czwartek, 21 listopada 2013

morału nie będzie

Dzisiaj umówić się z kimś w centrum miasta, nie jest już tak prosto jak dawniej. Trzeba dokładnie znać nazwy ulic i numery kamienic. Skończyły się dawne hasła, że może przy tym kinie, albo na wysokości tego czy tamtego sklepu, bądź kawiarni. Teraz wszystkie powyższe atrakcje zakotwiczyły w galeriach, a na ulicach tylko banki lub podobne agencje nieróbstwa - w czymś tam pośredniczące. Czyli, białe koszule, krawaty i ręce nieskażone pracą.
Właśnie chciałem się w pewnym miejscu z kimś tam spotkać, i nie było się jak dogadać. Bo, albo on , albo ja, nie wiedzieliśmy , że tu już jest od dawna "to", zamiast "tamtego", itp ...
Ot, zwariować idzie. Wystarczy przez kilka miesięcy odpuścić szwendanie po mieście, by później już w ogóle nigdzie nie trafić.
Kiedyś podziwiałem taksówkarzy. Zdać egzamin z topografii , to było coś. Bez internetu, bez gps-ów, i innych tam ... U danego kierowcy zamawiało się najbardziej zapyziałą dziurę, a ten bez zbędnego dopytywania się, trafiał w cel.  I to za pierwszym razem. Dzisiaj każdy dryndziarz posiada na przedniej szybie zainstalowany nawigator, a i tak jeszcze co rusz dopytuje jeden z drugim, jak tam dojechać: "... to teraz w lewo?, jeszcze nie, a to może tu za chwilę?..." , itd...
Robię sobie czasem test na starszych i młodszych kierowcach. Wystarczy, że rzucę zapytanie o ulicę Kowalską lub Św. Stanisława, no i te młodziaki żółtodzioby robią minę, niczym koń dupę do bata. Stara szkoła jest z reguły niezawodna. Ci od razu wszystko wiedzą, a do tego jeszcze chętnie wdają się w pełne dyskusje. Przy okazji człowiek się dowie czegoś ciekawego o miejscu go interesującym. Zawsze lubiłem takich dryndziarzy, ale tych coraz mniej. Choć znam dwóch-trzech takich gadułów, ale to już naprawdę gatunek wymierający. Współczesny dryndziarz słucha radia Złote Przeboje, w jego Daewoo Lanosie śmierdzi ćmikami, a jeszcze taki całą drogę wnerwiony, odzywając się mniej więcej tak na dwieście metrów przed metą, by ujść za sympatycznego i wysępić dziesięć procent napiwku. Ponoć zawsze należnego. Ooooo - takiego wała!
Kiedyś w pewnej chińskiej restauracji kelner strzeżył zęby o napiwek, a mnie od początku wkurzał, bowiem widziałem jak pięć metrów od naszego stolika wiercił się wkurzony na cały świat, by raptem wokół mojej paczki znajomych tryskać "spontaniczną" sympatią. Nie zapomnę miny barmanki, która podsłyszała, gdy moim znajomkom zasugerowałem, by nie wyrzucać forsy w błoto. Pewnie owa barmaneczka miała z tego niezłą działkę, gdyż mina, jaką zawiesiła na wysokości mych oczu, jawnie wskazywała, że gdyby mogła, to najchętniej ujrzałaby me cielsko wiszące na dowolnym rzeźnickim haku. Na napiwek trzeba sobie umieć zapracować, o czym mało ludzi wie, płacąc go niczym przymusowy podatek.
Mój przyjaciel, będący właścicielem firmy wykonującej szyldy i napisy reklamowe, systematycznie namawiał mnie kiedyś do chodzenia na dobrą wyżerkę do pewnej restauracyjki naprzeciw jego zakładu. Kończyło się zawsze na rachunkach 100-150 zł, a właściciel owej restauracyjki, kłaniał nam się w pas. Czasem nawet wtrącając swe trzy grosze do naszych dyskusji , będąc niepytanym o zdanie. Bywało tak, że gdy nam się nie chciało ruszyć dupsk na drugą stronę, to ów właściciel przynosił nam jadło pod nos. Za to zawsze skubnął skurczybyk dziesięć, a nieraz i nawet piętnaście procent na górkę. Aż pewnego dnia mój kolega zdębiał, gdy zobaczył, że pod ową restauracyjkę podjechał wóz z gotowymi szyldami i neonami. Ekipa sprawnie zaczęła montować nowiuśkie reklamy, a mój kolega przyjaciel, patrzył niczym szpak w malowane wrota, na przykry dla siebie widok. Jako człek wredny zasugerowałem, by już u bydlaka przestać się stołować. Mój kolega o gołębim sercu, gryzł się z tym, czy jadać tam nadal czy nie, aż w końcu uległ mym namowom. Być może ów właściciel podobnie postąpił jeszcze z innymi ludźmi, bowiem w nieco ponad rok później jego długo funkcjonująca restauracyjka, splajtowała.
Morału nie będzie.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP"