wtorek, 29 czerwca 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 27- na 28 czerwca 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań










"NAWIEDZONE STUDIO
z niedzieli na poniedziałek, z 27- na 28 czerwca 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

I niech mi tylko ktoś powie, że jakaś siatkówka, skoki, tenis czy inna koszykówka są tak zapierające dech, jak czyni to futbol. Na królewskim tronie sportu piłka nożna, potem długo długo nic, bo i w ogóle szkoda czasu na innych dyscyplin popierdółki.
Cóż za Euro 2020+1, cóż za wspaniały turniej. Jeden z najlepszych, jakie było mi dane przeżywać. Wczorajszy dzień fenomenalny! Oba mecze na wyostrzonym poziomie i gigantycznej dramaturgii, z jedną niespodzianką, choć czy ja wiem, czy jakąś wielką. Szkoda jedynie, że koniec podziwiania Mbappe, Pogby czy Benzemy. Ale futbol to wspaniale nieprzewidywalna gra, gdzie wszystko może się zmienić w jednej chwili, w pół akcji, w jednej czwartej wyskoku lub jakimś jednym niefortunnym zwodzie. A co ta impreza pokazuje, każdy może wygrać z każdym. Jedynie Polacy nie potrafili z kimkolwiek.

Gdy już wszyscy sobie pójdą, jak dobrze zatrzasnąć drzwi, otworzyć butelkę lodowatej miętowej pepsi, odsunąć na bok paskudnie niewygodny, rozbujany fotel (nie pojmuję, jak można na nim zebrać myśli), podsunąć pod dupsko pierwsze lepsze, najtwardsze klasyczne krzesło, przystawić pod nos mikrofon, jeszcze tylko wycyrkulować wskaźniki, potencjometry, podrasować słuchawki i w miarę sprawnie porozkładać płyty, bo przecież na nic więcej nie ma już czasu. Studio rozgrzewa "Sierra Quemada" i pozostaje tylko kilka chwil do oficjalnego "dobry wieczór". Zaczynamy. Od tej pory rozpoczynają się upragnione cztery godziny każdego tygodnia.
Niektórzy oglądają Belgię z Portugalią, inni zapewniają o obrazie z tv, lecz dźwiękiem na korzyść moich muzycznych propozycji, jeszcze inni tylko oglądają i w ogóle nie przechodzą na poznańskie 98,6 FM. A więc, wszystko jak być powinno, czytaj: normalnie.
Obiecałem na wakacyjne wieczoro-noce niespodzianki i jak na razie dotrzymuję słowa. Stawiałem na Refugee, a jednak więcej dobrych słów otrzymali Sinopoli. Oto jeden z przykładów, jak bardzo różnimy się w swoich ocenach, a ja w przypuszczeniach. Oczywiście, obie płyty celujące, żeby nie było, jednak niemożliwym, by wszystko w jednym stopniu zachwycało.
Dopiero po audycji zdałem sobie sprawę, jak drastycznie przyciąłem "in memoriam" względem Wojciecha Karolaka. Z albumu "Easy!" miały pójść trzy numery, poszedł jeden. Zawsze tak bywa. Realia ponad oczekiwania. Ale i tak jest gites alles, że udało się przypomnieć gościnne dokonania naszego numero uno Hammondowca, Wojtka Karolaka, z bardzo niegdyś lubianej w naszym kraju płyty Colina Bassa. I jak jego nazwisko nakazuje, też basisty. Słychać tę grę Karolaka, oj słychać. Teraz nawet bardziej, niż w chwili ukazania się "An Outcast Of The Islands", kiedy jego rolę postrzegano raczej marginalnie, ciekawostkowo. Wówczas rozgrzewał fakt udziału kilku muzyków z wiodących polskich progrock bandów - Quidam oraz Abraxas. Nie mówiąc już o Camel'owym Andym Latimerze, który w "Macassar" ładnych parę razy potarmosił z uczuciem gitarowe struny. Cudowny fragment. A o "Denpasar Moon" niczego nie wymyślę i nic ponad posiadaną wiedzę nie dopiszę. O tej hitowej piosence powiedziano już wszystko, zaś sam Colin - co mu na sercu siedziało - najszczerzej wyśpiewał: "księżyc nad Denpasar świeci na pustej ulicy, a ja wracam do miejsc, w których się spotykaliśmy. Księżycu nad Denpasar, pozwól mi ujrzeć miłość, która wciąż tam na mnie czeka". Ładnie, prawda? Jeśli śpiewać o miłości, to właśnie tak.
Trzy nowości - tym razem w ustach i dłoniach Helloween, Darii Zawiałow oraz Crowded House. Każdy album z innej szafy, ale ja tak właśnie lubię. Od zawsze kręci mnie tasowanie nastrojów. Lubię metal przeplatać popem, a pop jakimś innego archipelagu rockiem. To zdrowe. Boję się schematów i monotematyczności. I chyba mam szczęście, że wciąż tyle rytmów mnie kręci. Dzięki nim też później łatwiej z ludźmi pogadać.
Helloween fajni, ale zdaje się to, co mieli do zaproponowania najlepszego, poszło na długaśnym singlu "Skyfall". Trochę niedobrze, jeśli wykonawca, już w zwiastunowym trailerze, zaserwuje wszystko najlepsze do nadchodzącego albumu. Z reguły takie cuda w naszym kinie wyczynia Patryk Vega, ale żeby od razu Helloween.
DzieńOjcowy podarek od mego pachola, najnowsze CD Darii Zawiałow, w dechę. Mam na dziewczynę oko od 2019 roku, od ciekawej płyty "Helsinki". Szkoda, że umknęła mi krótkotrwała i mikroskopijnie wytłoczona edycja deluxe (nie mylić z niedawną edycją specjalną), ze zgrabnym numerem "Kryzys Wieku Naszego". Niestety nakład wyczerpany, więc chyba po sprawie, chociaż kto wie, może kiedyś wznowią.
Cała audycja zbudowana na kręgosłupie Crowded House oraz Jadis. Nowa płyta Australijczyków wybornie dobra, i to ona natchnęła mnie do paru kompozycji Jadis'owego Gary'ego Chandlera, na co dzień wielbiciela tej grupy, choć jak wiemy, także Pink Floyd czy The Alan Parsons Project. Niezwykle fajny muzyk, a przy okazji niespełniony talent. Jego wrażliwość zasługuje na stadiony, jednak popularność nie gwarantuje nawet nabitych klubów. Tak bywa.
Gary Chandler to nie tylko wokalista i gitarzysta, ale także pełen wyobraźni kompozytor, do tego amator plastyk, zazwyczaj projektant okładek do własnych płyt. Rozmarzony i romantyczny, acz nazbyt wrażliwy dla potrzeb tego świata. Wierzę, że zaprezentowanych z niedzieli na poniedziałek pięć utworów przypadło Wam moi Drodzy do gustu.
Co jeszcze? M.in. wypożyczone od Tomka Ziółkowskiego DBA - vide Downes Braide Association. Ziółko dobrze zorientowany, iż wciąż nie dorobiłem się ich debiutu, więc po ostatniej zakrapianej u niego kolacji, od serca, tak sam od siebie, bez żadnego proszenia wypożyczył do posłuchania. No i co ja mam Szanownym Państwu powiedzieć? - bardzo fajna płyta. Może jeszcze nie tak dobra, jak następna, w moim odczuciu doskonała "Suburban Ghosts", ale też mi się podoba. Oczywiście kiedyś kupię. Nie lubię, gdy brakuje mi na półce czegoś z lubianej dziedziny.
Zagrali też Axxis "Touch The Rainbow" - z tęczowym przesłaniem od Nawiedzonego Studia na Węgry - "dotknij tęczy, niech wszystkie marzenia się spełnią. Rozwiń skrzydła i poczuj oddech wiatru. Leć wysoko, oddychaj powietrzem nieba, kolorami nieskończonego piękna". Przyda się tym na siłę w nasze usta wciśniętym bratankom, którzy pod auspicjami Orbana mocno potrzebują równowagi, a przede wszystkim kolorów, tolerancji i miłości. 
Na letnie orzeźwienie kilka próbek z klawych dwóch późniejszych płyt Bee Gees. Średnio lubianych w Europie, a już niemal kompletnie przepadłych w Stanach. Finisz kontraktu z Warner oraz powrót do Polydor powiodły się kompozycyjnie, lecz świat słuchał innej muzyki i tej nie bardzo potrzebował. Szkoda, bo i melodie, i forma wokalna, a i nawet mocno podsycone elektroniką aranżacje, w moim odczuciu dla tego rodzaju uprawianej twórczości korzystne.
Poza tym, nasz pomału stary (acz wiekiem wciąż młodzian) dobry znajomy - Quinn Sullivan. Chyba pisałem niedawno, że jego "Wide Awake" to jedna z najchętniej przeze mnie słuchanych płyt? Jeśli nie, zapewniam, nie wychodzi z kompaktu. Podobnie jak pociągający ciałem oraz zmysłami najnowsi Texas. Niezwykle wysmakowany, gustowny i różnorodny zestaw piosenek, idealny do słuchania właśnie teraz. Sharleen Spiteri w formie, a jej orkiestra nie boi się trąbki, smyków, zmian nastrojów, rytmów tropikalnych czy nawet incydentalnego rapu. Czuć tutaj pop/softrockowego ducha czasów 70/80's, acz w oprawie dzisiejszej technologii. Jedna z niespodzianek tego roku, bo i też kompletnie nie spodziewałem się po nich niczego ponad dawne dokonania. Fakt, udane, choć mimo wszystko jakby wyczerpane i tamujące dalszą fascynację Szkotami. A tu burza, bo przecież do wydanej właśnie "Hi", Texas nie wydawali mi się już zespołem na perspektywę 2021 roku oraz ewentualnego wypatrywania kolejnej płyty.
Nie za ostrzy metalurdzy z Crowne oraz mocno wyhamowani z prądem (czyżby rachunki?), tym razem w trzech/czwartych akustyczni Bonfire. Obie ekipy z piekielnie melodyjnymi płytami, na które na bank skrzywią się wszystkie Slejero-Ramsztajny oraz raperscy gdekacze.
No i to by było na tyle. Co miałem do powiedzenia napisałem, a tymczasem, w oczekiwaniu na kolejne z Wami spotkanie, wcale nie mniej wypatruję dzisiejszych Anglia-Niemcy oraz Szwecja-Ukraina. Niech piłka toczy się dalej, niech zawładnie nami piękno futbolu, niech emocji nie będzie kresu.
Do usłyszenia ...

