piątek, 13 marca 2015

SCORPIONS - "Return To Forever" - (2015) -




SCORPIONS
"Return To Forever" - (SONY MUSIC) -
***1/3 
 
Cieszy fakt, że grupa jednak nie wybiera się na emeryturę. Triumfalna trasa pożegnalna dała muzykom wiele do myślenia, a i jak sam Klaus Meine niedawno stwierdził, ta wlała w nich nowe siły i chęć dalszego tworzenia. Zanim jednak Scorpionsi przygotują całkiem premierowy materiał, chwilowo dziurę oczekiwań zalepiają odrzuty. Muzycy właśnie postanowili nagrać kompozycje, które w czasach kapitalnych płyt: "Blackout", "Love At First Sting", "Savage Amusement" i "Crazy World", uznali za słabsze. Zrealizowali ich około dwudziestu, lecz wszystkich nie znajdziemy na jednej płycie, te podzielono na różne edycje (Japońska, iTunes, itd...).
Poprzedni album "Sting In The Tail" (nie licząc specyficznego "Comeblack") okazał się majstersztykiem. Strach zatem było sobie wyobrazić jeszcze coś lepszego. Chociażby w obawie o niemłode już serca fanów, do których moja skromna osoba także się przecież zalicza. Pragnę jednak uspokoić, na "Return To Forever" jest "na szczęście" zwyczajnie, bez większych wzlotów. Nawet jeśli po każdym przesłuchaniu płyta wydaje się coraz lepsza. A przyznam, że na samym początku większość kompozycji wydawała mi się dramatycznie słaba. Niestety spora tego zasługa Szwedzkiego tandemu - Mikael Nord Andersson oraz Martin Hansenn - którzy potraktowali Scorpions jak przedstawicieli radiowego AOR, a nie kompanię hard'n'heavy. Ci dwaj dżentelmeni spowodowali, iż nawet najbardziej drapieżne i kąsające partie gitar oszlifowano tutaj z wszystkich kantów i nierówności. Powstał taki heavy metal w białych rękawiczkach. I zapewne wina nie leży tu po stronie samych muzyków, czy wciąż kapitalnie przecież śpiewającego Klausa Meine.
A jak jest kompozycyjnie? Właśnie, tutaj siły rozkładają się po połowie. Obok kilku naprawdę kapitalnych numerów, nie brakuje także typowych wypełniaczy, żeby nie rzec - nijakości do bólu. Ze sporą radością słucha mi się tnących jak brzytwa "Rock My Car" (to najprawdziwsi Scorpionsi !), "Rock'n'Roll Band" (utworu znanego już z niedawnego występu w Atenach, w ramach cyklu "MTV Unplugged") - w refrenie cóż za kapitalna gitara!, "Hard Rockin' The Place" czy chyba najlepszego w zbiorze i zarazem arcy-przebojowego "Catch Your Luck And Play". Są też i trzy ballady. W tym dwie - akustyczna "House Of Cards" oraz "Gypsy Life" - bardzo przejmujące i piękne. Ta ostania swą dramaturgią przypomina nieco "Still Loving You", a może i nawet bardziej pierwszą łagodniejszą część niezapomnianej "Holiday".
Niestety dość nijako prezentuje się mało chwytliwy otwieracz "Going Out With A Bang", jak i zestawiony tuż po nim singlowy i chyba jednak troszkę lepszy "We Built This House". Oba niosą mocno wymuszone zwrotki i mało nośne refreny. Tą samą przypadłością dotknięte zostały słabiutkie "All For One", bądź utrzymany w stylistyce retro "The Scratch".
Od biedy można jeszcze polubić troszkę wymuszony, ale zarazem także nadający się do stadionowego śpiewania "Rollin' Home". Zapewne ten zyskałby jeszcze nieco, gdyby podlano go bardziej pikantnym sosem. Kto wie, być może cała ta płyta, byłaby dużo lepsza, gdyby za konsolą zasiadł nadworny niegdyś Dieter Dierks, albo przynajmniej mistrzowie pokroju Boba Rocka lub Keitha Olsena.
Z łapczywości zaaplikowałem sobie edycję deluxe - z 4 dodatkowymi piosenkami. Wśród nich, pojawiła się także jedna wcześniej poznana na Ateńskim koncercie akustycznym - "Dancing With The Moonlight". O ironio, ta podelektryfikowana wersja ma w sobie mniej kopa, niż tamta poskąpiona zewsząd dopływu prądu. Pozostałe trzy, to takie odrzuty z odrzutów. Bezbarwna balladka "The World We Used To Know" - snująca się niemiłosiernie długo, choć trwa przecież niespełna cztery minuty. Z kolei kończąca całość dwu i półminutowa akustyczna pieśń "Who We Are", razi rzewnymi zaśpiewami jej chórzystów. Pozostał nam z owych dodatków jeszcze "When The Truth Is A Lie", o którym da się jedynie powiedzieć tyle, że po prostu jest.
Reasumując, nie jest to jednak płyta zła, można ją nawet umiarkowanie polubić, ale gdy na myśl przywołamy chociażby tylko dwa poprzednie albumy ("Humanity Hour 1" oraz "Sting In The Tail"), to "Return To Forever" pragnie się za karę postawić do kąta.

P.S. Słucham tej płyty codziennie i mam nadzieję zmienić zdanie na lepsze, co już w przeszłości niejednokrotnie mi się udawało.




Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)
 
===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP