poniedziałek, 20 grudnia 2021

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja 19/20 grudnia 2021 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań








"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, 19/20 grudnia 2021 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

Przedostatnie w tym roku Nawiedzone Studio pod opatrznością dobrych emocji oraz nieprzeskakującego cd-playera. Doceniam szlachetny gest najważniejszego urządzenia w mym cotygodniowym punkcie dowodzenia. Jakże miłe, iż na ten jeden raz odpuścił Nawiedzonemu niewyspowiadane grzechy oraz inne złe uczynki.
Zawsze najważniejszy pierwszy numer. Od niego wszystko zależy. To on kreuje nastrój i rozdaje karty. Zależało mi na ładnym początku, więc wymyśliłem sobie, że sugestywnie poPinkFloyduje RayWilson'owy gitarzysta Ali Ferguson. Kiedyś prezentowałem ten album, ale dopiero wczorajszy z niego serw wzbudził podziw. A nawet, obok mego nosa przeleciały ze trzy zachwyty. Wszystko więc zależy od miejsca i czasu. Niepierwszy raz przychodzi mi się o tym przekonać.
Tej ładnej muzyczki całkiem sporo. Pokolędowali Blackmore's Night oraz Queen, zaś nastrój świąt, w niekolędowej dziedzinie, dzielnie podtrzymał Louis Armstrong. Zresztą, "What A Wonderful World", które znam od zawsze, dopiero od dwóch lat tak rzetelnie trzyma się mego mięśnia sercowego. A to za sprawą miłych wspomnień, jakimi przedświąteczne chwile z moją english-grupą, kiedy to w dwa tysiące dziewiętnastym chóralnie śpiewaliśmy tego Armstronga, włącznie z naszą przefajną lektorką. 

