Lubię program "Polacy za granicą". Na weekend to całkiem przyjemna godzinna tv-rozrywka spoza obrębu muzyki, a także ucieczka do przeważnie lepszego świata. No chyba, że akurat trafią się odcinki o malowniczych, acz zimnych i ulewnych Wyspach Owczych bądź wyludnionej i też nieciepłej Islandii. Brrr!
Oglądam więc wraz z równie fajnym, także podróżniczym "Ciężarówką przez Stany". W ostatnim wydaniu rozgadany tirowiec zahaczył o Toronto, a po powrocie do US wbił się w Detroit. To umierające amerykańskie miasto próbuje się odrodzić, choć poprzez wypływ ludzi szczególnie nocą bywa opustoszałe. Pełno pubów czy restauracji przyciąga finezyjnymi atrakcjami, jednak brak siły z tego korzystającej. Rząd amerykański, by ratować i uatrakcyjnić miasto, dopłacił 80 mld dolarów, a wszystko i tak niemal w studnię. Legendarny dworzec wykupiony i tylko niszczeje. Nowy właściciel nie ma na niego pomysłu. Otoczony siatką i ochroniarzami marnieje każdego dnia. Może dlatego okładka najnowszej płyty Alice'a Coopera - "Detroit Stories" - jest jeszcze mroczniejsza niż de facto coraz staranniej odrestaurowywane i przyciągające Detroit.
W dzisiejszym "Polacy za granicą" Zanzibar. Miejsce narodzin Freddiego Mercury'ego. Niedawno osiadł tam z rodziną znany dziennikarz Canal+ Żelisław Żyżyński. Nieco wcześniej kilku innych mniej lub bardziej znanych rodaków. To gorące miejsce na mapie szczególnie ukochali sobie Włosi i Polacy, rozwijając różnego kalibru biznesy.
Jedna z uczestniczek programu stwierdziła, że na Zanzibarze jest mnóstwo życzliwych ludzi, czego jej zawsze brakowało w Polsce. Wszyscy pozostali biorący udział w programie także zadeklarowali brak chęci powrotu do ojczyzny Chopina. Trudno się dziwić - słońce, plaże, palmy, lazurowa woda, uśmiechnięci ludzie, wspaniałe jedzenie, wymarzone warunki do pracy, wypoczynku, życia. Ja też nie zatęskniłbym za polskim schabowym bądź pięcioma powyżej zera w skali Celsjusza. Och, gdybym tylko dostał taką szansę, zatrzasnąłbym za sobą drzwi. Podobno nigdy nie jest za późno.
a.m.