moje centrum dowodzenia |
"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 8 na 9 listopada 2020 - godz. 22.00 - 2.00
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl
realizacja i prowadzenie: Andrzej Masłowski
MAGNUM "Sleepwalking" (1992) - amerykańskie wybory prezydenckie za mnie wybrały stosowny otwieracz. Inna sprawa, zawsze szukam okazji, by przyłożyć z Magnum.
- Only In America
PERFECT PLAN "Time For A Miracle" (2020) - drugi album melodyjno/hardrockowych Szwedów jest jak najbardziej okey, choć czuję, że najlepsze wciąż przed nimi. Kilka słów w jego temacie padło przedwczoraj, tak więc polecam się Szanownym Państwu w osobnym tekście.
- Better Walk Alone
- Fighting To Win
BROTHER FIRETRIBE "Feel The Burn" (2020) - bezbłędni Finowie od zawsze kokietują świetnymi melodiami, a ich świeżutkie "Arianne" mam ochotę słuchać od porannej jajecznicy po nocną butelczynę. Myślę, że gdyby "Feel The Burn" powstało ze trzy i pół dekady temu, w dodatku pod auspicjami jakiejś dawnej megakorporacji, w rodzaju WEA lub David Geffen Company, grupa nie opędziłaby się od kamer i fleszy. Wszystko zawsze musi trafić w odpowiedni czas, a oni po prostu urodzili się trochę za późno.
- Arianne
URIAH HEEP "Look At Yourself" (1971) - nękają mnie wyrzuty sumienia, ponieważ powinienem więcej pograć sewentisowych Uriah Heep, a tak to tylko wyszło na ten oto jeden rodzynek. Kto jednak powiedział, że wczorajszy hołd dla Kena Henlseya to moje ostatnie słowo. Proszę ciągu dalszego wypatrywać w najbliższych tygodniach.
- Look At Yourself
W.A.S.P. "Inside The Electric Circus" (1986) - Blackie Lawless za sprawą scoverowanego "Easy Living" zaprzyjaźnił się z Kenem Hensleyem, czego owocem występ tego UriahHeep'owca na następnym W.A.S.P.-owym "The Headless Children". Trochę innym niż dotychczas dziele, wciąż jednak odpowiednio wyluzowanych i pozytywnie postrzelonych Amerykanów. Co prawda, "The Headless Children" ustępowało jakości następnego "The Crimson Idol" (i nie miało także potęgi pierwszych trzech płyt), jednak stanowiło za pierwszy krok ku konceptualnym wizjom Lawlessa, który na pewien czas, tuż po "Inside The Electric Circus", zerwał z typowym szablonowym rock'n'rollowym metalem, najczęściej skoncentrowanym na swobodach moralnych, dostrzegając ważniejsze aspekty, jak politykę wyścigu zbrojeń, okrucieństwa wojen czy niepohamowanych władców tyranów. I chyba wszyscy pamiętamy fascynującą historię Jonathana, zapisaną na tyciu późniejszym "The Crimson Idol".
- Easy Living - /Uriah Heep cover/
KEN HENSLEY "Running Blind" (2002) - moja ulubiona solówka tego zmarłego przed kilkoma dniami ex-UriahHeep'owca. Ken Hensley dysponował tu niesłychaną lekkością kompozytorską, a i do dyspozycji miał równie pozytywnie nastawionych muzyków - w tym Johna Wettona. Stworzył repertuar o przeżytkowej konstrukcji, jednak ku przewrotności, niesłychanie świeży.
- You've Got It (The American Dream)
- Movin' In
BLUE ÖYSTER CULT "The Symbol Remains" (2020) - ciekawe, co na tak przyjemnie staroświecko brzmiących Bi Ou Si ich starzy fani? Zastanawia mnie, jak wygląda sprzedaż tej płyty. Nigdzie nie wychwyciłem odpowiednich danych, a wyczuwam, że wszyscy wielbiciele Erica Blooma i jego kamratów są wniebowzięci. Tak udanego albumu nie podsuwały mi nawet najbardziej odrealnione sny. Jak dobrze, że to wciąż zespół nieulegający presjom, modnym czy innym chwilowym zapotrzebowaniom.