 

QUINN SULLIVAN "Wide Awake" (2021)
- All Around The World

AXXIS "Best Of EMI Years - 30th Anniversary" (2019)
- Touch The Rainbow - {re-recorded}

HELLOWEEN "Helloween" (2021)
- Fear Of The Fallen
- Indestructible

CROWNE "Kings In The North" (2021)
- One In A Million
- Save Me From Myself

BONFIRE "Roots" (2021)
- Starin' Eyes - {oryginalna wersja na LP "Don't Touch The Light"}
- Fantasy - {oryginalna wersja na LP "Fire Works"}

REFUGEE "Affairs In Babylon" (1985)
- Listen To Your Heart
- Hot Words

SINOPOLI "The Eyes Never Lie" (2002)
- Be My Lover
- Moonage Daydream - {David Bowie cover}

TEXAS "Hi" (2021)
- Had To Leave
- Dark Fire

CROWDED HOUSE "Dreamers Are Waiting" (2021)
- Start Of Something
- Real Life Woman
- Love Isn't Hard At All

DARIA ZAWIAŁOW "Wojny i Noce" (2021)
- Żółta Taksówka

WOJCIECH KAROLAK "Easy!" (1975)
- A Day In The City - {gościnnie NOVI SINGERS oraz TOMASZ STAŃKO}

COLIN BASS "An Outcast Of The Islands" (1999)
- Macassar - {gościnnie m.in. WOJTEK KAROLAK + ANDY LATIMER}
- Denpassar Moon - {gościnnie m.in. WOJTEK KAROLAK}

DBA "Pictures Of You" (2012) - debiut DOWNES BRAIDE ASSOCIATION
- Road To Ruin
- Pictures Of You

JADIS "Alive Outside" (2001)
- Weather Of You - {Crowded House cover}
- Hear Us

JADIS "No Fear Of Looking Down" (2016)
- Change Of The Season

JADIS "Understand" (2000)
- Counting All The Seconds

JADIS "See Right Through You" (2012)
- What If I Could Be There

CROWDED HOUSE "Recurring Dream - The Very Best Of" (1996) - kompilacja
- Don't Dream It's Over - {oryginalnie na LP "Crowded House" /1986/}

BEE GEES "High Civilization" (1991)
- Secret Love
- The Only Love

BEE GEES "Size Isn't Everything" (1993)
- Kiss Of Life
- Haunted House
- For Whom The Bell Tolls

ANDRZEJ ZAUCHA "Złota Kolekcja - Nieobecność / C'est La Vie" (2013) - kompilacja
- Byłaś Serca Biciem - {1988 Polskie Radio}










Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"

 

Małe sklepy każdą zamówioną płytę, sprzedaną później lub nie, zobowiązane są pozostawić sobie na zawsze, a fakturę uiścić maksymalnie do 14 dni od momentu jej wystawienia. Co innego duże sklepy bądź wielkie sieci. Te zwracają niesprzedany towar, nawet po pół roku, a bywa, że później. Tak to działa. Dlatego nie ma małych sklepów z nowymi tytułami. Rolą tych małych jedynie handel starzyzną lub twórczością niszową.
Zauważcie, pewnego dnia znika z półek odwiedzanej sieciówki kilka upatrzonych tytułów, które dotąd leżakowały, a my pomyśleliśmy: ooo, sprzedały się. Nic podobnego, właśnie nadszedł dzień zwrotu. Dzisiaj nikt płyt nie wykupuje. Bo, i dwie sztuki najnowszych koncertowych Marillion, jedna live Amorphis czy ostatni podwójniak Deine Lakaien, jak były, tak wciąż są. Od dnia zafakturowania i wyznaczenia im półkowego miejsca. Jak stały, tak wciąż w tym samym miejscu upatrują swego nabywcy. Pewnego dnia znikną wszystkie. Nie zgarnie ich do koszyka jeden szaleniec. Nie nie, nie ma tak dobrze. Zostaną załadowane do kartonu zwrotu, wydrukuje im się list przewozowy, podjedzie kurier, zabierze, jutro ponownie w magazynie dystrybutora. Oj, pozmieniało się od 1992 roku, od kiedy rozpoczynałem robotę w tej dyscyplinie, a przez pierwszych parę lat odnosiłem nawet pewne sukcesy.


