środa, 26 sierpnia 2020

U.D.O. "We Are 1" (2020)









U.D.O.
"We Are 1"
(AFM RECORDS)

****




Nie wiem, ile Udo Dirkschneider musiałby nagrać płyt, i co te zechciałyby reprezentować, by zapomniano mu nazwę Accept. Inna sprawa, czy Udo tego pragnie? Przecież żaden firmowany symbolem U.D.O. album nie odcina się od chlubnej przeszłości. Ale uwaga, na najnowszym jest trochę inaczej. Rzecz to firmowana z udziałem wojskowej orkiestry Bundeswery, a że jej głównym zadaniem stoi muzyczne reprezentowanie niemieckiej służby wojskowej w kraju i na świecie, tym bardziej mowy nie ma o choćby najmniejszym fałszu.
Proszę wyobrazić sobie fuzję typowego dla Udo muskularnego heavy metalu z legionami dęciaków, smyków, pianina, fletu, ale też nad wszystkimi tymi dobrodziejstwami sprawującego pieczę zdyscyplinowanego i na galowo przyodzianego dyrygenta. Doliczmy jeszcze odpowiednio przysposobiony chór, a w jego szeregach nawet ex-Accept'owskich Petera Baltesa oraz Stefana Kaufmanna, którzy na dodatek opatrzyli własnymi nazwiskami kilka zawartych tu kompozycji. I choć jasna sprawa, że podstawowym kotłem zarządza kwintet Dirkschneider/Smirnov/Hudrap/Dammers plus domykający peleton syn Uda, Sven, to jednak za sprawą całej tej przebogatej oprawy, ich najnowszych heavy piosenek słucha się niepomiernie przyjemniej niż jednomiarowego metrum wojskowych defilad. Jeszcze tylko uspokoję, Herr Dirkschneider nadal śpiewa jakby mu ktoś karabinową kolbą przyblokował krtań, a jednocześnie wymuszał na nim skomlenie o litość. Jak ja lubię głos tego sympatycznego i nabitego korpulentnym ciałem niewysokiego osobnika. I obiecuję, do końca mych dni nie przepuszczę żadnej jego nowej płyty.
Na "We Are 1" muzyki zgotowano na bitych pięć kwadransów, co już z góry przekreśla wnikliwe literackie wymądrzanie niejednego recenzenta, by ten nie zechciał czasem rozpisywać się ponad jego miarę.
No to konkretnie, jak na metalową brać przystało. Otrzymujemy 15 kompozycji, w tym jedną instrumentalną "Blackout", będącą zresztą preludium wobec osaczonego orkiestrą i podniosłym refrenem "Mother Earth". Są też dwa Uda duety z bliżej mi dotąd nieznaną Manuelą Markewitz. I oba piekielnie melodyjne. Jest więc zaopatrzone w dęciaki, w tym również w dość popowo brzmiący saksofon "Neon Diamond", oraz pełna wdzięku symfoniczna ballada "Blindfold (The Last Defender)". Ta druga nawet nie jest duetem, a solo wokalnym popisem Manueli.
Fani starego metalu zapewne poderwą się przy speedowym "We Strike Back". Gdyby odrzeć go z orkiestracji, mielibyśmy typowych wczesnych Accept, rodem z okresu "Restless And Wild". Jednak brylujące w jego jądrze przeróżne smyczki plus ostre klawiszowe akordy trochę tonują grę na dwie stopy oraz równomiernie tnący duet gitar. Żaden jednak z mojej strony wobec tego zarzut. Jeśli mamy ochotę na Accept, sięgamy po Accept, tymczasem jest rok 2020, a Udo z kolegami mają impuls na mięcho z filharmonikami i trzeba to uszanować. Świetnie słucha się tej płyty. Niekiedy obok jej huty i przygarniętej z sąsiedniej przecznicy filharmonii, wyczuwam tu również garść fascynacji muzyką filmową. I to taką w duchu Hansa Zimmera bądź Jamesa Newtona Howarda. Odpowiednie sekwencje/nawiązania usłyszymy w tak wielu
fragmentach, że poczujemy sukcesywne wyławianie rodzynek z uczciwie nafaszerowanego sernika. Szkoda tylko, że zazwyczaj subtelni odbiorcy kulturalnej muzyki filharmoniczno-filmowej nie zechcą posłuchać jakiegoś tam wydzierusa. Ale nie przejmujmy się, wszak to właśnie taka muzyka, w której główny bohater lubi pod dyktando nut zdrowo powrzeszczeć, i pomimo upływu lat czyni to przecudownie.
Na albumowych faworytów wystawiam, arcymelodyjne "Future Is The Reason Why" oraz nieodstawiające nogi, tytułowe "We Are One", do tego naszpikowane (w początkowej oraz końcowej fazie) na ludowo przygrywającym fletem "Love And Sin", plus jeszcze wspomniane wcześniej "We Strike Back". Ale tak, jak polecam w tym rajcownym torcie jego najsmakowitsze kęsy, tak też z równym przekonaniem podsuwam całość.


A.M.