- The Return Of St. Cecilia
DUKES OF THE ORIENT "Freakshow" (2020) - mam napisaną recenzję, teraz tylko jeszcze znaleźć odpowiedni moment na jej udostępnienie.
- Freakshow
BENNY MARDONES "Benny Mardones" (1989) - bardzo dobry "rock/popowy" śpiewak, który przed profesjonalnym wyjściem na scenę służył w marynarce wojennej, a nawet na wojnie w Wietnamie. To taki facet bardziej z przewagą "rock" niż "pop", stąd celowo przemieniłem literki w oczywistym haśle "pop/rock". Pożegnaliśmy go pod koniec czerwca aktualnego roku. Muzyk zmarł w wyniku powikłań choroby Parkinsona i stało się to zdecydowanie przedwcześnie. Bardzo lubiłem jego naturalnie podniszczony, postrzępiony głos, którym władał naturalnie, czy to w rockowym "For A Little Ride", czy w balladach, typu wczorajsza, a jednocześnie w jego śpiewniku najsłynniejsza "Into The Night". Ponieważ przy pierwszym podejściu w 1980 roku nie odniosła ona należytego sukcesu, maestro powołał piosenkę w nowym odzieniu raz jeszcze niemal dekadę później, no i stało się. Nie dość, że zatrzepotała na wysokich miejscach list przebojów, to na dobitkę okazała się znakiem rozpoznawczym tego kompletnie u nas niedocenianego Amerykanina. Bo jakoś nigdy w Polsce nie przepadaliśmy za podobnym wypolerowanym AOR'em. Nie pozwalał na to przekazywany w genach konserwatyzm, dlatego moi rówieśnicy wielbią jedynie Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath czy Pink Floyd, a potem już tylko swoje żony.
- For A Little Ride
- Into The Night
TOKYO MOTOR FIST "Lions" (2020) - młoda grupa, dopiero z drugim albumem, chociaż działają tu same r'n'roll/metalowe wygi. Wokalistą Ted Poley z Danger Danger, szefem całości gitarzysta i klawiszowiec Steve Brown (Trixter), ponadto basista Greg Smith - muzyk przed laty działający z Rainbow, Blue Öyster Cult czy w Dokken, zaś za bębnami zasiada kolejna żywa legenda, Chuck Burgi - także niegdyś pomagier Blue Öyster Cult czy Rainbow, ale i udzielający się w fajnych Balance (niebawem grupę przypomnę). Numer "Winner Takes All" powstał przed czterema dekady, jednak dopiero ostatnio Steve Brown posklejał go do kupy i wrzucił na finał tego albumu. Niesamowicie urocze na wstępie smyczki, a później melodia niesie się niemal pod skrzydłami Larry'ego Greena'a. Tak, zdecydowanie tak, Fortune powinni to wziąć w obroty.
- Winner Takes All
WHITESNAKE "The Rock Album - MMXX" (2020) - właśnie do handlu trafiła druga część trylogii "Red, White And Blues", a ja wczoraj sięgnąłem dopiero po nowy numer z części pierwszej - w zamyśle tej rockowej. Dwójka balladowa, a w perspektywie trójka bluesowa. Kolejne kompilacje Whitesnake, w których wydawaniu Coverdale oraz współpracujące z nim wytwórnie nie mają umiaru. Tym razem wszystko pod "r". Trzy razy "r", czyli revisited, remixed, remastered. Zręczne wyciąganie forsy z portfeli fanów Białego Węża, którzy dla każdej nowej okładki, a tym bardziej przynajmniej jednego premierowego numeru, są w stanie wydać kolejnych piętnaście euro. Znając nieposkromiony apetyt na nieschodzenie ze sceny, nie zdziwi mnie, jeśli przystojniaczek David znajdzie jeszcze materiał na czwartą część - "recycling".
- Always The Same
ACE FREHLEY "Origins, Vol. 2" (2020) - były Kiss'iarz postanowił po raz kolejny poigraszkować z lubianymi klasykami rocka. Płyta na raz, góra dwa, potem na półkę i do ewentualnego odświeżenia tylko w odpowiednim r'n'rolowym gronie przyjaciół. Bo i dobry z tego materiał na rockowe party, a jeszcze lepiej, gdy zbierze się na nim odpowiednie grono kumatych staruszków.