 



niedziela, 27 czerwca 2021

dalsza euro faza

Na dobry piłkarski okres przypadło Canal+ Dokument wyemitowanie pasjonującej historii Juventusu. Pasma wzlotów, sukcesów czy dni niepewnych, ale i słynna afera korupcyjna, degradująca drużynę do Serie B - wszystko ciekawie przedstawione, krok po kroku. Miło posłuchać wypowiedzi legend Starej Damy, popatrzeć na złote sportowe momenty, w pełni oddanych kibiców, jak też na otoczkę funkcjonowania tego wybitnego klubu - odwiecznie zresztą zrywalizowanego z Interem Mediolan. Bo, jak padło gdzieś pomiędzy wierszami, trzeba mieć pasję do wygrywania.
A nasz rzecznik PZPN, Jakub Kwiatkowski twierdzi, iż nasi piłkarze to również elokwentne jednostki, rozumiejące trenera Sousę bez tłumacza, prawdziwi światowcy, władający nawet kilkoma językami. Szkoda więc, że choć jednym z nich nie grają. Polski futbol to jak dwa niedawno zaprezentowane różne buty pana Kaczyńskiego.
Euro 2020 plus 1 wkroczyło w fazę jednej/ósmej i jest jeszcze ciekawiej. Niesamowici Duńczycy miażdżący ambitną dotąd, lecz ostatecznie niewiele mogącą Walię. Bolesne, bowiem drużynę, było nie było, z wyspy wynalazców futbolu. Ale i przegrani Austriacy godni podziwu. Fakt, bez szczególnego piękna, na twardych nogach i trochę z taką rzetelną niemiecką precyzją, ale jakże bliscy niespodzianki.
Do pewnego momentu Włosi nieroztańczeni, niepewni, z nierozpostartymi skrzydłami. Nie wszystko działało jak należy. Dopiero dogrywka rozwiała wątpliwości. Pierwsza jej część to spektakularny koncert Italii - śpiewny i podniosły, niczym ich cudownie melodyjny narodowy hymn.
Chiesa - uwielbiam tego piłkarza. Ledwie wszedł na boisko, od razu swą zmianą zaznaczył różnicę. Żywiołowy, niekiedy szalony, taki urodzony wojownik, z ładną południową i trochę niewinną buźką - choć poczętą przecież w leżącej na północnym zachodzie Genui.
Insigne - waleczny, silny, pragmatyczny, konkretny. I cóż za rajd przez całe boisko Di Lorenzo. Przez chwilę pomyślałem o wyczynie Maradony. A na deser, krytykowany ostatnio Belotti. Dla mnie zawsze fantastyczny piłkarz. Jego boiskową pasję mogę oglądać łyżkami, niczym dawnego Gatuso. Ale ale ale, ten Austriak Schaub, też chyba niezły. Zapamiętajmy nazwisko. Nie będzie jednorazowym wybrykiem.
Wciąż myślę, co by było, gdyby nie tych parę spalonych centymetrów i w 65 minucie gol Arnautovica został uznany. W takiej sytuacji byłoby nerwowiej, a i czasu mało, coraz mniej i jeszcze mniej.
Walczymy dalej słoneczna radosna Italio!
Ciekawe, co i jak dzisiaj. Pierwszy mecz obejrzę, nawet jeśli dojdzie do dogrywki, jednak drugi poza obrębem. Wiadomo, radio. Żadnego podglądania czy nawet śledzenia wyniku. Nie wolno. Z szacunku dla Słuchaczy oraz muzyki. Inną kwestią, warto niekiedy się przewietrzyć.
Zapowiedziany wakacyjny kącik wspomnień poskutkuje, lecz proszę, nie próbujmy przeistoczyć go w koncert życzeń. Nie potrafię być panem Andrzejem od serduszek, upragnionych strof i nut. Zawsze źle na tym wychodzę. Odmawiać trochę nie umiem, otwieram więc niepotrzebnie lufcik nadziei, a potem nigdy nie pasuje mi żadna czyjaś upragniona piosenka do moich setlist. A kiedy wreszcie przypasuje, Słuchacza już nie ma, ponieważ zdążył się obrazić. Dlatego nie szukajcie we mnie fajnego pana Andrzeja. Nie, nie jestem nim. Acz, ponoć kiedyś byłem. Dawno dawno temu. Tak dawno, że już nie pamiętam, więc i trochę nieprawda.
Zaczynamy o 22-giej na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
Do usłyszenia ...


a.m.

