niedziela, 5 lipca 2020

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja 5/6 lipca 2020 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań





Siedemnasta niedziela przymusowej radiowej absencji.
Z racji nieczynnego do jesieni br. studia możliwe, iż zaplanowano odtworzenie materiału archiwalnego.





"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 5 na 6 lipca 2020 - godz. 22.00 - 2.00  w  
RADIO "AFERA", na 98,6 FM (Poznań) lub na www.afera.com.pl





===================
===================

BENNY MARDONES (9 XI 1946 - 29 VI 2020)

Zmarł amerykański wokalista Benny Mardones. Szczególnie lubię jego album o niewyszukanym tytule "Benny Mardones". Wbrew mylącej nazwie wcale nie był debiutem. Dostarczył m.in. kapitalną, do spółki z Robertem Tepperem skomponowaną balladę "Into The Night", jak też upichcony wraz z Markiem Mangoldem (tym od Touch) rocker "For A Little Ride", ale i w niczym mu nieustępujące "We've Got To Run". 
Mardones nie był szczególnie u nas znanym piosenkarzem, dlatego nie będę Państwu zawracać głowy.

===================


W miniony wtorek w Grodzisku Wlkp. ...








Na stadionowych krzesełkach nie ma sensu doklejać kartek z komunikatem: "zdezynfekowano".







===================================
===================================


foto z niedzieli 28 czerwca br.













czwartek, 2 lipca 2020
===================================
===================================



Zawsze chciałem to mieć. W jak najlepszej jakości. Bez trzasków, zgrzytów, pyknięć i innych winylowych dewiacji. Najlepiej na CD. I udało się. Ponadto, dość słuchania tak rewelacyjnego materiału z fatalnego bootlegu, którego na szczęście mogę się pozbyć. Po czterech latach od światowej premiery nareszcie zdecydowałem się na to wymarzone pudło. Wcześniej nie było jak, bo nic, tylko jedna premiera goniła kolejną, a bycie na bieżąco w radio nie pozwalało od nowości odstawiać nogi. Teraz znowu słucham jak dawniej - throwback! Zatęskniłem do czasów, gdy muzyka była tylko na moją wyłączność i nie trzeba było jej wartości udowadniać. 
O ogarniający mnie bezmiarze Wszechświata, cóż za wersja "Echoes". Kto wie, być może najlepsza kompozycja, jaką poczęły ludzkie dłonie. Ale przecież jest jeszcze niesamowita końcowa faza "A Saucerful Of Secrets" czy psychodeliczno-szaleńcze "Careful With That Axe, Eugene". Oczyma wyobraźni widzę twarz Eugeniusza, niczym wyłaniającego się zza drzwi Jacka Nicholsona w "Lśnieniu", choć ta muzyka pasowałaby również do genialnej samobójczej sceny Keanu Reevesa w "Adwokacie Diabła". Muzyczne chwile, które biją na głowę całą książkową literaturę.
A propos, przed kilkoma dniami David Gilmour opublikował nowe nagranie - "Yes, I Have Ghosts". Zrealizowane ze swoją córką, Romany Gilmour. Przyjemna w dotyku akustyczna balladka. Szkoda, że muzycznie nazbyt emerytalna. Cieszy, choć nic szczególnego.


===================================
===================================

Filmy.

Jak dobrze mieć Canal+. Jedno z nielicznych telewizyjnych miejsc, gdzie da się jeszcze oglądać filmy. Dla mnie wplatane reklamy dyskwalifikują przeżywanie filmów, więc nawet nie zaczynam. 
Dzięki tej działającej na zdrowym umyśle stacji, obejrzałem ubiegłoroczną "Laleczkę". Współczesną kontynuację "Laleczki Chucky". Tylko nie wiedzieć, czemu podpiętą pod dział horrorów? O ile "sympatyczny" rzeźnik Chucky mógł u młodziaków wywoływać gęsią skórkę, o tyle dzisiejszy Buddi może jedynie rozbawić współczesnych dwunastolatków. 
Fatalna fabuła, równie drętwe aktorstwo, a całość oparta jedynie na trikach i komp-efektach. Słowem, kino dla niewymagających. Buddi straszy, niczym booom wykrzyczane zza naszych pleców przez durnego w klasie kolegę. Jeśli więc taka anatomia grozy komuś służy, oczywiście polecam. Chyba najgorszy film jaki ostatnio widziałem, bo że najgłupszy, pewne jak śmierć.
Dla równowagi polecam (także ubiegłoroczny) biograficzny dramat "Podły, okrutny, zły". Oparta na faktach rzecz o seryjnym mordercy - Tedzie Bundym. Facecie, który w latach siedemdziesiątych brutalnie - i z podtekstem seksualnym - rozprawiał się z przypadkowymi dziewczynami, mając jednak zawsze w zanadrzu jedną bądź drugą kobietę, wobec których przejawiał pozytywne uczucia. Bardzo wiernie oddana historia, w której końcowe napisy wpleciono dokumentalne zapiski, z udziałem oryginalnego "bohatera". Facet skończył na krześle, choć zanim go do niego przykuto, kilkukrotnie umiejętnie się od niego odraczał. 
Film pokazał, że każdy z nas może otaczać się miłym, inteligentnym i o przyjaznej aparycji znajomym, w którego żyłach płynie diabelska krew. 



A.M.