymi swe ciała z rozkoszą ponacierają wszelacy wielbiciele Survivor, Europe czy Foreigner. A więc zespołów, jakich Hilli deklaruje się ogromnym entuzjastą.
Zadaniem Hilliego tylko dobrze trzymać wokalny fason oraz tu i ówdzie dorzucać po nieco kompozytorskich nut, zaś za resztą odpowiedzialnością stoi niezmordowany Michael Palace. Co prawda, jego ostatnia płyta poniżej możliwości, ale to jednak wciąż duży talent, człowiek więcej niż przeciętna solidność potrafiący i, co ważne, kochający uprawianą przez siebie gałąź sztuki. Michael zajął się całą oprawą muzyczną, także produkcją, ale również dobrze mu idzie w kompozytorskim resorcie. I tutaj układa puzzle wraz z Hillim, nigdy niesypiającym Alessandro Del Vecchio oraz nie mniej ostatnio aktywnym Pete'em Alpenborgiem. Ten ostatni dżentelmen dał się też nieźle we znaki na niedawnym albumie Robina McAuleya "Standing On The Edge".
Dwie ballady, a wręcz typowe heartbreakersy - "Heaven Can Wait" oraz "Still In Love", reszta to już żywa, energetyczna i do potupania nóżką melodicrockowa zawartość. Fajnie się słucha, pomimo iż ostatecznie troszkę bardziej wolę Perfect Plan. Może dlatego, że tam, gdzie pojawia się Del Vecchio, wszystko jakieś takie do siebie podobne. Ale płyta fajna, co by nie mówić. A, że nie było jej dotąd na moim fm, wpisuję na listę "coming soon".

a.m.