niedziela, 7 kwietnia 2024

ohio players

Kupiłem najnowszych The Black Keys - "Ohio Players". Podzielę się już teraz kilkoma spostrzeżeniami, ponieważ w tygodniu pańszczyzna, znowu nie będzie, kiedy.
Skąd tytuł "Ohio Players" ? Gdy tylko w zapowiedziach musnął me oczy, a i jeszcze okładka, od razu pomyślałem o tak zwącej się murzyńskiej ekipie, popularnej w latach siedemdziesiątych. To był taki wieloosobowy zespół, nie pamiętam sekstet lub septet, którego płyty w młodości widywałem na 'wawrzynkowych', coniedzielnych giełdach. Na tym nie koniec, nawet pamiętam nieco muzyki. Grupa miała u nas nawet 'paru' sprzymierzeńców, więc słyszało się tu i ówdzie. A zatem, Ohio Players jako punkt wyjścia, jednak najnowsi The Black Keys wcale nie mają zamiaru konfederować się w bliższe związki z funk/soulem, a jedynie podkreślić delikatną sympatię do czarnych rytmów, z których i tak najwięcej wynika wobec uprawianego przez nich garażowego bluesa z psychodelicznymi inklinacjami. Wyznacznikiem wielkości, chyba na zawsze pozostanie rewelacyjne "El Camino". Płyta, od której straciłem z ekipą Dana Auerbacha oraz Patricka Carneya dziewictwo, a to już paręnaście lat. Przeleciało w okamgnieniu. Piosenka "Lonely Boy" wciąż dostarcza mi smug radości.
Dopiero co narodzone "Ohio Players", na pewno niewyzbyte wad. Największymi dwa obleśne rapy, mamy je w "Candy And Her Friends" oraz "Paper Crown". Dopadną każdego uważnie przesłuchującego ten album. Istne złośliwe bakterie. Nawet ostracyzując oba, i tak zostaje aż dwanaście kawałków, z których połowa kapitalna. Dawno tak panowie nie grali. Przyznajmy, ich ostatnie dwa albumy to trochę jęki/stęki, nawet jeśli w dobrej wierze poprzerabiali kilka wartościowych, nie zawsze gloryfikowanych powszechnie bluesów.
Aż chce się na cały regulator "Don't Let Me Go". Brzmi niczym zagubiony klejnot z sesji "El Camino" - ... nie opuszczaj mnie, bo kiedy wrócę do domu, będę potrzebować twojej miłości ... Chwilę dalej kolejny super, ale tym razem już nie tak szybki numer "On The Game". Dan śpiewa, mniej więcej: ... wszyscy jesteśmy tacy sami i uczestniczymy w tej samej grze - tam, gdzie radość i ból. Śpiewajcie bluesa, najlepiej już od świtu ... Dokładnie, Drodzy Państwo, cieszcie się życiem. Pieprzyć resztę. Po co się spinać. Kichajcie na 'kolegów/koleżanki biurwy', którzy zaczynając nudną, codzienną biurokrację, ględzą jedynie o swoim domowym podwórku, albo o tym, że znowu przed gmachem biura wszystkie miejsca do zaparkowania zajęły im mendy z pobliskiej budowy. Mając w robocie takie towarzystwo rzeczywiście można stracić życiowy zapał. A ma je każdy. Nie dajcie się. Muzyka, jeszcze raz muzyka. Na odtrutkę polecam, do powyżej wyróżnionych, jeszcze kilka innych fajnych z "Ohio Players", ponownie katapultujących grupę na wyższy poziom momentów, jak "Only Love Matters", "Read Em And Weep", plus parę innych.... w tym "Fever Tree". Ostatni z nich przyda się każdemu, wszak "fever tree" jest drzewem produkującym związki tonizujące, czyli o działaniu wzmacniającym.
Gdy tak dobrze poszukać, z muzyką dwudziestego pierwszego wieku wcale nie jest tak źle. Energia, polot, umiejętności, młodość... - wszystkie te cechy wypływają z polecanego właśnie Szanownym Państwu albumu. A tych przypadłości nie kupicie w żadnej aptece. Wszak warto pamiętać, zmarszczki nie zawsze robi czas, brak życiowego entuzjazmu, także.
Ach, zapomniałbym, dzisiaj mam audycję, ale... to jakoś bardzo późno jest.

a.m.

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
(obecność nieobowiązkowa !)

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"