Święta, jak każdego roku takie same. Od kilku dni słyszę: nie jedz, to na święta. -- Od jutra będzie chodziło: no jedz, bo się zmarnuje.
Zawiesiłem w oknie podświetlane gwiazdki, prezenty spakowałem, słyszę, że lodówka wraz z piekarnikiem od ciężaru słaniają się na nogach, Zuleczka merda ogonem, choć połowę dnia lubi przespać, a u mnie na gramofonie sączy się gierkowy winyl Polskich Nagrań "Diana". Pamiętacie Flying Saucers? To byli tacy pod Amerykę rockabilly/rockandrollowi Brytyjczycy. Nieźle im szło. Nie są to obowiązkowe na dziś kristmasy, ale jakoś konweniuje mi takie granie. Kolęd nasłuchałem się w telewizyjnych reklamach, wystarczy. Czas rozpalić ogień.
Po podwyżkach prądu, od nowego roku trza będzie przejść na unplugged. Czyli na muzykowanie plemienne lub plumplające, takie bez gazu, bowiem ten też w górę. Takie rządowe prezenty pod choinkę - z opcją "teraz nie płacisz", za to od pierwszego stycznia się nie pozbierasz. A styczeń zapowiada się uroczyście - na długo, szaro, zimno i cenowo nieprzystępnie. Dzisiaj jednak radujmy się, idą święta, czas na uśmiech, a i więcej pokory. To ostatnie przyszło w jednych z przedwczorajszych życzeń od pewnego pana życzliwego.
Tomku Nosferatu Beksiński, pamiętam o Tobie. To już dwadzieścia dwa lata. Zawsze myślę. I tego każdego dwudziestego czwartego grudnia, i każdego marca, lipca czy innego października.
W najbliższym Nawiedzonym głównie najlepsze kawałki 2021 roku. Żadne podsumowania, a po prostu najgustowniejsze wycinki z parunastu wspaniałych tegorocznych albumów.
Macie dużo, a może za dużo żarcia? Podzielcie się z jakimś napotkanym biedakiem. Ale tym, co najlepsze, nie tym co z zakalcem. Kubek gorącego barszczu, jakiś pieróg z kapustą lub grzybami, odrobina karpia, a i piernika na osłodę. Tak nakazuje każde dobre serce. Mądre księgi do tego niepotrzebne. To się wie.
Wesołych Świąt!
a.m.