"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, 5/6 grudnia 2021 - godz. 22.00 - 2.00
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl
realizacja i prowadzenie: Andrzej Masłowski
Nawiedzone w świetnej atmosferze. Dobry dźwięk i odsłuch, odtwarzacz tylko raz zaniemógł, udało mi się też w trakcie wysikać, tak więc całość perfekt.
Smutno dzisiejszym popołudniem usłyszeć o odejściu wokalisty Omegi, Kóbora Jánosa. Posypali nam się w krótkim czasie ci klasyczno-rockowi Węgrzy. W ubiegłym roku pożegnaliśmy Tamása Mihályego oraz László Benkő, a teraz, jakże lubiany, charakterystyczny blondwłosy (a może perłowy?) filar, o niekiedy gigantycznym głosie - Kóbor János. Nie przychodzi mi nic innego, jak już teraz pomyśleć o odpowiednim kąciku na kolejne nasze spotkanie.
Wczorajsza zapowiedź kwietniowego poznańskiego występu Clan Of Xymox poskutkowała obrazkiem od Słuchacza, który pochwalił się mikołajkowym prezentem od żony - bilet! Taka żona to skarb. Taka kobietka, to ja rozumiem. I to jest prezent. A nie kolejny krawat bądź sześciopak skarpet. Już słyszę niejedno: "co ten Masłowski wygaduje, przecież krawat to praktyczny podarunek". To wy tak myślicie, drogie panie. My faceci nie lubimy prezentów praktycznych, lecz te, które z radości urywają jajca.
Na moim fm wczoraj tylko dwie nowości, za to jakie - albumy Mostly Autumn oraz Rhapsody Of Fire. Oba powyżej oczekiwań, co szczególnie cieszy wobec rychłego finiszu tegorocznego kalendarza. Ostatnio obie ekipy mocno mi się zleżały, nie sądziłem więc, że potrafią jeszcze przyłożyć i tak pozytywnie zaskoczyć.
Mostly Autumn bazują na korzennych wartościach Wysp oraz muzyce Pink Floyd, Clannad, Renaissance czy Genesis, pobierając okruchy przeszłości, by lepić z nich przyszłość. I zupełnie mając w nosie obowiązujące trendy, wymogi, tendencje, narzucane przez kreatorów mody kolory czy skondensowaną lekkość papieru w najnowszych toaletowych rulonach. Ich muzyka niemal się nie zmienia, nie ewoluuje w nowoczesne brzmienia, ale też w żaden sposób nie stoi w miejscu. Ci folk/progrockowi Anglicy nie potrzebują zapraszać do udziału na swych płytach rockowych potentatów, by ugrać lepsze notowania. Choć ku przewrotności mamy tu przecież skrzypka z Fairport Convention, Chrisa Lesliego czy Troya Donockleya, obecnego dudziarza Nightwish, pomimo iż dla mnie na zawsze budzącego skojarzenia z zamarłą Ioną - piękną folkrockową grupą, która nawet bardziej bywała folk niż rock.
Mostly Autumn to wciąż średnich lotów wokal Bryana Josha, a przy tym facet, który włada gitarą z astrofizycznym polotem. U jego boku realizuje się żona, Olivia Sparnenn, idealnie do tej muzyki dopasowana wokalistka, która w swoim czasie skradła serce Bryanowi, tym samym wypierając z wokalnego frontu Heather Findlay - głos, bez którego Mostly Autumn nie ruszyliby z miejsca.
Wczoraj zaprezentowane trzy kompozycje jasno dowodzą, iż muzyka tej grupy wygrywa barwą, nie techniką. Produkcja też nie sięga Zenitu, no ale chyba nigdy nie była tu priorytetem.
Rhapsody Of Fire wciąż z najwyższej półki, pomimo iż w ostatnich latach wywaliło im niemal cały fundament. Tak liczne przetasowania w składzie zabiłyby niejednego, ale nie ich. Już na poprzednim "The Eighth Mountain" nie śpiewał Fabio Lione, by w jego miejscu pojawił się anonimowy dotąd Giacomo Voli. Szybko okazało się, że nie jest nawet o kapkę słabszy od Fabio Lione czy śpiewaka po modeńskiej szkole, Alessandro Contiego, tego z obozu Luca Turilliego. Facet dokładnie tak śpiewa, jak wygląda, zaś jego bujne włosy powiewają lekkością lipcowego zboża. Potentat. Od razu do uwielbienia.