- Space Truckin' - /Deep Purple cover/
WEED "Weed" (1971) - mało znany epizod z przepastnego archiwum Kena Hensleya. Czarująco anachroniczny album w kąciku starego rocka, do którego wypadałoby częściej powracać. Jedyne dzieło zachodnioniemieckiej formacji złożonej z muzyków prog/psychodeliczno/kosmiczno/hardrockowych Virus. Ależ oni mieli ten 1971 rok. Trzy płyty. I to jakie! - wszystkie w dechę. Dwie jako Virus (powinni je pamiętać zasłużeni stażem Słuchacze mojej audycji) plus właśnie Weed. Byłby to w sumie trzeci Virus, gdyby Ken Hensley akurat nie wybierał się w tym czasie do Niemiec, i nie został przez muzyków Virus zwerbowany do niewinnej współpracy, jakiej owocem miała być krótsza sesja, a wyszła cała płyta. Był to czas pomiędzy UriahHeep'owymi płytami "Salisbury" oraz "Look At Yourself", i to też mocno tutaj słychać. Nie tylko sympatycy krautrocka powinni mieć tę płytę na półce, każdy fan Jurajki także.
- Lonely Ship
- My Dream
URIAH HEEP "Conquest" (1980) - bardzo lubię tę płytę, pomimo iż w młodości uważałem ją za prawdziwą katastrofę, wyklutą z niemocy oraz nagminnych przetasowań zespołowego składu. Od lat jednak uważam inaczej. Chyba dorosłem do tej muzyki. Zaś utwory "Fools" oraz "It Ain't Easy" stawiam szczególnie wysoko w hierarchii dokonań Micka Boxa, Kena Hensleya oraz ich brachów.
- Fools
AGNETHA FÄLTSKOG "I Stand Alone" (1987) - blondyneczka z Abby. Jak zawsze urocza, zarówno w głosie, jak i nowej fryzurze. Ubiegłotygodniowy kącik "only women bleed" przyjął się, co znaczy, iż Nawiedzone Studio to nie tylko faceciarska audycja, ale mam też trochę wielbicielek. Jedna nie mogła się nawet doczekać od minionego czwartku. Schlebiające, ale też podwyższające poprzeczkę, wszak nie można zawieść niczyich oczekiwań. Leciutka, niemal powiewna, acz niesztampowa płyta, której służyło kalifornijskie słońce oraz producent Peter Cetera. Ówczesny singer Chicago, który tu nawet epizodycznie pośpiewał oraz pograł na basie. Natomiast gitarowe wianki plótł etatowy sideman Bruce Gaitsch, który tym razem miał więcej do powiedzenia, ponieważ przez moment przebijał strzałą serce Agnethy.
- The Last Time
- Maybe It Was Magic
ABBA "Super Trouper" (1980) - 3 listopada stuknęła albumowi 40-tka. Kolejne świetne coś w wydaniu najlepszego w historii pop kwartetu. Jest tu kilka killerów, jak "The Winner Takes It All", tytułowe "Super Trouper" czy ceremonialne "Happy New Year", ale też poniższe dwa, które uważam wraz z "The Winner Takes It All" za top 3 tego albumu.
- Our Last Summer
- The Piper
RUMER "Seasons Of My Soul" (2010) - rozmarzona nastrojowa Brytyjka, która ewidentnie jest zapatrzona w dokonania Burta Bacharacha bądź osiągi duetu Carpenters. To jest podobna nostalgia, odpowiednio dostrojony pod epokę 60/70's głos, ale też wszystkie towarzyszące tamtym piosenkom barwy, uczucia, kolory, nawet pewna lekka ich "wiosenność". Piękny głos, którego nie dochrapią się żadne miernoty z wyjących tv-programów. Tam nawet jeśli niektórzy mają predyspozycje, kompletnie nie wiedzą, co ze swoim głosem zrobić, a Rumer wie. Lecz to jej tajemnica i na jej miejscu też bym się z nikim nie dzielił. Kolejny mocny punkt w kąciku "only women bleed".
- Goodbye Girl - /David Gates cover/
MIDNIGHT OIL "The Makarrata Project" (2020) - Peter Garrett jak zawsze waleczny. Tym razem ten śpiewający społecznik, aktywista, a niekiedy też polityk, wziął na ruszt wciąż niezałatwioną sprawę integralności pomiędzy rządem Australii a ludami Aborygenów oraz mieszkańców Cieśniny Torresa. Było też o tym na "Diesel And Dust", ale kto to dzisiaj pamięta. Komisja Makaratta ma sprzyjać porozumieniu, podobnie jak odpowiednio zatytułowany najnowszy mini album Midnight Oil. Oprócz grupy występuje tu sporo tamtejszych artystów, którzy uświadamiają o historii tego lądu. Miejsca, które od czasu zawitania Jamesa Cooka do teraz boryka się brakiem należnych praw wobec rdzennych jego mieszkańców.
- First Nation
- Uluru Statement From The Heart / Come On Down
TRISTAN BRUSCH "Das Paradies" (2018) - kontynuacja fascynującego albumu popBerlińczyka, którego z uwagi na twardą językową germańskość nie zdzierży większość moich rodaków. Dla mnie jednak ta powszechna wada stoi całości zaletą. Poza tym, Tristan ma fajnego teatralno/kabaretowego zadziora.
- Die Fetten Jahre
- Hier Kommt Euer Bester Freund
V/A "Music From Time & Space Vol. 67" (2018) - poszło w obroty pięć gazetowych samplerów, jakie gdzieś w okolicach pierwotnego stadium lockdownu podarował mi Piotr "nie tylko maszyny są naszą pasją". Znalazłem kilka ciekawostek, a niekiedy niespodzianek. Tutaj otrzymujemy kompozycję z albumu pianisty rosyjskiego duetu Iamthemorning, który to duet trochę mnie nudzi, i pewnie, gdyby nie udział Marillion'owskiego Stefka, też bym na poniższe trzy i pół minuty nie zwrócił uwagi. A tak przy okazji, coraz większymi krokami nadchodzi nowa płyta Marillion.
GLEB KOYADIN (feat. STEVE HOGARTH) - The Best Of Days - /oryginalnie na albumie "Gleb Koyadin", 2018/
V/A "Music From Time & Space Vol. 55" (2015) - ooo, i tu mamy niespodziankę. Prześliczny utwór z przedostatniego albumu Pallas. Jeśli jest tak dobry, jak wczoraj zaprezentowane "New Life", muszę mieć. Chyba szybko zaakceptuję nowego wokalistę - Paula Mackie'ego - jeśli na pozostałym obszarze płyty zaśpiewa równie pięknie.
PALLAS - New Life - /oryginalnie na albumie "Wearewhoweare", 2014/
V/A "Highlights 2019" (2020) - cóż za niesamowita Szwedka. Gdy śpiewa, chybocze wszystko. Jest w jej głosie pustka, samotność, jest też ból i pożądanie, ale i złość, mrok czy desperacja. Jej głos rąbie niczym bębny w perfekcyjnie wygłuszonej filharmonii. Utwór "Almond Milk" to taki trochę piękny ponury pejzaż.
LOUISE LEMON - Almond Milk - /oryginalnie na albumie "A Broken Heart Is An Open Heart", 2019/
V/A "Music From Time & Space Vol. 66" (2017) - szwedzka prog/folk/psychodeliczna ekipa w instrumentalnym utworze, sprytnie nawiązującym do lat siedemdziesiątych, kiedy takiej muzyki mieliśmy pod dostatkiem. Nawet brzmienie podrasowano pod tamtejsze realia. Dobre coś od zespołu, z którym miałem już niegdyś kontakt, jednak wtedy nie poczułem dalszej potrzeby.
AGUSA - Sorgenfri - /oryginalnie na albumie "Agusa", 2017/
V/A "70 Music From Time And Space" (2019) - nigdy nie prezentowałem tego albumu, ponieważ od lat mam go jedynie przegranego na cede-erze. A, że używanie na łączach tak zapisanej muzyki uważam za kradzież, tak też nie korzystam z żadnych tego typu "dobrodziejstw". Na szczęście trafił mi się jednak fajny numer z debiutanckiego albumu Amerykanów na jednym z gazetowych samplerów, więc po pierwszej w nocy poszło w eter.
FROM THE FIRE - Hold On - /oryginalnie na albumie "30 Days And Dirty Nights", 1992/
THE WATERBOYS "Good Luck, Seeker" (2020) - taka sobie ta nowa płyta Waterboys. Ani zła, ani szczególnie udana. Za kilka lat pewnie całkowicie o niej zapomnę, no chyba, że przypomni mi się przyjemnie scoverowana Kate Bush.
- Why Should I Love You - /Kate Bush cover/
THE KILLERS "Imploding The Mirage" (2020) - jest tu kilka niezłych piosenek, wśród nich m.in. ekspresyjny przebojowy otwieracz "My Own Soul's Warning". Killersi nie działają już na mnie, jak za czasów "Hot Fuss", ale wciąż lubię ich sobie posłuchać. Większe wrażenie zrobił na mnie dobór gości. W wyselekcjonowanych fragmentach pojawili się tutaj Adam Granduciel, K.D. Lang, Stuart Price, a nawet Lindsey Buckingham.
- My Own Soul's Warning
TRAVIS "10 Songs" (2020) - wyjątkowo do gustu przypadła mi nowa płyta Szkotów, z mieszkającym od pewnego czasu w Kalifornii Franem Healyem. Ta mocno pozbawiona słońca muzyka, nosi typowo brytyjski charakter, ale też obnaża prawdziwe indie'rockowe jaja. Niech zatem Coldplay popatrzą i się douczą, bo już całkiem zeszli na manowce.
- Butterflies
MICHAEL BALL "The Musicals" (1996) - w Wielkiej Brytanii to jest prawdziwy ktoś, a u nas idealny nikt. Michael Ball - piosenkarz, aktor, radiowiec. Od lat występujący w BBC 2, ale dopóki nie było pandemii, praktycznie nie schodził z koncertowych desek. Ma niesamowity głos, porównywalny skalą do Michaela Boltona czy Mariah Carey. Choć akurat tamtych możliwości wydają się tłuc nawet najtrwalsze żyrandole. Przedstawiłem jego interpretację klasycznego "You'll Never Walk Alone"; piosenkę, którą tydzień wcześniej zadedykowałem wszystkim naszym kobietom z ust formacji Gerry And The Pacemakers.
- You'll Never Walk Alone - /oryginalnie musical "Carousel" z 1945 roku, choć przypisane jako Gerry And The Pacemakers cover/
MICHAEL BALL "One Careful Owner" (1994) - ten album na własnych plecach w 1994 roku przywoziłem pociągiem z Warszawy. Lechem, czyli takim dzisiejszym Intercity. Kupiłem go w jednej z tamtejszych hurtowni płytowych, początkowo pod kątem pewnego muzycznego sklepu, którym dowodziłem pod koniec XX wieku. Już po pierwszym posłuchaniu wiedziałem, że płyta zostanie ze mną na zawsze. Wszystkich płyt w tamtej stołecznej hurtowni były krocie, a tymczasem tylko ten nowiuśki Ball leżakował osamotniony, w jednym egzemplarzu. Nawet tamtejsi hurtownicy nie zaryzykowali takiego tematu i pokusili się o jeden egzemplarz. Nie kupił go przede mną żaden tamtejszy moloch płytowy, a jedynie Andrzej Masłowski z Poznania. Bo chyba jako jedyny wiedziałem, co to za jeden.
- From Here To Eternity
BRIAN SPENCE "Reputation" (1988) - ten bardzo po amerykańsku muzykujący Szkot, zagrał też w powyżej odnotowanym utworze Michaela Balla, więc i jemu w moim nocnym fm należało się kilka minut podczas dodatkowej części premium Nawiedzonego Studia - bo i na zegarze mieliśmy już lekko po drugiej w nocy.
- Without Your Love
ROBERT PLANT "Digging Deep: Subterranea" (2020) - na dobranoc, podobnie jak przed tygodniem, także Pan Robert, i także z tej samej najnowszej jego składanki. Było zdrowo po drugiej, więc nie naginałem czasu, pomimo iż głowę nadstawiam pod topór, że nikt nie czekał na codzienny, a raczej conocny "nocnik", i mógłbym tak jeszcze posiedzieć i dalej serwować kolejne fragmenty z przyniesionych kompaktów. Tylko, czy aby o tej godzinie człowiek nie gada już tylko do siebie? Do usłyszenia ...
- Darkness Darkness - /The Youngbloods cover/ - /Robert Plant oryginalnie na albumie "Dreamland", 2002/
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"