czwartek, 24 czerwca 2021

przegląd wydarzeń

Przegrali. Koncertowo. I co z tego, że nawet przez moment, przy stanie dwa dwa, tliła się jakaś nadzieja. Nie potrafili tej nadziei przerobić w jej spełnienie, nie dali rady porwać się na szaleństwo i całego meczu przekuć w sukces. Bo, jak niedawno pisałem, nie mamy genu zwycięzcy, brak nam też polotu i fantazji. Ogólnie rzecz biorąc, strasznie mordujemy się z tą piłką. Jesteśmy w tym futbolu takimi eunuchami, obecnie już chyba do ogrania przez każdego. I zostawmy Sousę. Trudno, by selekcjoner przez pół roku przerobił całą naszą mentalność. Obserwowałem jego reakcje, facet nie mógł uwierzyć, że przyszło mu współpracować z takimi pełzającymi po trawie boleściami.
Wczoraj wszyscy ci, którzy przez moment błysnęli z Hiszpanią, znowu zagrali z pełnymi gaciami. Na plus jedynie czyniący różnicę Lewandowski oraz Zieliński, no i może w nielicznych porywach jeszcze ze dwóch/trzech innych. Jednak cały ten skonsolidowany team, to i tak tylko jedna wielka nieporadność.
Nawet Węgrzy obecnie są od nas lepsi, a za chwilę Albania bądź jakaś inna Macedonia Północna - choć ta ostatnia, ku przewrotności, z południa dawnej Jugosławii. A przecież nie co dzień Lewandowski strzela w jednym meczu dwie bramki w barwach reprezentacji. Inna sprawa, że też przeciwko takim sobie, a wczoraj jakby na tego potwierdzenie, średnio dysponowanym Szwedom. I nikłe pocieszenie, że Madziary, z obrzydliwymi kibolami narodowościuchami, dla piękna pozostałej części tej imprezy, też na szczęście wracają do domu. Piłkarsko Węgrzy okey, ale ci ich kibole... O tak, cieszyłem się z wyrównującej bramki dla Niemiec. Cieszyłem, jakbyśmy to my ją strzelili. I niech nikt mi w usta nie wtyka, że to jacyś moi bratankowie. Nie czuję żadnej więzi z tymi nieprzyjemnymi ksenofobicznymi typami w czarnych koszulach, porozsiewanych po stadionowych trybunach - najpierw Budapesztu, a wczoraj Monachium. Bojówki z kraju Orbana, na co dzień siejącego i podgrzewającego wobec jakiejkolwiek odmienności wrogie nastroje. 


Odszedł Wojciech Karolak. I pewnie nie napiszę o nim tyle, co o powyżej wziętym w kleszcze nic niewartym, bo i też kolejnym przerypanym przez nas meczu. A przecież mowa o człowieku, który w swym muzycznym życiu zrobił wiele wspaniałego. I z takich ludzi powinniśmy być dumni. Lecz, jak już to kiedyś trafnie zilustrował mistrz komedii Stanisław Bareja, w czarno-białym jeszcze filmie "Mąż swojej żony", muzyk zawsze przegra ze sportowcem. Wielka sztuka bez szans z najprymitywniejszą rozrywką - rywalizacją o to, kto lepiej w mordę leje. Na takim kośćcu nas umocowano.
Wojciech Karolak to jedna z centralnych postaci rodzimych Hammondowców. Maestro władał nimi, niczym Leonardo Da Vinci malarskim pędzlem oraz matematyczno-filozoficznym umysłem.
Jeśli dotąd nie mieliście okazji, na początek polecam posłuchanie bardzo przystępnego w odbiorze "Easy!". Ta wydana w 1975 roku płyta, nie tylko należy do krajowego jazzowego kanonu, ale jest także odwieczną inspiracją dla pasjonatów gry na tych najszlachetniejszych wobec rocka organach. Z Karolakiem - tak na niego przecież w domu mówiła Maria Czubaszek - zagrało tu paru innych naszych gigantów, chociażby Tomasz Stańko, Zbigniew Namysłowski, Janusz Muniak, Czesław Bartkowski bądź Novi Singers.
I jeszcze wspomnę, że z rockiem Pan Wojciech też miewał spotkania. Z polskim, ale nie tylko. Posiadacie w kolekcji płytę basisty Camel - Colina Bassa - "An Outcast Of The Island"? Utwory "Macassar" oraz piekielnie u nas popularne "Denpasar Moon", wspaniałe. Warto tego ponownie posłuchać, choć tym razem jakby z mocniej zaakcentowaną nutką nostalgii. Niesamowita muzyka, a przecież nawet z naszym Poznaniem w tle. I to naprawdę dużo lepsze zajęcie, niż tracenie czasu na tych z orłem na piersi piłkarskich nieudaczników.

Ponadto pożegnaliśmy Krzysztofa Gradowskiego. Jak to trafnie napisał Tomasz Raczek - reżysera dziecięcej wyobraźni. Sympatykom "Akademii Pana Kleksa" niczego wyjaśniać nie muszę.

Zmarł także Tony Duckworth. Niezwykle w branży muzycznej u nas szanowana postać. Dyrektor Generalny [PIAS] Poland & EE. Przemycił do polskiego oddziału PIASu Brodkę oraz paru innych walecznych artystów, do których wyciągnięcie dłoni stanowiło za ich życiową szansę.

I najważniejsze, na Dzień Ojca od mego Tomka ...




 

 

 

a.m.


wtorek, 22 czerwca 2021

szafka oraz Kent Hilli

Dopadłem takiej szafki, do której dawno nie zaglądałem. I po takim "dawno", zawsze wyłaniają się jakieś fascynujące tematy. Próbkę mieliśmy w minioną niedzielę - album Airkraft "In The Red". Tak swoją drogę, że też wcześniej o nim nie pomyślałem. Jak dotąd żyłem nie biorąc go pod uwagę w tych moich niedzielo-poniedziałkach. Ale uwaga, w tej szafce jest jeszcze ze sto takich kompaktów. Większość to słabo, bądź w ogóle niewypromowane ekipy, których muzykę tłoczono w niewielkich nakładach, w dodatku przez równie niszowe labele. A twórczość często ekstraklasowa. Kolekcjonersko skutkuje to też całkiem niezłymi cenami takich płyt, lecz wiadomo, żaden maniak nigdy nie wyprzeda tak wypasionej kolekcji, no chyba, że zabraknie mu na chleb lub leki. Sam stoję przykładem sępa, który kilka razy w życiu za niemal bezcen obłowił się skarbami z rąk ludzi dociśniętych brutalną prozą życia. Ale w nim, z reguły wszystko wychodzi na zero. Raz ty na górze, raz inni. Dzisiaj ty się obłowisz, a za czas jakiś los sprokuruje ci taką passę, że zostaniesz z niczym. Dlatego nie warto nadgorliwie cieszyć się z sukcesów wyrosłych z porażek innych. 

