środa, 21 kwietnia 2021

odszedł JIM STEINMAN (1 XI 1947 - 19 IV 2021)

Z przykrością dotarła do mnie wieść o śmierci Jima Steinmana. Nadwornego niegdyś kompozytora Meat Loafa i jednocześnie twórcy wielu genialnych piosenek, jak też operatywnego producenta oraz biegłego pianisty w jednym.
Nie ma takich parametrów, którymi dałoby się zmierzyć wartość tej fantastycznej wobec muzyki postaci. A jednocześnie jednej z najcenniejszych, jaką miałem zaszczyt podziwiać.
To On stoi za największymi sukcesami mego pupila, wokalnego numero uno - Meat Loafa, a szczególnie za wspólnie popełnioną płytą "Bat Out Of Hell", na której poza rewelacyjnym Klopsikiem, wypromowało się jeszcze przynajmniej kilku innych muzyków, jak co prawda już wcześniej znani, lecz po tej płycie jakby trochę bardziej: gitarzysta Todd Rundgren czy wokalistka Ellen Foley. Sprzedaż 50 milionów egzemplarzy też mówi sama za siebie. To obecnie 3 miejsce na liście wszech czasów w dziedzinie sprzedaży albumów. I są to fizyczne nośniki, nie żadne śmieszne, nic niewarte jutjubowe kliknięcia. Jakaś totalna ściema w pomiarze sukcesu, jaką obecnie stosuje się do obliczeń wartości muzyki.
Oczywiście Jim Steinman to nie tylko Meat Loaf, choć prawdą, że obaj panowie nie mogli bez siebie żyć. Na polu artystycznej separacji nigdy żadnemu z nich nie szło równie dobrze. Dlatego ponowne, choć chwilowe połączenie sił na początku lat dziewięćdziesiątych, było im tak bardzo potrzebne. Kolejny fantastyczny nietoperz - "Bat Out Of Hell II" - tylko pokazał, kto rządzi w świecie piosenek - piosenek przez duże "P".
Pomiędzy wierszami Steinman też nagrywał solo, założył również sympatyczny femme projekt Pandora's Box, nagrywał z Bonnie Tyler, nawet z The Sisters Of Mercy, a w latach późniejszych kilka nut z Celine Dion, a jednak przy tym, czego dokonał z Meat Loafem, były to tylko płotki.
Rękę Steinmana zawsze wyczuwaliśmy. Jego charakterystyczne pianino, musicalowa przestrzeń, bogactwo i rozmach, wszystkie te składniki zgrabnie nacechowywały każdą piosenkę do Meat Loafowej potęgi. Nawet jeśli w nich niekiedy brakowało głosu debeściarskiego Klopsika.
Posiadam w chałupie wszystkie płyty popełnione ręką Jima Steinmana i pewnie niejedną z nich przedstawiałem w moim 27-letnim obecnie Nawiedzonym Studio. Licho jednak raczy pamiętać, kiedy był ten pierwszy, a kiedy ostatni raz. I myślę, że byłaby jeszcze niejedna szansa posłuchania wspólnie tej muzyki. Jest jednak jeden warunek - powrót do radia. Jeśli uda się do niego powrócić jeszcze tej wiosny, wiele wciąż będzie przed nami dobrego. Jeśli jednak lockdown przedłuży się, a radio zechce dopuścić mnie do mikrofonu najwcześniej jesienią, ja już do niego nie wrócę.
Nie każdemu musi podobać się mocno teatralny czy wręcz musicalowy rozmach Steinmana, nie każdy musi przed jego talentem padać do stóp, ale od każdego wymagam, by u Steinmana docenić tę jego broadwayowską wrażliwość. Przy okazji mocno żałuję, że na domiar jego wielkiego w świecie uznania, w Polsce mistrzunio nigdy nie został należycie dostrzeżony. Nigdy nie słyszę popełnionych jego ręką piosenek, czy to w naszym radio bądź telewizji, nie towarzyszą mi również w taksówkach, sklepach, na bazarach, nawet w domach moich muzycznych kumpli, którzy do końca swych dni będą klękać jedynie przed Sabbathami, Zeppelinami lub sentymentalnymi płytowymi licencjami Tonpressu, Wifonu oraz Muzy. I tylko niekiedy udawać, że lubią coś jeszcze. Słabe i smutne, ponieważ nigdy nie miałem i nie mam do dzisiaj z kim posłuchać, z kim poprzeżywać tej muzyki. Ale nigdy nie brakowało też wokół mnie ludzi, którzy wiedząc jak ją kocham, lubili prosto w twarz umniejszać jej znaczenie, nierzadko wręcz starać się obrzydzić. Niekiedy nie sposób było wręcz opędzić się od kąśliwych uwag w temacie Meat Loafa, tym samym śpiewanych przez niego piosenek z katalogu Jima Steinmana. I wiecie co, powiem Wam coś - chrzańcie się.
Inna sprawa, iż dobry pop oraz ogólnie rock, umierają. Pomału odchodzą, w zasadzie nie budząc jakiejkolwiek podniety u większości dzisiejszej dzieciarni. Nie jest im w świecie obecnych plejstejszynowych rozrywek do niczego potrzebny. Dla nich Jimi Hendrix lub Eddie Van Halen to tylko sympatyczni kosmici, zaś na koncerty rockowe jeśli docierają, to jedynie w asyście swoich tatuśków, którzy zabierają gówniażerkę niczym do skansenu. Śmiem nawet przypuszczać, że tak na tę dziedzinę sztuki pomału wszyscy ogłuchliśmy, iż gdyby dzisiaj narodził się nowy Hendrix, zapewne grywałby koncerty w średnio utytułowanych klubach, głównie dla dziadków z kufelkami. Dla wyłysiałych dżentelmenów, z konieczną kitką, jedynym ostałym i "zgrabnie" splecionym owłosieniem, na których to panów niedających się wymodelować bębnach ponaciągane t'shirty z coraz bardziej zapominanymi gitarowymi herosami. Smutna prawda, ale prawda. Dzisiaj rockiem oraz archeo popem podnieca się już tylko emerytura. Młodzi do takiej muzyczki mają co najwyżej stosunek kawiarniany. Dlatego Steinman tak boleśnie odchodzi w czasach ogólnego tumiwisizmu, zamiast w glorii chwale.
Na jego pomnik w kraju rozciągającym się od Odry po Nysę Łużycką też bym raczej nie liczył - u nas jedynie święci lub cierpiący.
Dzięki Jim. Wulkan Twego talentu nie musiał wybuchnąć, bym poczuł jego potęgę. Byłeś i wciąż jesteś widokiem z góry najwyższej. Nigdy nie zapomnę. Panta rei.

