niedziela, 5 grudnia 2021

słyszymy się, jak co niedzielę

Zasypało na biało. Za chwilę stopnieje i dopiero się zacznie. Uwaga na jeżdżących przy krawężnikach. Chemiczne pralnie już zacierają ręce. Do wiosny jeszcze trochę, trzeba wytrzymać.

Pomału wybudzają się skoczkowie narciarscy. Wciąż nie słyszę o pierwszych sukcesach naszych mocarzy. Nagłówki prasowe milczą, a jedynie na tyle mnie to fruwające zimowisko obchodzi.

Od rana w moim gniazdku bluesuje Paul Jones. Anglik pomału zbliża się do osiemdziesiątki, a przecież dopiero wywijał wianki u Manfreda Manna, z "Do Wah Diddy Diddy" czy "5-4-3-2-1" na czele.
Lubię jego dwunastoletni album "Starting All Over Again". Ewidentna bluesrockowa twórczość pod zadymione nocne kluby. Tyle, że z gościnnym uczestnictwem Erniego Wattsa czy Erica Claptona, a ci w miejscach o podejrzanych reputacjach sprzętu nie rozkładają.
Na dzisiejsze nawiedzone mam niebluesowe plany, ale może znajdę chwilę na choć jeden numer z tego nawet naznaczonego jednym bonus trackiem długograja. Warto choćby dla trąbki Darrella Leonarda w "I'm Gone".
Pilnujcie bym znowu czegoś nie chlapnął. Niekiedy zapominam, że człowiek dwudziestego pierwszego wieku delikatniejszy. Dzisiaj tak łatwo urazić. No, ale jak inaczej, skoro obecnie rocka słuchają głównie emeryci, a hiphopiki pożerają jedynie nienafaszerowane chemią kiełki, zaś elektrolity uzupełniają niegazowaną nałęczowianką. I gdyby nie masowo pobierane siłownie, najprawdopodobniej padliby z wycieńczenia, niczym październikowe muchy.
W torbie kilka gorących nowości, kilka już napoczętych, ale także coś wobec kącika "Szanujmy Wspomnienia, czyli Cudze Chwalicie, Swego Nie Znacie" oraz dużo rajcownego dawnego rocka, głównie z czasów, kiedy w tramwajach nieopodal motorniczego mocowano tabliczki: "miejsce dla inwalidy", i nie raziło to dawnych pracownic opieki społecznej (obecnie pomocy społecznej), tym bardziej murzynów.
Do usłyszenia ...

a.m.