Słucham właśnie całkiem miłego debiutu Kenta Hilliego - na co dzień wokalisty Perfect Plan. Znowu Szwecja. Dużo ostatnio wyciągam z tamtego chłodniejszego rejonu Europy, w którym, ku przewrotności gorąco grzeją lubianym przeze mnie dynamicznym i chwytliwym rockiem. I tylko trwam w nadziei, że w środę Szwedzi nie będą równie mocni na boisku. Zresztą, kto wie, gdyby Kent inaczej pokierował karierą, mógłby jutro jako jeden z jedenastu odśpiewać hymn, dumnie reprezentując barwy żółto-niebieskie. Przecież miał być piłkarzem. Co tam miał, był nim nawet. Na szczęście dla muzyki szybko zawiesił buty na kołku i poważnie wziął się za śpiewanie.
"The Rumble" to tylko z pozoru inne granie niż Perfect Plan. Uprawiany przez Hilliego melodyjny hard rock konsoliduje jego nowiuśkie solowe dzieło z twórczością zespołu, którego możliwości już trochę poznaliśmy.
"The Rumble" dostarcza wyraziste zwrotki i wyeksponowane, często stadionowe refreny, którymi swe ciała z rozkoszą ponacierają wszelacy wielbiciele Survivor, Europe czy Foreigner. A więc zespołów, jakich Hilli deklaruje się ogromnym entuzjastą.
Zadaniem Hilliego tylko dobrze trzymać wokalny fason oraz tu i ówdzie dorzucać po nieco kompozytorskich nut, zaś za resztą odpowiedzialnością stoi niezmordowany Michael Palace. Co prawda, jego ostatnia płyta poniżej możliwości, ale to jednak wciąż duży talent, człowiek więcej niż przeciętna solidność potrafiący i, co ważne, kochający uprawianą przez siebie gałąź sztuki. Michael zajął się całą oprawą muzyczną, także produkcją, ale również dobrze mu idzie w kompozytorskim resorcie. I tutaj układa puzzle wraz z Hillim, nigdy niesypiającym Alessandro Del Vecchio oraz nie mniej ostatnio aktywnym Pete'em Alpenborgiem. Ten ostatni dżentelmen dał się też nieźle we znaki na niedawnym albumie Robina McAuleya "Standing On The Edge".
Dwie ballady, a wręcz typowe heartbreakersy - "Heaven Can Wait" oraz "Still In Love", reszta to już żywa, energetyczna i do potupania nóżką melodicrockowa zawartość. Fajnie się słucha, pomimo iż ostatecznie troszkę bardziej wolę Perfect Plan. Może dlatego, że tam, gdzie pojawia się Del Vecchio, wszystko jakieś takie do siebie podobne. Ale płyta fajna, co by nie mówić. A, że nie było jej dotąd na moim fm, wpisuję na listę "coming soon".

a.m.


poniedziałek, 21 czerwca 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 20- na 21 czerwca 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań








 

