Umarł mój Słuchacz. Jacek mu na imię. Niegdyś jednak najchętniej podpisywał się nickiem Arzachel79. Rozumiem, 79 to zapewne rocznik. I tak by mi na oko pasowało. Był sporo młodszy, choć znaliśmy się długo, długo... Jeszcze od czasów sklepu płytowego, jaki prowadziłem w latach dziewięćdziesiątych. Odwiedzał mnie regularnie i kupował zazwyczaj starego rocka. Miał na jego punkcie nieobliczalnego kręćka. A co istotne, na tle innych znał się na nim zawstydzająco dobrze. Jego konikiem były jeszcze dwie polskie ekipy: Kat oraz Ceti. Szczególnie tych drugich ukochał jakoś wyraziściej. Do pułapu, nie tyle przyjaźni, co wręcz koligacji rodzinnych.
Słuchał moich audycji, czytał bloga, nawet, kiedy miewaliśmy przerwy w relacjach i wydawać się mogło, że się odsunął. Wystarczyło tylko klepnięcie po ramieniu na którymś z koncertów, by na 'dzień dobry', z uśmiechem Jacek zapewnił: cały czas słucham, czytam, jestem.
Ostatnio sporo do siebie pisywaliśmy. Jacek wykazywał dobrą energię, aktywność, głód kontaktów, rozmów, spotkań. Nawet zaproponował, byśmy się wreszcie na gruncie domowym zmierzyli. Chciał ze mną posiedzieć przy muzyce, pokazać ustrzelone płytowe trofea, no i w ogóle, po kumpelsku spędzić czas. Umówiliśmy się, że na jego głowie będzie zaparzenie herbaty, a ja przywiozę ciastka. Zero alkoholu, ponieważ Jacek nie mógł. Zdrowie mu nie pozwalało. Kiedyś właśnie za przyczynkiem nadużywania procentów, je sobie nadszarpnął. Wspaniale, zatem męskie spotkanko przy herbatce i heavy metalu. Bo Jacek bardzo lubił heavy. Często nawet 'wypominał', iż to przeze mnie przepada za HammerFall czy Rhapsody, i że w ogóle, cóż to były za czasy, te odnowicielskie dla power metalu lata dziewięćdziesiąte. Schlebiał mi takimi podmaślaniami, a przecież nie musiał, wszak do wszystkiego, prędzej czy później, doszedłby sam. Był muzycznym penetratorem, miał dobrego nosa, umiał wyławiać, a i dobrego gustu również mu nie brakowało.
Jestem po słowie z Marysią, vide Marihuaną, z grupy Ceti. Wszyscy w 'wężowym' obozie zasmuceni. Marysia potężnie przeżywa. Napomknęła, że ostatnio odeszło jeszcze dwoje innych fanów Ceti, i że narosła atmosfera walącego się świata, tym bardziej, iż wszyscy byli ponoć cudownymi ludźmi. Nie wątpię, któż inny miałby słuchać Ceti.
Nie pasowało mi, że Jacek długo się nie odzywał, nie wstawiał na Facebooku nowych postów, nikomu niczego nie komentował... Takie to wszystko zaczęło się robić niepokojące. Tym bardziej, że nie uchodził za człeka z deprechą, zamykającego się w czterech ścianach, izolującego od świata... Kto, jak kto, ale nie On. Tknęło mnie i pod koniec ostatniego Nawiedzonego Studia napisałem do pewnego Tomka z Łodzi, wspólnego naszego znajomka, który o tak zaawansowanej godzinie nadal nie spał, czy może coś wie...? Odpowiedź przyszła błyskawicznie: Jacek nie żyje. I jak tu teraz dokończyć program? Szepnąłem Państwu o sprawie słówko, było gdzieś za dwadzieścia, może za piętnaście druga, a z przyniesionej do studia muzyki najbardziej nadawało się koncertowe "In The Court Of The Crimson King", no i dobrze, że miałem jeszcze pod ręką składankę starych Fleetwood Mac z Peterem Greenem. Jacek na pewno by się uśmiechnął. Coś więcej przygotuję na najbliższą niedzielę. Pomyślę, poszukam czegoś najodpowiedniejszego. Ksywa "Arzachel79", także zobowiązuje. Oczywiście tak, ta tyczy grupy Arzachel. Niedawno zresztą przeze mnie przypomnianej. Nic jednak nie zaszkodzi, by teraz nadać tę muzykę w dziale 'in memoriam'.
Jestem zdruzgotany. Dużo rozpamiętuję, wspominam... Jednocześnie głupio mi, jak to kiedyś złościłem się na Jacka za sprzyjanie obcemu mi środowisku politycznemu. Jakie to głupie i kompletnie w takich chwilach (jak ta) bez znaczenia. Skoro jednak jesteśmy przy niemuzycznych klimatach, muszę Państwu napisać, że właśnie od Jacka, jako od pierwszego, dowiedziałem się o katastrofie smoleńskiej. Napisał mi sms, który początkowo odebrałem jako głupi kawał. Jacek lubił pożartować, więc byłem przekonany, iż owego poranka podrzuca mi jakąś głupotkę. Lecz ta głupotka, szczególnie po drugim przeczytaniu, przestała bawić. Postanowiłem wyjaśnić, czy tak kiepsko ze mną od rana i nie chwytam żartu, czy może...?. Jacek odebrał telefon i z powagą oznajmił: "niestety, to prawda".
Jacku Arzachelu Siedemdziesiąt Dziewięć, cały czas czuję się na tę herbatkę zaproszony. Długo na nią się zanosiło, długo wspólnie nad jej podaniem na stół pracowaliśmy, więc nie ma tak, że ostatecznie z tego nici. Karty rozdane, zagrywasz w ciemno pierwszy, czekam na Twój ruch.
P.S. Pogrzeb w najbliższy poniedziałek.
P.S.2 Ach, muszę jeszcze dopisać. Jak mogłem zapomnieć! Wyobraźcie sobie, Jacek umarł 12 października, w kolejną rocznicę powstania swych ulubionych Ceti. Nie można było 'piękniej'.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"