środa, 18 maja 2022

73-urodziny Ricka Wakemana

Strawbs/Yes'owy Rick Wakeman obchodzi dziś 73-urodziny. Od razu wszystkiego najlepszego!!! - bym nie zapomniał.
Od rana słucham tylko jego muzyki. Przy okazji wspominam i podziwiam. I aby nie było za łatwo, wcale nie "Sześć żon Henryka VIII" czy "Mity i legendy o królu Arturze...". Dzieła znane i wspaniałe, wiadomo, ale z nimi to już tyle razy, że wszystko na pamięć. To takie albumy, z cyklu: nie muszę słuchać, wystarczy przeczytać tytuły, i już przesłuchane. Słucham więc sobie Wakemana mniej oczywistego, acz wciąż fascynującego.
Odkurzyłem od wieków nietykany kolaboracyjny album "Stella Bianca Alla Corte Di Re Ferdinando" (wydany w 1999), co na nasze przekłada się "Stella Bianca Na Dworze Króla Ferdynanda". Rzecz do spółki z niejakim Mario Fasciano. Nieznanym u nas szerzej śpiewakiem, dysponującym wysokimi wokalnymi rejestrami, zaś dla samego Wakemana niebędącego już wtedy żadnym nowicjuszem. Dziesięć lat wcześniej obaj panowie popełnili wspólną płytę "Black Knights At The Court Of Ferdinand IV", której słuchana właśnie "Stella..." kontynuatorką. Tak dobrą, że postanowiłem w jej temacie słów kilka. W ogóle wstyd, że do dzisiaj nie było jej u mnie na radio - że się wyrażę jak jakiś chicagowski polonus.
Jest tak, Mario Fasciano śpiewa i stosuje elektroniczne instrumenty perkusyjne, a Rick Wakeman przebiera po klawiszach, niekiedy wręcz klawesynowo. Są jeszcze goście, tu przede wszystkim syn Ricka, Adam Wakeman (i tak jak ojciec, gra na klawiszach, ale też zastosował tu wszystkie aranżacje). Podano, że w jednym numerze (a ja słyszę w dwóch) na gitarze Rudolfo Maltese oraz śpiewaczka Aza, pojawiająca się w albumowym finale - "Carcere 'e San Francisco". No i właśnie ten finał genialny. Wokalna potyczka Azy oraz Mario Fasciano. Niby nie opera, a jednak czuć tu wbity w italiański gen neapolitański rozmach. Tak się tym zasłuchuję, że co finisz, to dawaj od początku. Dziwne, że dopiero teraz, wszak kompakt na półce od ponad dwudziestu lat. Ale czasem tak bywa. Do wszystkiego trzeba dojrzeć. A jeszcze posłuchajcie mili Państwo koniecznie "Ariel", "Aria Di Te" oraz instrumentalnego "Romance Napoli". W mej subiektywnej skali przecudowne. Nawet, jeśli to tylko nieskomplikowane, nasączone romantyczną aurą numery. Wszystkie smakują i bez, jak i z wokalem Mario. Niesamowity Wakeman. Kiedy się da, mocno klasycyzujący i jakże włoski. Przynajmniej na tej płycie. Brytyjski bywa wystarczająco dużo na dziewięćdziesięciu procentach innych swych albumów.

"Stella Bianca Alla Corte Di Re Ferdinando" to przepustka do lepszego świata. Spokojniejszego, kolorowszego, bez całej dzisiejszej nachalnej telekomunikacji i ryku silników. Melodie tak piękne, że aż wstyd byłoby je wyprowadzać na smyczy. No właśnie, w tej muzyce słychać wolność i miłość. Nawet, jeśli wszyscy królowie w mniejszym lub większym stopniu bywali zwykłymi bandziorami. Różniły ich herby, flagi i posiadane ziemie, ale rzadko "intencyjność".
Czarująca płyta, niech się więc kręci. I Wy też dajcie nią czadu. A jeśli komuś będzie mało, to może w dniu tak uroczystym niech nasz Jubilat ekstra pofortepianuje na równie ekstra instrumentalnym albumie "Country Airs". To też śliczne coś. Dwukrotnie zresztą realizowane. Ten pierwszy raz miało się w 1986 roku, by sześć lat później Maestro dokonał re-recorded, bo chyba nie był z pierwowzoru dość zadowolony. Poza tym, dograł jeszcze parę nowych, w tym samym duchu tematów, stanęło więc pretekstem ponownego wydania "Country Airs".
"Country Airs" to album pianistyczny, o niemal Chopinowskim rozmachu. Słychać tu Polskę, pomimo iż krajobrazuje on raczej brytyjskie wsie. Ich wiejskie wonie, strumyki, pola, polany, okoliczne parki, laski, lasy. Muzyka pełna romantycznych uniesień, ewidentnie podkradająca ze znajomych nam mazurków, polonezów czy nokturnów. I to taki Wakeman na dziś. Na szczęśliwe jego urodziny i mój dla jego dokonań podziw.

a.m.