"NAWIEDZONE STUDIO
z niedzieli na poniedziałek, z 20- na 21 czerwca 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Nie dbam o fałszywą skromność, tak też pozwolę sobie już na samym początku spointować cały ten tekst stwierdzając, że wcale nie ubiegłotygodniowa, a wczorajszo-dzisiejsza audycja okazała się najlepszą od lat. Dogadzam ostatnio sobie, przede wszystkim sobie, czego nie ukrywam, lecz w życiu chodzi o to, by poużywać nieco - co słusznie stwierdził w swoim czasie Basil Fawlty.
Wiosenno-letnie wydanie Nawiedzonego było jeszcze gorętsze od tryskającego za oknami żaru. Dlatego też dobrze było sobie polać z lodem, a później nie zapominać dolewać. Moja zmrożona miętowa Pepsi (w warunkach lodówkowych kapitalna), do której w ostatnim czasie przylepiłem podniebienie, zrobiła się ledwie zimna już po godzinie urzędowania, tak więc nici z przyjemnego jej użytkowania, tym szczególniej, gdy w okolicach północy przeszła na termę brejowatej lury. Ale nie narzekam, kocham lato, po prostu w realizatorce trzeba by zainstalować zgrabną lodóweczkę. Najlepiej jakąś sponsorską, by potentaci nie tylko serwowali panom ważnym w Warszawce, ale też naszym strudzonym radiowcom. Tak swoją drogą, słowa uznania dla Cristiano Ronaldo, który utarł nochala Coca Coli. Ma chłop jaja. Postawić się korporacji, która przez taki jubel jest parę ładnych miliardów dolców w plecy. Co prawda, ja akurat wody używam jedynie do popijania porannych tabletek, a przez resztę dnia podtruwam organizm wszystkimi tymi niezdrowymi paskudztwami, lecz to mój wybór i nikomu nic do tego. Podobnie, jak u Ronaldo, który wypiął się na colę, zaś dzieciakom zasugerował słuszniejszą drogę do wodopojów - i mądrze. Facet z łebską siódemką na plecach i coraz większym u mnie szacunkiem.
Ale zabierzmy się za rozbiórkę ostatniego Nawiedzonego Studia - najlepszej rockaudycji w tym mieście, być może w kraju, a i kto wie, czy świat nie odczuwa zagrożenia mego fm. Do przodu jedynie Słuchacze, bo przesz na papierze streścić cztery godziny grania, niewykonalne. Ale okey, spróbujmy.
Przede wszystkim, świetni nowi Texas. Nie spodziewałem się, więc tym przyjemniej. Na nowej płycie nie tylko różno stylistycznie, co też mądrze w liryce. Jak dobrze, że Sharleen Spiteri odstawiła w dalszą perspektywę zabawę piosenkami z odrzutów do "White On Blonde". Zamiast wracać do niegdyś niechcianego, sprawnie przeszła przez proces powstawania nowego materiału, o wiele świeższych pomysłów. Tytułowe "Hi", szczególnie polecam w wersji z albumowego końca, choć mój syncio nie pogardził tą z Wu-Tang Clanem, wystawioną niemal na wstępie. A niemal, gdyż de facto płytę w garść bierze numer "Mr Haze". Wielowątkowa opowiastka o miłości, oparta na motywie hitu Donny Summer "Love's Unkind" (dzięki czemu powróciliśmy do kącika "Konfrontacje"), po której wspomniane "Hi", a potem znowu dwa pierwszego kroju momenty - "Just Want To Be Liked" - rockowa i zmysłowa historyjka o tajemniczej kobiecie ukrywającej się przed miłością, oraz oparta o melancholijne pianino ballada "Unbelievable". Zabrakło czasu na najładniejszą balladę "Had To Leave", w dodatku ozdobioną trąbką, ale dzięki temu zostało nam coś na przyszły tydzień.
Poszły dwie ekipy "Air...". Na pierwszy ogień amerykańscy AOR'owcy z Airkraft. Genialny ten ich czwarty i ostatni w dorobku długograj "In The Red". Myślę, że warto było nie poddać się objęciom Morfeusza, by do tych czterech kawałków dotrwać. Drugim "air", dobrze nam znani Airrace. Od trzech lat nie zapominam, w tym mniej więcej okresie, o zgrabnym "Summer Rain". I tej nocy znowu dwie dotąd nieznające Airrace osoby doceniły moc tej chwytliwej hard'n'heavy piosenki.
Przytrafiło się nieco Szwedów. Taka rozgrzewka przed środowym meczem. Kapitalny debiut, piekielnie niegdyś melodyjnych Treat, ze szczególnym naciskiem na pierwszego chłystu kawałek "Get You On The Run". Nie mogę zacząć tego słuchać, ponieważ później nie potrafię skończyć. Do Treat dobiła ekipa Dalton, w której zresztą urzęduje dawny ich perkusista. Liznęliśmy nieco nowiuśkiego debiutu supergrupy Crowne - tutaj wokalnie przewodzi Alexander Strandell, na co dzień w Art Nation (ależ facet śpiewa!), a na basie impulsy zapodaje Europe'owy John Leven. Kupcie sobie tę płytę, a jeśli Wam się nie spodoba, cóż... zostaniecie z nią jak Himilsbach z angielskim. Aaaa, no i jeszcze śliczna Szwedka, Tone Norum. Siostrzyczka Europe'owego Johna Noruma. Tylko o miesiąc starsza ode mnie. Kurcze, że też wówczas nie wiedziałem, poderwałbym. Przeuroczy femme melodic hard rock, z niemal całą sekcją Europe - 4/5-te składu. Na dodatek całość wyprodukowana przez Joey'ego Tempesta, i to w czasach, kiedy świat oszalał na punkcie "The Final Countdown". Niewiarygodne, były takie czasy, uwierzcie. Na długo przed dominacją Jutjuberów i Influencerów.
Trafił się też rozkoszny funk-metalowy cover PinkFloyd'ów do "Money". Czaderscy Dan Reed Network. Och, grali te nuty niczym z pasją harcerze zbierający chrust, a i tak ludzie postawili na potrafiących się lepiej medialnie wypromować Redhotów. Zawsze tak jest, wygrywa ten, co się lepiej przepycha. I na nic to, że Dan Reed Network otwierali koncerty Bon Jovi, Rolling Stones czy również piekielnie wtedy popularnych UB40. 
Zaplanowałem minimum pięć kawałków Bonfire, z ich pół-akustycznego, pół-elektrycznego "Roots", lecz życie wymusiło dwa. Żywię nadzieję, iż uda się temu podwójnemu albumowi nadać letni ton i potowarzyszy nam jeszcze nieraz w tym właśnie w słońcu skąpanym okresie.
W eter powędrowały również dwa klejnoty z jednego z najlepszych Neilów Youngów, czym LP "After The Gold Rush". W tytułowej, a będącej swego rodzaju podróżą w czasie, delikatnej balladzie, maestro zaśpiewał ubolewająco, wręcz jęcząco, i jest to absolutny skarb w jego przebogatym dorobku. Zaś wyemitowany jeszcze jeden, "Southern Man", to odosobniony na tym albumie iście rockowy pazur, podejmujący wątek rasizmu, co zresztą wkrótce dostrzegli nawet Lynyrd Skynyrd, o czym możemy przekonać uszne zmysły w "Sweet Home Alabama".
Kontynuacja Quinna Sullivana (już teraz dla mnie jeden z albumów roku). Na audycji przystawkę swingująco-rock'n'rollowy Huey Lewis plus jego wyśmienici partnerzy z The News. Pograli też Magnum, a na dobranoc Urszula z dawnymi i chyba kompletnie już niepamiętanymi przez nikogo Jumbo, w anglo-polskiej "Rysie Na Szkle". Jestem absolutnie zakochany w tej wersji, w ogóle w tej piosence, zatem nie liczcie na archiwum, niebawem u mnie tego cacuszka trzecia emisja.
I co jeszcze? Ano tak, 79-urodziny Paula McCartneya i dobrze za tego przyczynkiem zastawiony stół, głównie z tortem przebojów Wings, o czym też nieźle zagadałem, więc słowa pisanego oszczędzę. McCartney to jeden z moich absolutnych odwiecznych kompozytorsko-odtwórczych faworytów, który niczym Kazimierz Wielki zastał muzykę drewnianą, a zostawił murowaną.
Jeszcze tylko Nazareth, bowiem zagrali, i to aż trzy killery z "Close Enough For Rock 'n' Roll". W ubiegłym tygodniu tej frazy użył John Cougar (vide Mellencamp), w piosence "Close Enough", więc chyba wszyscy byliśmy pewni, że nie wypuszczę takiej okazji, by nie pociągnąć tematu. I tylko żal, że nawet cztery godziny szybko upływają, a potem kolejny długi tydzień, z bolesnym poniedziałkiem, człapiącymi środo-czwartkami, a przecież zanim nastanie niedziela, to jeszcze piątek i sobota. Och, jak długo i długo. A przecież ku przewrotności, każdy tydzień po tygodniu niezwykle galopują, i tylko po opisach na okładkowych rewersach płyt dostrzegamy, ile nam na liczniku przybyło.
Do usłyszenia ...



