wtorek, 7 grudnia 2021

mikołajkowo

Czmychnęli moje Syncio z dziewczyną na weekend z poznańskiej szaróweczki do świątecznie przyozdobionego Berlina. Pomieszkali w hotelu, pozwiedzali, włącznie z muzeum techniki, zjedli kilka frykasów, no i oczywiście zakupy. I gdyby nie paszporty kowidowe, musieliby gibko wracać do kraju. Nie wejdziecie Kochani nawet do spożywczaka bez certyfikatu szczepień. Ale też i do metra, taksówki, muzeum czy po bateryjkę do Media Markt. Pilnują, sprawdzają, trzymają porządek. Brawo, tak to powinno wyglądać.
Tomek ojcu przywiózł Mikołaja. Takiego, że wymiata. Spójrzcie Drodzy Państwo na foto. Szukałem u nas tych płyt bezskutecznie. Od pewnego czasu wszystkie te nasze mediamarkto-empiki repertuarowo skompromitowane. Bieda, aż piszczy. Poza płytkimi katalogami z ofertą na kraje kategorii B, w tym Polskę, nie da się niczego zamówić. Luki na półkach przerażają, nie trafia na nie nawet coraz więcej renomowanych artystów. Przykry widok, którego nie mam siły teraz komentować.

W kwestii paru potrzebnych kompaktów uruchomiłem niemało próśb, często systematycznie po Europie podróżujących znajomych. Dosłownie każdy obiecał zrobić, co się da. Ale jak to w życiu bywa, rzadko się daje. Bo przede wszystkim myślimy o sobie, a jemu powiem, że nie było. Endrju sorry, nigdzie nie było tych twoich płyt - najczęściej padają takie zapewnienia. Albo druga opcja - wiesz, nie mieliśmy z Jolką czasu, tu zapieprzaliśmy, tam na granicy korek, a jeszcze tej szafki szukaliśmy wszędzie. To jest tak, jak z tymi kumplami, co mają znajomych lekarzy, speców mechaników lub informatyków. A kiedy zwrócimy się po naglącą pomoc, ten akurat jest chory, tamten nie odbiera telefonu, a Zdzisio dostał sraczki. -- Chcemy liczyć, liczmy sami na siebie - głosi stara maksyma. Znam ją, a jednak często daję się nabierać złudzeniom. A tu proszę, Tomek wszedł do pierwszego lepszego napotkanego w rajchu Media Markt i od ręki znalazł wszystko. W komóreczce miał zapisane trzy tytuły frapujące swego daddy'ego, i jednym machnięciem różdżki chapnął do koszyka wszystkie trzy. Wczoraj ładnie je zapakował, wieczorem odwiedził i z serdecznym uśmiechem Mundiemu oraz mnie co nieco zmikołajkował. Kochane dziecko. Nogi mi się ugięły, przyznaję. Spodziewałbym się w niedospany poniedziałek wszystkiego, włącznie z opieprzem za kolejną jakąś popełnioną kuchę, a tu proszę, progi mego mieszkanka przekroczył ktoś, komu obojętny nie jestem i kto wie, jak zarysować szczęście na mej twarzy.

a.m