Piątek, 31 lipca 2020 r. - zapamiętajmy tę datę. Jakże dla mnie szczęśliwą. Choć chyba nie tylko dla mnie. Warta Poznań wraca do Ekstraklasy. A w zasadzie, będzie w niej dopiero po raz pierwszy. Gdy ostatnio Warciarze uczestniczyli w najwyższej klasie rozgrywkowej (połowa lat 90-tych), była to jeszcze Pierwsza Liga. Obecnie Pierwsza Liga to poziom nr 2.
Do teraz nie mogę uwierzyć. Ale jeśli to sen, niech się nie kończy. I niech wszystko w nim potoczy się podług dobrego scenariusza; Warta z pięknym stadionem, konkretnym sponsorem strategicznym, z przychylnością i wspomożeniem miejskich władz, z budżetem dopiętym na ostatni guzik, a jeszcze żeby starczało na transfery w odpowiednio do tego przeznaczonych okienkach. I aby mecze derbowe z Kolejorzem zawsze odbywały się w dobrej atmosferze. I abyśmy z Tomkiem Ziółkowskim - zagorzałym kibicem Kolejorza, ale też sympatykiem Warty - tylko kulturalnie (tak, jak do tej pory) ze sobą rywalizowali. Przy okazji, wielkie dzięki Tomek za wspólne wypady do Grodziska. Jak widzisz, warto było. Bo z Wartą warto.
Odebrałem nieco gratulacji. Otrzymałem je od ludzi z całej Polski. Od kibiców i niekoniecznie kibiców z Radomia, Mielca, Szczecina, Torunia, Gdańska, nawet od kibica Legii Warszawa, i jeszcze z kilku innych miast, których akurat w tym momencie nie przypomnę. Nie wiedziałem, że tylu ludzi kojarzy mnie z Wartą. To miłe. A tę Wartę zaszczepił mi mój Tata. Od dzieciństwa zabierał mnie na mecze na obecnie dezaktywny już Stadion im. 22 Lipca. Był to obiekt na circa 40 tys. osób. Taki stadion miała Warta, jako stadion domowy. I ta moja kochana Warta od zawsze leciała z drugiej ligi do trzeciej, by po sezonie ponownie meldować się w drugiej, po czym znowu jazda w dół. Na tych właśnie poziomach rozgrywkowych kibicowałem Warciarzom (bo czasy mistrzowskie i wicemistrzowskie pamięta tylko mój Tata) w potyczkach z drużynami, o których mało kto obecnie pamięta. Jak choćby, z Bałtykiem Gdynia, Arkonią Szczecin, Stalą Stalowa Wola - co za nazwy, prawda? , ale też z Widzewem Łódź, Błękitnymi Kielce (obecnie Korona) czy Błękitnymi Stargard Szczeciński. Tak tak, takie to były drużyny, bo i takie to były czasy. I wiecie co, ja nawet noszę w pamięci niektóre gole. Dawne gole, te z lat 70-tych. Tak mi się rozsiadły w głowie, że wciąż je mam pod ręką. Nie tylko zresztą gole, ja moi Kochani pamiętam także taki mecz z lat 70-tych, rozegrany z Widzewem Łódź, gdzie w bramce gości stanął ubrany w żółtą koszulkę Stanisław Burzyński. Piłkarz o tragicznych losach, a znakomitych umiejętnościach. Otóż, niebawem po wspomnianym meczu z Wartą (wynik 0:0), Burzyński po pijanemu śmiertelnie potrącił człowieka, za co trafił do pudła. Niby na krótko, lecz był to czas, kiedy interesowała się nim jedna z ekip Premiership. Mało tego, Burzyński miał nawet kwalifikacje na reprezentację. Zresztą coś w niej chyba zagrał. Niestety owo zdarzenie całkowicie przekreśliło jego karierę. Ostatecznie bujał się po zapleczu pierwszej ligi, a po zakończeniu kariery popełnił samobójstwo. Ale to tylko taka anegdotka, zdecydowanie na marginesie obecnych wydarzeń. Dzisiaj nie czas na smutek. Cieszmy się, Warta zrobiła wspaniały prezent i doprowadziła do jednego z najszczęśliwszych dni mojego życia. Dzięki Zieloni !!!
A.M.