Obecni Rhapsody Of Fire to zupełnie inni ludzie niż uznana ekipa z klasycznych "Symphony Of Enchanted Lands" bądź "Legendary Tales". Z tamtego składu ostał się tylko szef całego przedsięwzięcia, Alex Staropoli - w jednej osobie instrumentalista klawiszowy, kompozytor, tekściarz, producent, inżynier nagrań. Nie ma już Fabio Lione czy Luca Turilliego. Na koncercie tego drugiego byłem przed laty i często powracam do niego myślami. Nawet, jeśli nie były to już te same emocje, jakie towarzyszyły mi w grudniu 1997 roku, kiedy jako pierwszy w tym kraju, na moim winogradzkim fm zaprezentowałem nową i nikomu wówczas nieznaną formację, o nazwie Rhapsody. Tak się z początku nosili. Przyrostek "of fire" podczepił się dopiero przy "Triumph Or Agony" w 2006 roku. Do dzisiaj pamiętam, jak do sklepu z kompaktami wbiegł młody człowiek i zarzucił do sprzedawcy, że właśnie przybiegł po płytę, która wczoraj za sprawą mojej audycji zrobiła gigantyczne wrażenie na nim oraz jego Mamie. I to właśnie ta jego Mama dała mu potrzebną kwotę na jej zakup. Ja również Drodzy Państwo zbierałem się z odklejeniem od sufitu po pierwszym kontakcie z "Legendary Tales". Byłem pod takim wrażeniem, że usłyszałbym nawet upadek szpilki w sąsiednim pokoju.
"Glory For Salvation" jest kolejną płytą tych cudownych Italian. Ludzi grających baśniowy metal, niegdyś ze smokami i rycerzami w rolach głównych, a dziś częściej z mrocznymi rycerzami rozprawiającymi się z demonami. W materii symfonicznego metalu nadal nikt im nie zagraża. I ta płyta też stoi tego dowodem. Nie da się nie kochać tej muzyki.
W kąciku "Szanujmy wspomnienia, czyli cudze chwalicie, swego nie znacie" zaprezentowały się legendarne Alibabki oraz Czerwone Gitary.
Warszawianki na pierwszym longplayu podpisywały się "Ali-Babki". Piosenka "Kwiat Jednej Nocy" wciąż wiele dla mnie znaczy. W czasach, gdy byłem jeszcze Andrzejkiem nie mogłem się jej nasłuchać. A raczej, naoglądać. Przez pewien czas chyba nie było dnia, by telewizja przeoczyła przeuroczy teledysk z oczkiem wodnym, w którym rezydowała przykuwająca mą ciekawość rybka.
Chciałem trochę więcej pogadać o psychodelicznym albumie Czerwonych Gitar "Spokój Serca", ale na radiowym zegarze zabrakło miejsca. Albumowi przypadł najgorszy czas, kiedy w pośpiechu trzeba się pożegnać na tydzień ze Słuchaczami, a w międzyczasie posprzątać studio, zresetować sprzęt, przygotować nocne radiowe pasmo, a na dodatek już taksówka warkocze silnikiem pod radiowym szlabanem. Nie ma nawet chwili na odpisywanie na dobranockowe smsy, które dokładnie punkt druga, jeden za drugim wskakują. Piszcie je Kochani pięć, dziesięć minut wcześniej, jeśli nie chcecie, bym Was budził o czwartej. Bo niekiedy o tej porze dopiero mogę na spokojnie chwycić za telefon i podziękować za udział.
