wtorek, 31 grudnia 2013

Moje TOP 20 i antyTOP 7 za rok 2013

Jak nigdy, postanowiłem zrobić podsumowanie jeszcze w starym roku. Nie, żeby mieć je z głowy, lecz pomyślałam, co mi da jeden, czy nawet dwa tygodnie zwłoki. I tak odkryję na pewno jeszcze z opóźnieniem kilka skarbów, żałując, że zabrakło ich w topowej dziesiątce.
Przyznam także, iż niegdyś bardziej kręciły mnie wszelakie rankingi, plebiscyty, itp... , teraz jednak, nie mają one dla mnie jakiegoś specjalnego znaczenia. Ale mają dla wielu z Państwa. Kilku Słuchaczy zapytało mnie, czy skuszę się na podanie (na blogu) swoich faworytów za kończący się właśnie 2013 rok. Skoro tak, nieładnie byłoby odmówić. Mimo wszystko, jestem absolutnie przekonanym, że i tak wszyscy Słuchacze Nawiedzonego Studia, nie będą niczym co poniżej, zaskoczeni.
To był niezły rok, choć nie tak dobry jak poprzedni. Powstało mnóstwo cudownych kompozycji, lecz bardzo mało udanych płyt. Udanych, jako całość. Gdybym miał pokusić się o zestawienie topu tylko z dzieł cztero- i pięcio-gwiazdkowych, zapewne musiałbym ograniczyć swoje faworytki do "Top Piątki" lub co najwyżej "Siódemki". Oczywiście, możecie mieć Państwo kompletnie odmienne zdanie, i ja to przyjmuję oraz szanuję.
To, że jednak ukazało się sporo interesujących płyt, niech choćby zaświadczy fakt mego ciągłego narzekania na brak funduszy. Tak więc, chyba nie było jednak aż tak źle.
Ponieważ "gwiazdkuję" płyty w opisach na blogu, to trochę sobie teraz przez to całą sprawę komplikuję. Bo za chwilę ktoś mnie przyłapie, że jakaś płyta 3,5-gwiazdkowa jest wyżej w rankingu od np. 4,5-gwiazdkowej. Tak, tak może się zdarzyć. Ale i ja rezerwuję sobie pewną elastyczność, ponieważ minęło trochę czasu, więc mogło się dużo zmienić, coś tam poszło w dół, a drugie "coś" dotarło do mych zmysłów z pewnym opóźnieniem. Jesteśmy tylko ludźmi, nie wszystko jest od razu jasne jak słońce.
No to do roboty! Oto moje TOP 20 w kolejności niezobowiązującej. No, może pierwszych pięć/sześć miejsc, tak bym właśnie zestawił. Nienaruszalnie.
1. ROYAL HUNT - "A Life To Die For"
2. BLACKFIELD - "IV"
3. EDITORS - "The Weight Of Your Love"
4. PRETTY MAIDS - "Motherland"
5. DEEP PURPLE - "Now What?!"
6. ANIA RUSOWICZ- "Genesis"
7. HELLOWEEN - "Straight Out Of Hell"
8. PLAYER - "Too Many Reasons"
9. ALISON MOYET - "The Minutes"
10. AVANTASIA - "The Mystery Of Time"
11. SEVENTH KEY - "I Will Survive"
12. DREAM THEATER - "Dream Theater"
13. CLANNAD - "Nadur"
14. MANIC STREET PREACHERS - "Rewind The Film"
15. NOSOUND - "Afterthoughts"
16. TIMO TOLKKI'S AVALON - "The Land Of New Hope"
17. ERIC BURDON - " 'Til Your River Runs Dry"
18. STEVEN WILSON - "The Raven That Refused To Sing and other stories"
19. HAREM SCAREM - "Mood Swings II"
20. AIRBAG - "The Greatest Show On Earth"

