piątek, 20 października 2023

odszedł Dwight Twilley

Właśnie się dowiaduję (podziękowania dla niezawodnego Oskara!), iż przedwczoraj umarł Dwight Twilley - amerykański wokalista i na kilku płaszczyznach instrumentalista, w tym gitarzysta, pianista, epizodyczny harmonijkarz, co i biegły kompozytor oraz producent.
Jako młodzian szybko przejął pałeczkę fascynacji po The Byrds czy The Beatles, po czym urządził się w podobnych rytmach pod własną banderą.
Ze wzruszeniem dzisiejszym rankiem nastawiłem winyl "Jungle" /1984/. Ależ to wspaniałe piosenki i ogólne porywające coś. I wcale, nie tylko z uwagi na hit "Girls" (nagrany z gościnnym udziałem Toma Petty'ego i Mike'a Campbella), bo choć ten okupował MTV, mamy tu jeszcze lepsze piosenki. I oto kolejny przykład na słuchanie całych płyt, nie tylko posługiwanie się wybranymi songami podsuniętymi przez showbusinessowych promotorów. Cóż za tempa, melodie, aranżacje, moc, przekaz i wiara w to, że jest się po prostu dobrym. Nachodzi mnie ochota na zagranie w Nawiedzonym albumu od deski do deski, lecz wiadomo, nie da się, niemożliwe. Kompetencje mojej płytoteki, co i muzycznych fascynacji, przekraczają skromny czas antenowy.
Muszę jeszcze dodać, zanim Twilley zaczął urządzać się na własną rękę, przez kilka poprzedzających lat współprowadził z Philem Seymourem duet Dwight Twilley Band. Posiadam nawet na winylu ich super płytę "Twilley Don't Mind", jednak niestety, kiedy jeszcze miałem sprawny do przegrywania winyli sprzęt, nie wziąłem jej pod uwagę. Teraz tylko żal, albowiem przerobiłem na srebrzyste dyski parę średniaków, a taki temat przeoczyłem. Na szczęście machnąłem kiedyś solówkę Twilleya "Scuba Divers", więc w razie czego, tkwi na posterunku. Pomimo wszystko, na pierwszy ogień, koniecznie "Jungle". Skandal, iż ta przewyborna płyta jest w Polsce kojarzona jakoś tak nawiasowo. Polecam jej całą stronę A, pierwszych pięć piosenek: "Little Bit Of Love", "Girls", "Why You Wanna Break My Heart", "You Can Change It" oraz "Cry Baby" - kapitalne! Nie złapiecie tchu, dajcie wiarę. Przy okazji zastanawia mnie, jaki algorytm doprowadził do takich kompozycyjnych cudowności. Co wówczas Dwight jadł, pił, palił i z kim się kochał, że takie nuty.
Jakże miło tu i teraz, wobec, było nie było, niewesołych przesz okoliczności, na osi tego cudownego Artysty wyrazić mój wobec Niego podziw.
Nie śledziłem przebiegu jego nowszej kariery, nie mam pojęcia, jakich dokonał piosenek w epoce, w której pop kompletnie zjechał. Chyba niesłusznie, bo być może to takim właśnie artystom należy dawać szanse, zamiast szukać cudów pośród wielu dzisiejszych bzdur. Byłoby godniej, zamiast tylko przewracać strony starych płyt i grzebać w dobrze utrwalonej przeszłości. Mea culpa. Biorę na klatę. Nie da się jednak ogarniać wszystkiego, ponieważ do dawnych wykonawców stale dobijają nowi, muzyki przybywa, a my mamy tylko jedną percepcję i jedno życie.
Zagram w najbliższą niedzielę Szanownym Państwu coś z "Jungle". Jak zawsze nie zawiodę, dotrę na Rocha. Dotrę nawet, gdyby Wartę wylało. Bo już taki jestem. Na pewno nie zaśpię i gdzieś w jądrze audycji też mnie Morfeusz nie porwie. Zrobię ten program nawet, gdyby przy radioodbiorniku zasiadł ostatni Mohikanin.

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"