Co do Czerwonych Gitar, nigdy nie kochałem ich wczesnych płyt. Tych z finiszu lat sześćdziesiątych, z powszechnie wielbionym Krzysztofem Klenczonem. Nie, nie, i jeszcze raz nie. W ogóle nie leżał mi ten cały polski big-beat. Te wszystkie kolorowe drużynki, jak Niebiesko- czy Czerwono-Czarni, ani też Czerwone Gitary. Wszystkie te słodkawe skoczki z wywijającymi pod ich rytm minispódniczkami, w rodzaju "Nie Zadzieraj Nosa" bądź "Bo Ty Się Boisz Myszy", nie dla mnie. Do dzisiaj nie mam nawet jednej składanki Czerwonych Gitar z piosenkami tamtego okresu. Świadomie, ponieważ nigdy bym sobie ich nie zaserwował. Dla mnie Czerwone Gitary to przede wszystkim w trzech/czwartych przepiękna płyta "Port Piratów", z nadrzędną rolą melancholijnego Seweryna Krajewskiego, do której to płyty skrywam potężny sentyment. To także mocno mnie tłumaczy. Być może winą powinienem obarczać moich rodziców, którzy podczas pewnych letnich wakacji odmówili mi zakupu płyty "Na Fujarce", której okładkę wypatrzyłem na wystawie jakiejś księgarenki w niezapamiętanej miejscowości, gdzie na szybko dokonywaliśmy sprawunków.
Seweryn Krajewski przyjął na siebie ciężar po Klenczonie, którego nawet nie starał się imitować. Lecz pomimo tego, szarpnął się na bycie twarzą grupy. Miał dobre zakusy, by zrobić z Czerwonych Gitar coś więcej niż nadwiślańskich she loves you, yeah yeah yeah, ale szybko rzeczywistość zweryfikowała te plany, wrzucając je do skrzyni z napisem: niemożliwe. Jeśli ktoś do tej pory nie poznał tej płyty, niech się nie wzbrania w docenieniu Krajewskiego psychodeliczno-hardrockowej gitary, niekiedy nawet z efektem wah-wah.
"Spokój Serca" to najmniej popularna płyta Czerwonych Gitar, bo i repertuarowo najtrudniejsza, najmniej przystępna, co też najbardziej odjechana. Mamy tu ambitny pop rock z dużą dozą progpsychodelii, ale i równie ciekawą, co też prostą okładkę maestro Marka Karewicza.
To jedna z najtrudniej osiągalnych ich płyt, ponieważ wytłoczono ją w niewielkim nakładzie, co też później nie wznawiano. Ludzie, którzy pokochali ich za "Takie Ładne Oczy", nie chcieli mieć z tą muzyką nic wspólnego. W zasadzie tylko "Płoną Góry, Płoną Lasy" miało w sobie ułamek dawnej przebojowości, cała reszta płyty skąpana w ogniu, jak ta okładkowa czerwień.
Pograli jeszcze Beatlesi. Tu dwie okazje - sześciogodzinny film "Get Back" oraz 20-rocznica śmierci George'a Harrisona. Szkoda, że niełatwo będzie dotrzeć do tego "Get Back". Do kin nie przewidziano, a ja nie planuję instalowania platformy Disney+ dla jednego interesującego mnie tytułu. Pogłupieli z tymi platformami. Co to się ostatnio porobiło z tym lawinowym wysypem przeróżnych platform, a każda za trzy dychy. Jedni oferują atrakcyjne rozgrywki piłkarskie, inni jakiś serial, jeszcze inni kolejne zakodowane dla amatorów darmochy diabelstwo, i nic, tylko tu trzy dychy, tam trzy dychy... Można ocipieć. Zbańczyć też. I końca nie widać. Machina dopiero się rozkręca. Najgorsze, że wszystko z dużego ekranu przemyka do małych komputerków, a ja to lubię sobie mecz czy dobry film obejrzeć w oprawie widescreen.
Ozzy ukończył 73 lata, tak też poszli w eter równie poczciwi Black Sabbath, i to od razu z grubej rury, w narkotykowym "Snowblind". Pokontynuowałem też nowe płyty Deep Purple, Roberta Planta z Alison Krauss, Dave'a Gahana z Soulsavers oraz kobiece oblicze grupy World Stage, ex-Survivor'owego Jima Peterika.