Royal Hunt uważam za niespodziankę roku. Nie będę się o płycie rozpisywać, ponieważ dokonałem tego nie dalej jak w ostatnim niedzielnym wpisie, tak więc ...
Blackfield krótko i na temat. Do niedawna straszono, że ta piosenkowo-art/rockowa machina się rozpadnie, a tu proszę, jest i Geffen, jest i Wilson, a do tego doborowi goście z Mercury Rev, Anathema i Suede. Ale są przede wszystkim niesamowite piosenki. Pełne dobrego smaku, i takie, jakich nikt inny na podobnym gruncie nigdzie nie tworzy.
Editors zawsze uważałem za przyjemny współczesny alternatywny twór, co prawda taki głównie dla młodziaków, którzy to wierzą w bzdury, iż to drugi Joy Division. Wściekam się jednak, gdy taką muzykę pakuje się na jakieś masowe festiwale openerowe czy tym podobne. Czyli na imprezy dla towarzystwa zaliczającego piętnaście gwiazd jednego wieczoru, tak naprawdę niczego w sumie należycie nie przeżywając. Bo co za dużo, to niezdrowo, Drodzy Państwo.
Pretty Maids i Deep Purple recenzowałem, tak więc odsyłam do wyszukiwarki tego bloga.
Anię Rusowicz także niedawno opisywałem, ale dołożę jeszcze tylko, że zanim ktoś  ten album odrzuci, bo to polskie, więc nie może być dobre, niech naprawdę przeczyści uszy.
Player nie polecam nikomu, bo to tylko moja muzyka :-)  Wiem, że w Polsce "nikt" takiego grania nie słucha.
Alison Moyet zachwycająca. Odmłodniała, a zarazem stała się refleksyjna i pełna przemyśleń. Album "The Minutes" jest odtrutką na głupotę, fałsz i obłudę.
Seventh Key zaczynali w składzie 10-osobowym, a to już posiada status orkiestry, ale już na następnej płycie przeistoczyli się w kwartet, teraz z kolei stali się tercetem i grają obłędnie. Myślę, że Billy Greer pokazał jak powinien brzmieć dzisiejszy Kansas. Zresztą nawet zaprosił na sesje kumpla Davida Ragsdale'a, by ten błysnął kilkoma skrzypcowymi akordami. Kapitalna płyta. Szkoda tylko, że nie ma kto jej u nas lansować. Polskie radiostacje pseudorockowe bezczelnie się uważają za rockowe, lansując Dawida Podsiadło, Pearl Jam, Tomka Makowieckiego, Red Szrotów i inne straszne rzeczy.
Dream, Theater zaczęli wreszcie grać jak lubię, co doprowadziło, że durni krytycy piszą o nich źle. Może dlatego, iż ta świetna płyta nie jest debiutem lub udaną "dwójką", a już "którąśnastą". Nie słuchajcie Państwo opinii "modnych" ludzi, a posłuchajcie tej płyty bez żadnych uprzedzeń. No i nie czytajcie amatorów z progresywnych gazetek. Unikajcie tego stricte progresywnego towarzystwa, bo to podobne snoby do tych wszystkich audiofilów, słuchających tylko dobrze zrealizowanego jazzu. Czyli, nie treści, a efektów i realizacji. Puder.
Nowy Clannad bez niespodzianek, ale piękny. Najnowsi Manics czy Nosound tak samo.
Timo Tolkki i jego goście w epickim tonie i symphonic-metalowej ramie. Potęga, moc, wyobraźnia, melodie,... Nie dla każdego, ale kto załapie klimat, nie zdradzi nigdy tej muzyki.
Eric Burdon miał lepsze płyty w przeszłości, lecz najnowszą także przełykam bez popitki.
Steven Wilson nagrał mroczną i niepokojącą płytę. Zawarte na niej historie przerażają. Ale duchy nie są ich złym sprawcom dłużne. Opisywałem ten album na blogu, więc także polecam poszukać w blogowej wyszukiwarce.
Harem Scarem nagrali stary materiał na nowo, dodając trzy nowe piosenki. Zabrzmieli świeżo i porywająco, bijąc przy okazji pierwowzór sprzed dwudziestu lat na łeb, na szyję.
Airbag piękny, choć przewidywalny. Na "dwójce" mnie zaskoczyli, teraz zagrali identycznie. Ale jak przed chwilą rzekłem - pięknie. 
Jako człowiek niezależny i głoszący zawsze to co w mym sercu gra, kompletnie mam w nosie ewentualne hejterstwo, które obrazi się na powyższe czy poniższe opinie, tylko dlatego, że przez pomyłkę odwiedziło to miejsce zamiast onet.pl