60-tkę szefa Royal Hunt, Andre Andersena, celebrowaliśmy z japońskiego kompaktu "On The Mission 2002", wydanego w dwa tysiące trzecim. Dwa kawałki, dwóch różnych składów, tego duńskiego, choć najczęściej jednak amerykańsko-duńskiego symfonik-metalowego zespołu.
Nie jestem chodzącym kalendarium, jednocześnie nie przepadam za słuchaniem muzyki pod dyktando ważnych dat, nazwisk czy wydarzeń, jednak znam wielu, którzy tylko tak praktykują. Najczęściej bywają nimi wszelacy Trójkowicze, bezwzględnie ulegli warszawskim wodzom mikrofonu, latami wychowywani wobec nich w pokorze, zręcznie uklepywani, manipulowani, wreszcie, pozbawiani cech indywidualnych. Jako absolutny słuchacz naturszczyk, wypinam się na tych wszystkich zadzierających nosa bossów, nigdy niemających na mnie najmniejszego oddziaływania. Do całej muzyki doszedłem sam. No, może za wyjątkiem paru peleryn i wampirzastych w szyję wbić, do których przekonująco namawiał Tomek Beksiński. Jedyny wiarygodny oraz z krwi i kości radiowiec. Myślę o Tobie Nosferatu. Bądź pozdrowiony!
Z racji odejścia Terry'ego Uttleya, kilka fantastycznych numerów Smokie. W czasach składu Norman/Silson/Uttley/Spencer innych przecież nie mieli. W "Light Up My Life" mamy dwa tak zwane co-lead vocal - w tym przypadku Chris Norman oraz właśnie Terry Uttley. Terry to ten wyższy głos. Znany zazwyczaj z chórków, jednak tym razem Muzyk pośpiewał z tekstem, zamiast zwyczajowych aaaaa lub uuuuu.
Po jednym kawałku z wciąż gorących albumów The Stranglers, Chrisa De Burgha (ale balladowa petarda z tą Louise Clare Marshall, prawda?) oraz rewelacyjnych The Doobie Brothers. Tych ostatnich dawne dokonania zilustrowałem dwoma kompozycjami z epoki 70's, kiedy bardziej rżnęli rocka w przymierzach z soul/funk, zamiast tego lepiej im wychodzącego, z południa Stanów. Zarąbiste piosenki "What A Fool Believes" oraz "Listen To The Music". Miały stanąć do gardy jeszcze "Long Train Runnin' " oraz "Jesus Is Just Alright", ale jak zawsze złośliwy zegar rozgonił je wszystkie, gasząc mój apetyt.
Byłoby miło, gdyby Słuchacze najlepszej w tym kraju audycji docenili jednorazowy kącik dawnych albumowych licencji radzieckiej Melodii - Chris Rea "On The Beach", The Moody Blues "The Other Side Of Life" oraz powszechnie u nas wielbione The Alan Parsons Project "Gaudi". To ostatnie zręcznie wbiło się w suplement do ubiegłotygodniowego "in memory" wobec Johna Milesa. Spośród wczorajszych trzech numerów, dwa z jego udziałem.
Za socjalizmu były to super istotne tytuły na tym naszym chuderlawym fonograficznym poletku. Spośród niczego, w okowach pustych półek, smutnych sklepowych witryn, pojawienie się takich trzech muzycznych potentatów, tylko rześko przyspieszało przepływ krwioobiegu. Był taki sklep na Piekarach, w którym pewna babeczka dbała o zapychanie gablot licencjami tej ruskiej Melodii, ale i bułgarskiego Balkantonu. Nie trudno domyślić się, że bywałem tam regularnym gościem.
No i to "Gaudi". Płyta, którą uwielbiali wszyscy moi funfle, uwielbiałem rzecz jasna i ja. Album z jak zawsze na bogato odpicowanymi przez Alana Parsonsa piosenkami, w których zwyczajowo wiele dobrych głosów oraz wyważone bogactwo instrumentów. To norma. U Parsonsa nie było miejsca na chybione eksperymenty, dlatego każda płyta powiewająca sztandarem "The Alan Parsons Project", jawiła się mercedesem, ku zazdrości innych auteczek.
Album wyrażał uznanie dla Antonio Gaudiego, katalońskiego architekta, który do dzisiaj zachwyca gotycko-mauretańskimi budowlami. Otwierające całość "La Sagrada Familia", rzecz fantastycznie zaśpiewana przez Johna Milesa, z asystującymi w tle wokalami Erica Woolfsona oraz Chrisa Rainbow, to hołd wobec słynnego kościoła świętej rodziny w Barcelonie. Budowli ponoć wciąż nieukończonej, a będącej dla Barcelony tym, czym dla Rzymu Koloseum, dla Paryża Wieża Eiffla, a dla naszej Warszawy Pałac Kultury. Hmmm, no tak, nawet w takim porównaniu ciągniemy ogony. Zupełnie jak ci nasi futboliści. Jednymi słowy, "Gaudi" to przepiękna płyta, którą najlepiej na CD mieć w domu w dwóch egzemplarzach, na wypadek, gdybyśmy jeden z zachwytu zarżnęli.
A co do "On The Beach" Chrisa Rei. Nigdy nie mogłem pojąć tej rosyjskiej fonetyki, jaka figuruje na okładce sowietskiego winylu. Mnie zawsze uczono, że to Kris Rija, tymczasem u nich wyszło Ri. Ech, z tymi językami różnie bywa. Obecnie zresztą większość ludzi operuje więcej niż jednym językiem, jednak prawdziwą sztuką jest posługiwać się tym, w którym ma się coś do powiedzenia.
The Moody Blues "The Other Side Of Life" to płyta smakująca jak wizyta w loży honorowej. Do teraz mam ten sam radziecki egzemplarz - można sprawdzić. Trzeszczy niemiłosiernie pomimo, iż wizualnie nadal wygląda cacy. Na giełdzie spokojnie opchnąłbym w ramach nówek nierdzewek. Podobało mi się na niej dosłownie wszystko, włącznie z powszechnie odrzucaną rąbanką "Talkin' Talkin'". I do dzisiaj uważam "Di-ode-sajd-of-lajf" za topową produkcję The Moodies.
Co tam jeszcze na tym moim fm? Aaaa, nowości. No jasne. Bez nich przecież nie istnieję. Nie da się żyć przeszłością. Każdy z nas potrzebuje nowej muzyki, podobnie jak rządzący nami dowalenia swemu ludowi drastycznymi podwyżkami cen gazu i prądu wraz z nadchodzącym nowym rokiem. Łapciuchom już wszystko wymyka się spod kontroli, a jeszcze zakutasowali się dranie postanowieniem zmonopolizowania mediów. Doceniajmy więc moi Drodzy niezależność mojej witryny. Jeszcze nieocenzurowanej, choć czy jednak na widelcu, tego nie wiem. Pamiętajcie, w kwestii TVN milczenie oznacza przyzwolenie na kajdany wobec swobody wypowiedzi. Dzisiaj zamkną usta jednego z nadawców, jutro krwawo stłumią każde słowo wolności, a później zakażą słuchania metalu, bo to przecież muzyka Diabła (keep that Metal Heart beating !!!). Na końcu tej drogi powrócimy do dobrze znanych peerelowskich praktyk. Tym pewniej, iż obecna władza to typowe mentalne komuchy, acz dla niepoznaki z różańcem plus książeczką do wieczornych paciorków.
No więc, z tych nowości, choćby Roger Taylor "Outsider" czy lockdownowy live występ Claptona - bez publiczności, acz w obiektywach kamer. Ostatnio kto może wydaje lockdownowe płyty, a mnie marzą się te z nalepką: "unlockdown". -- "The Lady In The Balcony: Lockdown Sessions" wystawia się na współczesne "unplugged II", jednak brakuje mi dawnego gazu oraz uśmiechu. Nawet, jeśli wówczas sprawy dotyczyły m.in. pełnego melancholii "Tears In Heaven". Tutaj też go mamy. Podobnie, jak "Laylę", ale też wiele na pierwszym "Unplugged" nieobecnych piosenek. Obok Claptona fantastyczni muzycy - Chris Stainton, Nathan East oraz Steve Gadd. Czy można o lepszą rekomendację? A można, można. Gdyby tylko cały ten "zaprezerwatyzowany" przed publicznością show nie był taki nudny. Zagrany tak, by niczego nie uszkodzić. Ale okay, mimo wszystko ucieszyła mnie nowa twarz, kapitalnego w 1978 roku "Golden Ring", a i brawo za kończące cały występ trzy numery elektryczne. Wcześniejszych tu czternaście numerów zachwyci raczej miłośników bluesa w najskąpszym odzieniu, jak gdyby świat wciąż działał na naftę, bez kabli i wtyczek, a siłą pociągową zniewolone bydło.
Ponadto 45-lecie Kiss "Destroyer". Genialna, niemal ekstatyczna rzecz. Wciąż uwielbiam. Jedna z topowych płyt, o ile w ogóle ich nie najlepsza. I pewnie obok "Dynasty" faktycznie naj naj naj. Cóż za niesamowita produkcja Boba Ezrina (tego od Alice'a Coopera czy Pink Floyd). Masa chwackich trików i efektów, do tego smyczki, chór dziecięcy, nawet nowojorscy filharmonicy. Możliwości Ezrina najlepiej podziwiać w na PinkFloyd'owsko zagospodarowanej przestrzeni "Detroit Rock City". Mogę tych pięciu minut słuchać nieprzerwanie. Mocno spleciona linia emocji. Z jednej strony osadzono tu hołd i podziw dla muzycznej sceny Detroit, z drugiej zaś opowiedziano historię fana Kiss, który jadąc na ich koncert ginie w wypadku. Jednak cała płyta wymiata. Przy najbliższym spotkaniu nie omieszkam hymnu "Shout It Out Loud", który dla fanów grupy jest istnym eliksirem uwielbienia, ale posłuchamy też estetycznej rozkoszy, czym ballada "Beth". Numer na pianino, gitarę akustyczną, orkiestrę oraz ochrypły głos zespołowego bębniarza. Utwór tak dobry, że początkowo wbity w stronę B singla "Detroit Rock City", z czasem jednak te strony odwróciwszy, by późniejsze edycje tej siedmiocalowej płytki zawierały "Beth" już na stronie A.
Na koniec pozostawiłem klucz pierwszej części ostatniego wydania nawiedzonego - 30-lecie albumu Roxette "Joyride". Okay, być może to nawet nazbyt grzeczna muzyczka, jak na wymagania moich rockowych odbiorców, jednak nigdy nie obiecywałem unikania klasowego pop rocka. Lubię tę płytę i nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć. Szkoda, że Marie nie dożyła tej chwili. Zapewne byłaby dumna z najnowszej, arcybogatej trzypłytowej reedycji. Prawdziwej kalorycznej bomby pełnej demówek, live'ów, rarytasów. Jeszcze dosadniej i piękniej brzmi teraz Jej głos. Słucham go z jeszcze większą sympatią, emocją i zaciekawieniem. Ale i także niesamowity Per Gessle, który ewidentnie miał tutaj swoje pięć minut. Być może za dużo sobie nie pośpiewał, lecz w zamian wystawił się na genialnego kompozytora, władającego na pięciolinii nutami, niczym samuraj mieczem. Moja ulubiona piosenka - "Fading Like A Flower (Every Time You Leave)". Tuż za nią "Things Will Never Be The Same". Na trzecim miejscu wszystkie pozostałe. Równo, jak za jednym miecza pociągnięciem.
Współgrające z Sony Music krajowe MJM wydało to u nas w epoce na winylu, ale jak wiecie, ten w stosunku do kompaktu okrojono o trzy nagrania. Nie tylko to wydanie. Wszystkie tamte winyle. Wraz z pojawieniem się właśnie nowej edycji CD, ukazał się kolejny winyl, jednak nie wiem, czy dwunasto- czy może już jednak piętnastoutworowy. Sprawdźcie proszę sami. Ja jednak pozostanę przy kompakcie.
Dobrych świąt życzę!
Do usłyszenia ...

 

ALI FERGUSON "A Sequence Of Moments" (2015)
- Out Of The Dark

QUEEN + DAVID BOWIE "Under Pressure" (1999) MAXI CD
QUEEN - Thank God It's Christmas - {non-album track, 1984}

ROYAL HUNT "On The Mission 2002" (2003) kompilacja tylko na Japonię
- Epilogue - {oryginalnie na albumie "Clown In The Mirror" /1994/}
- Message To God - {oryginalnie na albumie "Paradox" /1997/}

SMOKIE "The Montreux Album" (1978)
- Light Up My Life
- For A Few Dollars More
- Love's A Riot - {utwór pozaalbumowy}

THE DOOBIE BROTHERS "Liberté" (2021)
- Shine Your Light
- Good Thang
- Amen Old Friend

ROXETTE "Joyride" (1991 / reedycja 2021) - 30th Anniversary 3 CD Box Edition
- Fading Like A Flower (Every Time You Leave)
- (Do You Get) Excited?
- Things Will Never Be The Same
- Perfect Day

KISS "Destroyer" (1976 / reedycja 2021) - 45th Anniversary 2-CD Deluxe Edition
- Detroit Rock City
- King Of The Night Time World

ROGER TAYLOR "Outsider" (2021)
- We're All Just Trying To Get By - {feat. KT TUNSTALL}

ERIC CLAPTON "The Lady In The Balcony: Lockdown Sessions" (2021)
- Golden Ring
- Black Magic Woman - {Fleetwood Mac cover}

GEORGE HARRISON "Cloud Nine" (1987)
- That's What It Takes
- This Is Love

LOUIS ARMSTRONG "The Very Best Of" (1998) - kompilacja
- What A Wonderful World /1967/
- Hello, Dolly /1964/

THE STRANGLERS "Dark Matters" (2021)
- Payday

CHRIS DE BURGH "The Legend Of Robin Hood" (2021)
- I Am Falling In Love (All Over Again) - {duet CHRIS DE BURGH + LOUISE CLARE MARSHALL}

THE MOODY BLUES "The Other Side Of Life" (1986)
- Your Wildest Dreams
- The Other Side Of Life
- It May Be A Fire

CHRIS REA "On The Beach" (1986)
- Hello Friend

THE ALAN PARSONS PROJECT "Gaudi" (1987)
- La Sagrada Familia - {śpiew JOHN MILES / wokale towarzyszące ERIC WOOLFSON oraz CHRIS RAINBOW}
- Too Late - {śpiew LENNY ZAKATEK}
- Money Talks - {śpiew JOHN MILES}

THE DOOBIE BROTHERS "Minute By Minute" (1978)
- What A Fool Believes

THE DOOBIE BROTHERS "Listen To The Music - The Very Best Of The Doobie Brothers" (1994) - kompilacja
- Listen To The Music - {oryginalnie na LP "Toulouse Street" /1972/}

BLACKMORE'S NIGHT "Winter Carols" (2006 / reedycja 2013) - wznowienie jako 2013 digital remaster
- We Three Kings



Andrzej Masłowski
 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"