środa, 3 grudnia 2025

imieninowi Roxette

Gdy w dwa tysiące jedenastym ukazało się Roxette "Charm School", niezbierający płyt kolega bezzwłocznie kupił, a kupił, ponieważ miał w życiu uśmiechnięty czas, lubił grupę i pragnął tą muzyką pokolorować swój świat. Kolega nigdy do płyt wagi nie przykładał, miał ich kapkę, ale nawet znikoma ilość przyczyniała się do gigantycznych ich zaginięć. W najlepszym razie pomieszanie z poplątaniem w okładkach oraz pudełkach, więc dla zbieraczy takich, jak ja, postępowanie godne paragrafu. I jakoś przed paroma laty zahaczyłem kompana o tych Roxette, podpytując - gdzie masz? coś chłopie z tym uczynił? I tu zaczęły się schody. Pytanie wydawało się od początku retoryczne, przy czym tym razem nie miałem wrednych intencji, z czego w oczach wielu przecież słynę. Tu muszę koniecznie dopisać, otóż kolega do tego stopnia lubił Marie i Pera, że kiedyś z innym naszym funflem wybrali się na ich występ do Warszawy, a było to w chwili, kiedy Marie zmuszona była już występować na siedząco. I ja też miałem pojechać. Chłopaki mieli dla mnie bilet, miejsce w aucie, a jednak stało się inaczej. Powodu mej absencji nie pamiętam, ale bardzo żałuję i zmówcie za mnie ze trzy zdrowaśki. Możliwym wystaje, iż andy mógł mieć po prostu zwyczajnego focha i żaden ważny powód na drodze nie stał.

Do sprawy zaginionej "Charm School", później raczej już nie wracaliśmy, nie jestem z upierdliwych nękających, więc z czasem temat przyschnął. Kolega jednak wziął sobie do serca... w ciszy i ukryciu jego myśli oraz intencji zmieniały się pory roku, kalejdoskop zdarzeń pisał różne, z rzadka uśmiechnięte scenariusze, aż nadejszła wiekopomna chwiła - bo oto, z okazji niedawnych imienin, ten ważny w mym życiu jegomość zrobił w chałupie surowy remanent i gdzieś na spodzie którejś z szaf znalazł plik starych, raczej bezużytecznych kompaktów, a na jego absolutnym dnie, ci oto tutaj Roxette. No to, płyta już jest, do tego tylko jeszcze jakaś od starego prezentu kolorowa torebka, akurat pod ręką gabaryt o rozmiarach flaszki, i gotowe. Frajdę misio-rysio mi zrobił, że o ja pierniczę!
Niby nic takiego, ktoś powie kolejna u andy'ego płyta. O nie, proszę tak nawet nie myśleć. Wcale nie taka kolejna. Sprawa dotyczy ważnego skrawka z życia bliskiej mi osoby, kogoś, kto na bazie tych piosenek wyrzeźbił pozytywny czas w swoim życiu.
I aby dorzucić termometr, czyli rurkę, w której na widok gorąca się unosi, nie jest to wydawniczo zwykłe "Charm School" Roxette'ów. Do gry wbija edycja podwójna, z dodatkową płytą koncertową. Na szczęście bonus na kompakcie, bo tych wszystkich ekstra z di wi di nigdy nie oglądam.
Siła i potęga tego jakże fajnego zespołu wypływa tutaj z każdej szczeliny. Na plus niemal kompletny brak przebojów. Te trzy wyasygnowane na single światem nie zawojowały, bo i faktycznie potencjału rodem z płyt okresu 88-94 nie dostąpiły. Na etapie "Look Sharp" czy "Joyride", każda piosenka bywała czarodziejską różdżką. Tu mamy pomału dojazd do mety. Ale wiecie przecież, lubię nieprzeboje. Podnieca mnie wyłapywanie nieodkrytych perełek i to też dokłada temu wydawnictwu kolejnej rangi.  

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań)
lub radiopoznan.fm