piątek, 16 lutego 2018

STARBLIND - "Never Seen Again" - (2017) -










STARBLIND
"Never Seen Again"
(PURE STEEL RECORDS)

***





Poniższym szwedzkim kwintetem powinni się czym prędzej zainteresować najzagorzalsi sympatycy Iron Maiden. Słucham właśnie ich najnowszego trzeciego albumu "Never Seen Again", i nie przychodzą mi żadne inne skojarzenia. Oczywiście można powołać się przy tej okazji na innych dostarczycieli mocnych wrażeń nurtu NWOBHM, lecz na usta ciśnie się tylko jedna wcześniej przywołana ekipa.
Muzycy Starblind są przesiąknięci do ostatniej nitki twórczością (głównie okresu lat osiemdziesiątych) Żelaznej Dziewicy, i co ciekawe: w ich przypadku także po drugim albumie nastąpiła zmiana na fotelu wokalisty. Widać, historia lubi o sobie przypomnieć. Pan nazywa się Marcus Sannefjord Olkerud, liczy sobie 26 lat, i niestety nie ma tak barwnego głosu, co Bruce Dickinson, lecz oktawową skalą możliwości nie pozwala się zepchnąć do defensywy. Jego koledzy grają z polotem (na dwie gitary. pomimo iż Maideni od półtorej dekady kroją na trzy!), kombinatorsko, melodyjnie, czasem aż do bólu bliźniaczo-maidenowsko, choć do brzmienia basu Steve'a Harrisa, Danielowi Tilbergowi brakuje całej Drogi Mlecznej.
Starblind jak do tej pory nie spłodzili jeszcze wiekopomnych nut, na miarę "22 Acacia Avenue", "The Number Of The Beast", "Run To The Hills" czy "The Trooper", ale wszystko przed nimi. Nawet jeśli od razu wiadomo, iż matka natura nie obdarzyła Skandynawów żyłką kompozytorską pokroju Dickinsona/Smitha/Harrisa/Gersa i Murraya. Warto jednak dać im szansę, może kiedyś, kto wie...
Przydałaby się również bardziej rasowa produkcja. Nie stawiam nieosiągalnej zapory na miarę Martina Bircha, ale dzisiejszy fan dyskretnego szczęku blach bywa jeszcze bardziej wymagający, niż w czasach "The Number Of The Beast", a omawiane "Never Seen Again" nawet przez moment nie zagraża pod tym względem swemu o ponad trzy- i pół dekady starszemu bratu.
Nie oczekujmy też godnych następców wielowątkowych "Powerslave", "Rime Of The Ancient Mariner" czy "Hallowed Be Thy Name", choć przyjemnie rozbudowane "Eternally Bound" oraz "The Last Stand", naprawdę wyborne. Pozostałą część repertuaru z "Never Seen Again" wypełniają niewymuszone miotacze, z których głowic tylko czerpać nektary.
Na przebojowe branie mogą liczyć "The Shadow Out Of Time" lub "Pride And Glory", a już takie "The Everlasting Dream Of Light", to wypisz wymaluj kombinacja Iron Maiden'owskich "The Clairvoyant" oraz "Caught Somewhere In Time". Tym samym skoncentrowałem Szanownych Państwa uwagę na ledwie połowie albumu, a przed nami jeszcze drugie tyle. Tkwię w przekonaniu, iż każdy fan Maidens doszuka się na przeróżnych etapach omówionego dzieła własnych porównań - jakby nie było - względem najlepszej metalowej orkiestry wszech czasów. Życzę dobrego odbioru, nawet jeśli nowych lądów nikt tu nie odkryje.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"