HUEY LEWIS AND THE NEWS "Sports" (1983)
- The Heart Of Rock & Roll
- I Want A New Drug

QUINN SULLIVAN "Wide Awake" (2021)
- She's Gone (& She Ain't Coming Back)
- You're The One

TREAT "Scratch And Bite" (1985)
- Scratch And Bite
- Get You On The Run

DALTON "Pit Stop" (2014)
- Follow Your Dreams

CROWNE "Kings In The North" (2021)
- Perceval
- Sharoline

TEXAS "Hi" (2021)
- Hi
- Just Want To Be Liked
- Unbelievable
- Mr Haze

DONNA SUMMER "Endless Summer - Donna Summer's Greatest Hits" (1994)
- Love's Unkind - {oryginalnie na LP "I Remember Yesterday" /1977/}

BONFIRE "Roots" (2021)
- Price Of Lovin' You - {oryginalna wersja na albumie "Point Blank"}
- Comin' Home - {oryginalna wersja na albumie "Temple Of Lies"}

DAN REED NETWORK "The Heat" (1991)
- Money - {Pink Floyd cover}

TONE NORUM "One Of A Kind" (1986)
- Secrets Of A Heart
- And I

WINGS "Wings Greatest" (1978)
- Another Day - {tylko fragment, przeskakiwał odtwarzacz} - {singiel /1971/}
- Silly Love Songs - {LP "Wings At The Speed Of Sound" /1976/}
- With A Little Luck - {LP "London Town" /1978/}
- Mull Of Kintyre - {singiel /1977/}

NEIL YOUNG "After The Gold Rush" (1970)
- After The Gold Rush
- Southern Man

NAZARETH "Close Enough For Rock 'n' Roll" (1976)
- Telegram
Part 1: On Your Way
Part 2: So You Wanna Be A Rock 'n' Roll Star - {The Byrds cover}
Part 3: Sound Check
Part 4: Here We Are Again
- Carry Out Feelings
- Lift The Lid

AIRKRAFT "In The Red" (1990)
- Someday You'll Come Running - {Mark Free cover}
- Heaven
- Love Has A Mercy
- Somewhere

AIRRACE "Untold Stories" (2018)
- Summer Rain

MAGNUM "On The 13th Day" (2012)
- So Let It Rain

URSZULA & JUMBO "Urszula & Jumbo" (1992)
- I Am On My Own - {angielsko-polska "Rysa Na Szkle"}

 























 

 

 

Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"