poniedziałek, 13 lipca 2020

po przegranej bitwie...

Przez całe życie otaczałem się ludźmi uśmiechniętymi, dobrymi i wrażliwymi na piękno tego świata oraz ludzką krzywdę. Przynajmniej tylko takich wokół siebie zatrzymywałem. Bo moim życiowym credo: każdy dewiant odpada. Ma wylot niczym mokra szmata o parkiet. Może dlatego na co dzień nie otacza mnie hejt, nietolerancja i prostactwo. Może dlatego jestem wrażliwy na krzywdę, nienawiść, rasową segregację, a i tych wszystkich panoszących się pseudo patriotów. Może dlatego zaskakują mnie wszystkie wyborcze wyniki ostatnich lat. Kogo zapytam, każdy po właściwej stronie. A jeśli nawet stoi po złej, a chce przy mnie trwać, nie przyzna się, bo wie, że czyni źle i na swój sposób wstydzi się, choć z jakiś powodów nie potrafi opuścić łajby zła.
Nauczyłem się oddzielać ziarno od plew. Jednak, pomimo sporego życiowego doświadczenia przyznam, selekcja wciąż trwa. Nigdy nie jest idealnie, bo i nigdy nie uda się nikomu zebrać kadry marzeń. Zawsze ktoś zdradzi. Judaszy i januszy nigdy nie brakowało i nie zabraknie. A wczorajszy dzień szczególnie sypnął tymi drugimi.
Podobno w każdym z nas kryje się mroczna strefa duszy, chodzi jednak o to, by nie dać jej się porwać. Nie wszystkim się udaje. Nie wszyscy dostąpili szczęścia trzeźwości umysłu. Niektórym fanatyzm zamula tkanki. Niestety dożywotnio. I w pewnym sensie dumny jestem, że znajduję się w tej "mniejszej połowie", bo o czym natura przekonuje, przy gównie zawsze więcej much.
Dziękuję za uwagę.


A.M.