A.M.


Czytaj więcej na https://muzyka.interia.pl/wiadomosci/news-jim-steinman-nie-zyje-legendarny-kompozytor-mial-73-lata,nId,5181577#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Na liście bestsellerów wszech czasów zajmuje trzecie miejsce, ustępując tylko "Thrillerowi" Michaela Jacksona i "Back in Black" AC/DC.

Steinman stworzył i wyprodukował wielki przebój "Total Eclipse of the Heart" zaśpiewany przez Bonnie Tyler. Na koncie ma również hity wykonywane przez m.in. Barry'ego Manilowa ("Read 'Em and Weep"), Air Supply ("Making Love Out of Nothing At All"), The Sisters of Mercy ("This Corrosion" i "More"), Boyzone ("No Matter What") i Celine Dion ("It's All Coming Back to Me Now" to cover, który w oryginale wykonywała stworzona przez Steinmana żeńska grupa Pandora's Box).



Czytaj więcej na https://muzyka.interia.pl/wiadomosci/news-jim-steinman-nie-zyje-legendarny-kompozytor-mial-73-lata,nId,5181577#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefoxSteinman stworzył i wyprodukował wielki przebój "Total Eclipse of the Heart" zaśpiewany przez Bonnie Tyler. Na koncie ma również hity wykonywane przez m.in. Barry'ego Manilowa ("Read 'Em and Weep"), Air Supply ("Making Love Out of Nothing At All"), The Sisters of Mercy ("This Corrosion" i "More"), Boyzone ("No Matter What") i Celine Dion ("It's All Coming Back to Me Now" to cover, który w oryginale wykonywała stworzona przez Steinmana żeńska grupa Pandora's Box).