Byli też Clan Of Xymox oraz osamotnieni w nazwie Xymox (choć z cudownych czasów Pietera Nootena oraz Anki Wolbert), w Nawiedzonym stojący namową na kwietniowy koncert w Poznaniu. Agencja mojego Tomka - WiniaryBookings - ostatnio wymiata. Pasmo interesujących nadchodzących show trwa (Alice Cooper, Clan Of Xymox czy Gary Numan) i niech nikt tego nie zatrzymuje.
Nie mogło zabraknąć The Alan Parsons Project, bo raz - dwunasta rocznica śmierci Erica Woolfsona / a dwa - w pierwszym półroczu przyszłego roku do sprzedaży trafi wypasiony box dotyczący albumu "The Turn Of A Friendly Card".
Ponadto udało się wygospodarować szczyptę czasu na jedną z fajniejszych, a nigdy dotąd przeze mnie nieprezentowanych płyt Eddiego Moneya. Liznęliśmy też wiekowego koncertu Humble Pie - z genialnymi na pokładzie Steve'em Marriottem oraz Peterem Framptonem, gitarowymi potęgami. Ci zamerykanizowani mocno Brytyjczycy, kompozycje cudzego autorstwa zagrali na tyle przekonująco, jak gdyby od zawsze należały do ich śpiewnika. Ach, no i znalazła się grudka czasowa dla Paula Jonesa z Eric'kiem Claptonem.
To było kolejne bardzo owocne spotkanie. Kolejnego już teraz nie mogę doczekać.
Do usłyszenia ...
DEEP PURPLE "Turning To Crime" (2021)
- Let The Good Times Roll - {Ray Charles cover}
- Shapes Of Things - {The Yardbirds cover}
- The Battle Of New Orleans - {Johnny Horton cover}
BOOKER T. & THE M.G.'s "Green Onions" (1962)
- Green Onions
BLACK SABBATH "Vol 4" (1972)
- Snowblind
THE BEATLES "Let It Be" (1970)
- Get Back
- I Me Mine
THE ALAN PARSONS PROJECT "The Turn Of A Friendly Card" (1980)
- May Be A Price To Pay - {śpiew ELMER GANTRY}
- Time - {śpiew ERIC WOOLFSON}
RHAPSODY OF FIRE "Glory For Salvation" (2021)
- Son Of Vengeance
- Terial The Hawk
- Un'Ode Per L'Eroe - {włoskojęzyczna wersja "Magic Signs"}
CLAN OF XYMOX "Limbo" (2021)
- Lockdown
XYMOX "Twist Of Shadows" (1989)
- Evelyn
XYMOX "Phoenix" (1991)
- At The End Of The Day
MOSTLY AUTUMN "Graveyard Star" (2021)
- Shadows
- Spirit Of Mankind
- Back In These Arms
ALI-BABKI "Kwiat Jednej Nocy" (1969)
- Kwiat Jednej Nocy
- Może Cię Spotkam
JIM PETERIK & WORLD STAGE presents "Tigress - Women Who Rock The World" (2021)
- Against The Grain - {feat. ROSA LARICCHIUTA}
- Brave Is Beautiful - {feat. LESLIE HUNT & MINDI ABAIR}
EDDIE MONEY "Where's The Party?" (1983)
- Back On The Road
- Don't Let Go
- Leave It To Me
ROBERT PLANT / ALISON KRAUSS "Raise The Roof" (2021)
- Last Kind Words Blues - {Geeshie Wiley cover}
PAUL JONES "Starting All Over Again" (2009)
- Choose Or Cop Out
HUMBLE PIE "Live At The Whisky A-Go-Go '69" (2001)
- For Your Love - {The Yardbirds cover}
- Shakin' All Over - {Johnny Kidd & The Pirates}
DAVE GAHAN & SOULSAVERS "Imposter" (2021)
- I Held My Baby Last Night - {Elmore James cover}
CZERWONE GITARY "Spokój Serca" (1971)
- Nocne Całowanie
- Płoną Góry, Płoną Lasy
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
=====================================
Weekendowa opieka nad kociakami ...
Carlos |
Pepitka |