Było także nieco rozczarowań. Za największe uważam ostatnią Sirenię. Kompletnie z niej uleciało powietrze. Nie pozostało nic z kompozytorskiej mocy Mortena Velanda, a nawet sama Ailyn jakby nie jest sobą. Czuć skrępowanie z jej strony, albowiem coś z tymi nowymi nutami jest nie tak. No, ale po dwóch arcydziełach, mogło się to przytrafić każdemu. Royal Hunt byli już także na krawędzi upadku, a teraz proszę - Płyta Roku!
Również słabiutkie nowe Pet Shop Boys, choć koncert w Gdańsku/Sopocie kapitalny. Podobnie sprawa się ma z najnowszym longiem Bon Jovi. Koncert w Gdańsku obłędny!, a nowa płyta jakaś taka słodziutka, lukrowata, bez pary, nazbyt grzeczna. Choć z czasem nawet trochę piosenek polubiłem. Być może pod wpływem koncertu? Maybe yes, maybe no, maybe baby i don't know.
Troszkę czuję niedosyt po nowym reaktywowanym Black Sabbath. Niby wszystko w porządku, Ozzy dobrze śpiewa, Iommi przyzwoicie gra, a i całość nieźle brzmi zarazem. Jest moc, potęga, brzmienie, a jednak nowe kompozycje mało ujmują, coś należycie nie chwytają. Średnie melodie, mało zapamiętywalne motywy... Jeśli komuś wystarczy dobra produkcja, poprawność wykonawcza,  a i sam fakt, że muzycy się zebrali, no i jeszcze zdrówko dopisuje całościowo (Tony trzymaj się!), to wszystko jest ok. Niestety, ja oczekuję czegoś więcej, ponieważ znam bardzo dobrze całą twórczość Sabbs, i po prostu wiem na co ich stać.
O nowym Eriku Claptonie nie chce mi się pisać, bo tak fatalnej płyty to bym się po tym jakże lubianym przeze mnie artyście, w życiu nie spodziewał. Muszę bardzo szanować muzyka, skoro do tej pory nie pozbyłem się tego gniota ze swojej kolekcji.
Spory zawód odczuwam także po najnowszych The Mission, których sobie jeszcze dzisiaj posłuchałem, mając nadzieję, że może zmięknę. Niestety. Dwa ostatnie utwory bardzo dobre, ale nawet nie da się rzec, że są cudowne. Zbyt to mało.
Trochę lepiej na tym tle wypada A.A.Lucassen i jego najnowszy Ayreon, ale to także nie to, na co było mistrzunia stać jeszcze parę/paręnaście lat temu.
To chyba moje największe rozczarowania. Być może coś pominąłem, zapomniałem... , nieważne. Nie kopmy leżących. Wolę triumfujących i uśmiechniętych. Niech upadli jak najszybciej powstaną.
A oto lista owych nieszczęśników. Od największych rozczarowań na samej górze ku tym mniejszym na dole.
1. SIRENIA - "Perils Of The Deep Blue"
2. ERIC CLAPTON - "Old Sock" - choć to chyba tę płytę należy obdarować "maliną roku!"
3. THE MISSION - "The Brightest Light"
4. PET SHOP BOYS - "Electric"
5. BON JOVI - "What About Now"
6. AYREON - "The Theory Of Everything"
7. BLACK SABBATH - "13"


















Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP"