Grudzień - przyjrzyjmy się temu słowu. Jego brzmieniu, znaczeniu, miejscu w kalendarzu. Pierwszy zimowy miesiąc bezlitośnie walący zimnymi grudami. Bo "grudzień ziemię grudzi i izby studzi" - jak głosi przysłowie. Literacki folklor bywa ciekawy, jednak co zimno, to zimno. Opady, chlapy, wietrzyska, szaliki i czapki, straszyć będą swym krajobrazem minimum do kwietnia. Na pocieszenie, w grudniu zimno nawet w Los Angeles. Obecne temperatury takie w płaszczyku. Fakt, wiosennym, jednak usprawiedliwiającym porucznika Columbo.
Dziękuję za życzenia imieninowe. Bardzo mi przyjemnie, że na ich brak nie muszę cierpieć. Jeśli się spełnią, być może zagoszczę na okładce "Time", jako najszczęśliwszy człowiek na Ziemi.
W ramach prezentu "se" kupiłem kompakt Alibabek. O pardon, na pierwszej płycie dziewczyny zwały się "Ali-Babki"-ami. Płytę oczywiście znam, winyl swoje zrobił, ale od teraz nareszcie będzie na niepierdzącym kompakcie. Oj, uważaj Masłowski, obrażasz audiofilów, ostatnio przesadnie obrażasz fitnessów, obrażasz poczciwoty żrące kiełki i popijające niegazowaną nałęczowiankę, wystawiasz się na szwank, bo dzisiaj trzeba zapierdalać na siłowniach, żreć w ekobarach, nie wkurwiać speców od zdrowego odżywiania i niezdrowego o tym pieprzenia.
Ale jeszcze te Ali-babki, bo to na serio fajowe baby były. Zdolne, śpiewające, wyglądające. Ciekawe, na jakich jajcach wsuwały schaboszczaki, że takie miały oktawy?
Jako jeszcze Andrzejek nie mogłem oderwać oczu od namiętnie w jednym z dwóch telewizyjnych kanałów serwowanego teledysku do "Kwiat Jednej Nocy". Jejciu, jak mi się ta piosenka podobała. A teledysk!? Pamiętacie te rybki w stawie? Czekałem aż się pojawią. A może pojawi, bo zdaje się ta rybka była tylko jedna. Następnego dnia ponownie wypatrywałem tego songu, a potem znowu następnego, i następnego... Nie było reklam, to czas pomiędzy programami umilano melodyjkami. Niekiedy tylko spod widokówek, ale całkiem często z filmików, które wówczas jeszcze nie nazywały się wideoklipami.
Ali-Babki głównie chórkowały innym, czy to Budce Suflera, czy też Markowi Grechucie, plus jeszcze "paru" innym, natomiast swoich długograjów miały ledwie dwa. No oczywiście, były jeszcze jakieś single, epki czy szumiące monofoniczne pocztówki. Było tego wszystkiego w sumie tak sobie, nie za dużo, a mimo to odnosiłem wrażenie, że zawsze Aibabki gdzieś były, że nie dało się ich tu i ówdzie nie usłyszeć. Na moim fm też coś z tej muzycznej baśni już w najbliższą niedzielę. Oczywiście, o ile do tego czasu czegoś nie odpierniczę i mnie nie odstrzelą.
a.m.