środa, 2 czerwca 2021

80-tka Charliego Wattsa

Po niemal przyspawanej w czasie nieodległej 80-tce Boba Dylana, podobnego wyczynu właśnie dokonuje Charlie Watts. Zdumiewająca w jego przypadku konsekwencja natury; Charlie od zawsze wydawał się dziadziusiowaty i nic się pod tym względem nie zmieniło. W wieku osiemdziesięciu lat wygląda na swoje osiemdziesiąt, podobnie jak na te same osiemdziesiąt lat wyglądał mając dwadzieścia, trzydzieści czy sześćdziesiąt pięć. Teraz zatem może być już tylko lepiej - czytaj: młodziej.
Zawsze lubiłem jego stateczne, oszczędne i rytmiczne bębnienie. Podobnie, jak milutką jego buźkę, wolą natury osadzoną w kamiennej powadze. I nigdy nie mogłem nadziwić się jazzowymi fascynacjami naszego dzisiejszego jubilata, jakże odległymi od niesubtelnego rockowego zgiełku, który od zawsze zajmuje jego główne muzyczne życie i stawia na równi jednego z pięciu podstawowych trybów kto wie, może nawet w najlepszej rockowej orkiestrze świata. Jak widać, pogodzenie obu frontów nie jest wielkim wyczynem, szczególnie dla kogoś tak artystycznie otwartego. A przecież do muzycznych pasji Charliego dochodzi jeszcze parę tych pozaestradowych, jak choćby konie, po które maestro z małżonką wlatywali nawet niegdyś sukcesywnie do naszego Janowa Podlaskiego, zanim pieprzone prawuchy nie spatałaszyli pięknych dokonań poprzedników. Ludzi emocjonalnie związanych z pędzącymi grzywaczami poprzez miłość oraz pasję.
Uwielbiam Rolling Stonesów i często ich słucham, nawet jeśli nie eksponuję tego zbyt zauważalnie na moim niedzielno-poniedziałkowym paśmie. O proszę, teraz także rozgościło się w moim pokoju kolejne Stonesowanie. Na talerzu "Emotional Rescue". To ten album, gdzie na okładce Stonesi w termograficznym ujęciu - i aż korci, by wstawić go do najbliższej ramówki. Kontynuacja kapitalnego "Some Girls", czyli ponownie w gościnie disco-rock konwencja, z na wstępie mocnym i tanecznym drive'em w "Disco (Pt. 1)", gdzie Wattsowi na bębnowych przeszkadzajkach dopomagał Michael Shrieve, zaś Ronnie Wood, zamiast jak zawsze zająć się gitarą, tym razem chętniej powycinał na saksofonie. Boski kawałek, choć ostatecznie nie odniósł sukcesu, co pokrewne stylistycznie "Miss You". Ale mamy na tej płycie jeszcze pewne dwa akcenty, które niegdyś na rodzimej kompilacji zainstalował najprężniej u nas działający Tonpress. Mowa o składance "Latest Greatest", na której pojawiło się tytułowe ze słuchanej właśnie płyty "Emotional Rescue" oraz inny równie fajny z niej kąsek - "She's So Cold". Pamiętacie, z rewersu okładki "Latest Greatest", w wyrazie "Cold", z czcionki nawiała literka "l", przez co gwoli białego kruka wyszło "She's So Co d". I coś czuję, że chyba jednak zapiszę "Emotional Rescue" do radiowego zeszytu, by w ramach jubileuszowego Charliego machnąć właśnie z niej co nieco w najbliższą niedzielę. 
Zdrówka, Charlie!

a.m.