czwartek, 1 kwietnia 2021

dance polo

Po meczu Anglia - Polska (2:1)

Przy każdej takiej okazji liczę na cud. Nieważne, z Anglią, Niemcami czy Holandią. Łudzę się na jednorazowy zryw, na trochę więcej niż tylko wystękany remis, oczekując od najlepszych kopaczy tego czterdziestomilionowego narodu odrobiny szaleństwa. Zawsze myśląc, może akurat dzisiaj zaskoczą. Bo przecież futbol to gra, zabawa, wirtuozeria, polot - tak zapamiętałem z podwórka. Nie żadna chłodna kalkulacja, bądź chowanie głowy do nory. Wszak najlepszą obroną jest atak - tego też mnie uczono. A tu znowu porażeczka. I nic to, że słabiutka wczoraj Anglia spokojnie była na remis, a przy odrobinie wiary do puszczenia z torbami. I tak też wczoraj pomyśleli północni Macedończycy, pokonując Niemców - na wyjeździe! Można?
Najlepszym na wczoraj w ojczyźnie futbolu, zdecydowanie Sterling. Jedyny wyróżniający się. Patrzyłem z podziwem i pomyślałem, za młodziaka na swoim podwórku musiał być niezłym akrobatą, a i mistrzem w gonito.  
A nasi? No cóż, zauważyłem Krychowiaka w jezusowym uczesaniu,
który biegał, wślizgiwał się, ale niewiele z tego wynikało. O Miliku naszło mnie, facet powinien tyrać na wysokości. Rzuca tą kielnią (czytaj: z buta oraz grzywą) w przestworza i tylko jego mało atletyczna sylwetka nie pozwala mu przejście na rugby. Jedynie Moder z Jóźwiakiem uzewnętrzniają angielską myśl piłkarską, z czego ten pierwszy nawet bramkowo pozwolił sobie skorzystać. Szkoda cholerka, że Piotrek Zieliński wciąż nie może zaskoczyć. W Napoli gromi każdą obronę, a w reprezentacji jest zestresowany, usztywniony, nie potrafiąc celnie podać choćby jednej piłki.
Nie ma lekko ten nasz unarodowiony Paulo Sousa (teraz wszystko narodowe). Wypróbował jak dotąd trzy różne składy, przećwiczył wiele wariantów, a gra wciąż jedna. Nieudolna, znieruchomiała, bojaźliwa, wyzbyta wiary. Jedyny plus, mamy niezłe drugie połowy. Kto wie, gdyby były jeszcze trzecie, może gralibyśmy koncerty jak wiedeńscy Filharmonicy. Lecz póki co, konsekwentnie uprawiamy te nasze dance polo.


A.M.