niedziela, 2 sierpnia 2020

PAUL WELLER "On Sunset" (2020)







PAUL WELLER
"On Sunset"
(POLYDOR)

*****




Od zawsze lubi komentować rzeczywistość, lecz tym razem Paul Weller postanowił trzymać się od polityki z daleka. Jednak, pomimo rozczarowania nią, rozsierdziła się w nim chęć dźgnięcia szpilą w Borisa Johnsona twierdząc, że ten radzi sobie z kryzysem pandemicznym, niczym klaun żonglujący płonącymi piłkami. A zapytany, o czym stanowi jego najnowsze "On Sunset", odrzekł: "napisałem dobre zróżnicowane melodie i nie są to piosenki o pieprzonej grypie". Na inne, "co myślisz o umieraniu?", odparł: "staram się żyć teraźniejszością, ale nie da się o tym nie myśleć, skoro wokół odchodzi tylu mi bliskich. Każdy nowy dzień to dar, za który jestem wdzięczny".
Po uroczo nostalgicznej, wydanej przed dwoma laty "True Meanings", Weller ponownie nagrał płytę, którą trudno jednoznacznie skategoryzować. Były przedstawiciel klasy punk, za sprawą "On Sunset" kreśli kolejną trajektorię na swej nieszablonowej ścieżce kariery.
Całość otwiera 7,5-minutowe "Mirror Ball" - uroczo anachroniczna, psychodeliczna soul ballada, w której sercu buzuje kilka ciekawych aranżacyjnych pomysłów. I ten retro ton zadomowi się też w następnym "Baptiste", pomimo iż to prostsza i krótsza melodia. Zadziorny śpiew, kilka prostych gitarowych akordów plus staroświeckie organy, ot recepta na zgrabną piosenkę.
Z kolei "Old Father Tyme" przedstawia Wellera refleksyjnego, któremu orkiestra niekiedy przygrywa big-bandująco. Rzecz o przemijaniu, lecz wcale nie na smutno. W "Village" na Hammondach pojawia się były kompan ze The Style Council, Mick Talbot, a pod pozornie niewinną aurą kryje się pewna drapieżność. Rozbrajają smyczki i nostalgiczny refren.
W blisko 7-minutowym "More" pojawia się nieprosta melodia, choć osadzona w leniwym tonie i naznaczona kilkoma francuskimi zwrotkami - w ustach Julie Gros. Imponuje rozmach, jaki nadają flet, sekcje dęte i smyczkowe, plus pianino i Hammondy.
Tytułowe "On Sunset" odtwarzają momenty wspomnień, kiedy Weller wędrował po barach Sunset Strip oraz miejscach, które odwiedzał w młodości. Typowa dla jego natury ballada z odniesieniami do starego soulu, ale także do dawnej muzyki orkiestrowej (ponownie szczypta big bandu). Ale znajdziemy na tej płycie również odniesienia do Beatlesów, co dzieje się, choćby w zaczerpniętym z klimatu "Sierżanta Pieprza", o bluesowym odcieniu i ze skrzypcowym klezmerskim solo basisty Slade, Jima Lea, "Equanimity". Od zapożyczeń liverpoolskiej Czwórki nie ucieka też "Walkin' ", chociaż jego rytmika nasuwa raczej pewne skojarzenia z dokonaniami Paula McCartneya i jego Wings.
W finał wbijają się dwie połączone ze sobą kompozycje - okraszone elektroniką, żeńskimi wokalami, syntezatorami i niekiedy sprzęgami gitar "Earth Beat" oraz ballada "Rockets". Bardzo ładna, pasowałaby na poprzednią płytę, ale i tutaj widzę dla niej miejsce. Kolejny retro leniwy akcent, w którym uwagę przykuwa ospała gitara i rozmarzony śpiew. Ale mamy tu jeszcze dęciaki oraz natchnione struktury smyków. Kolejne piękne coś, pozostawione na deser.
Edycję deluxe wzbogacono o pięć ścieżek. Odstają co prawda klimatem od podstawowego albumu, jednak posłuchać warto. Na początek funk/soul/jazz/klubowy numer "4th Dimension" - z wokalizami córki Paula, Leah Weller. W dalszej części, zrytmizowana pop-psychodeliczna, utrzymana w duchu 60's prosta piosenka "Ploughman", jak też akustyczna, a przyozdobiona melotronem ballada "I'll Think Of Something". Dwa ostatnie nagrania to inne warianty kompozycji znanych z podstawowego setu - inaczej zmiksowane "On Sunset" oraz tym razem instrumentalne "Baptiste".
Kolejna kapitalna płyta Wellera.

P.S. 1. Najlepszy moment? - kiedy w "Mirror Ball" po słowach: "and the moon and the sun" dobija przesterowana, jednocześnie słodkawa gitara, a niebawem wszystko staje do góry nogami i przez dłuższą chwilę robi się eksperymentalnie.
P.S. 2. Weller, podobnie jak ja, kocha płyty i nie jest wielbicielem aut - choć teledysk do "On Sunset" temu drugiemu zaprzecza.


A.M.