poniedziałek, 2 listopada 2020

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 1 na 2 listopada 2020 / Radio "Afera" - 98,6 FM Poznań




 

"NAWIEDZONE STUDIO"
z niedzieli na poniedziałek, z 1 na 2 listopada 2020 - godz. 22.00 - 2.00
 
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl 


realizacja i prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

 

KHYMERA "Master Of Illusions" (2020) - płytę mam od marca, jednak dopiero wczoraj nastąpiła jej premiera w Nawiedzonym Studio. Oto, co z nami zrobiło pół roku izolacji. Nadrabianie zaległości więc trwa. Khymera tym razem nie nagrali niczego wybitnego, a jednak wciąż są zespołem, który nawet w średniej dyspozycji potrafi dostarczyć kilka bezbłędnych piosenek. Wczorajsze dwie nie pozostawiają złudzeń, iż to wciąż dobrze funkcjonujący mechanizm. Jednocześnie zachęcam, by nie zadręczać się wspomnieniami o czarującym debiucie (jeszcze z Liveranim i Walshem), bądź o nieco późniejszym, też momentami fascynującym "The Greatest Wonder".
- Paradise
- Just Let It Happen

BROTHER FIRETRIBE "Feel The Burn" (2020) - jak dobrze, że niezależność nie zmusza mnie do prezentowania samych przebojów. Pomyślcie tylko Drodzy Państwo, co by było, gdybym był poważnym Trójkowiczem bądź spadkobiercą tej radiostacji, czyli dziennikarzem nowo utworzonych i trochę modnych 357 lub Nowy Świat. Zapewne czułbym naciski, by jednak grać pod pewne oczekiwania, na dodatek w podzięce za składane ofiary na moje utrzymanie. A tak, robię co chcę i w nosie mam. U mnie raczej nieprzeboje i inne tam. Nawiedzone ef-em jest inne niż wszystko. Ciekawe, gdzie można posłuchać Brother Firetribe? Bingo, tylko u pewnego szaleńca na kanale 98,6 FM Poznań, gdzie z niedziel na poniedziałki zero tolerancji dla mainstreamu. Najgorsze, że blisko dziewięćdziesiąt procent populacji karmi się głównie jego zasobami. Jeśli zatem zapotrzebowanie na inną, pozamuzyczną sztukę, podąża podobnym tropem, czy to w malarstwie, filmie bądź literaturze, to istna katastrofa."Feel The Burn" ma siłę pierwszej dwudziestki dawniejszego Billboardu, podobnie jak wielką muzyczną kulturę, lecz popularność Finów jedynie od lat się sączy, zamiast eksplodować.
- I Salute You
- Night Drive


ROYAL HUNT "A Life To Die For" (2013)
- 18 grudnia ci umiędzynarodowieni Duńczycy wydadzą nową płytę. Jej tytuł "Dystopia". Na łagodne do tego terminu przeczekanie wczoraj w eterze dwa finałowe fragmenty kapitalnej i tylko kapkę starszej "A Life To Die For". Ciekaw jestem, jaką rolę w gościnie na "Dystopii" spełni pierwszy wokalny frontman Królewskich, Henrik Brockman. "Dyskretny Szczęk Blach" niczego nie przeoczy, bądźcie czujni.
- Won't Trust, Won't Fear, Won't Beg
- A Life To Die For

LITA FORD "Dangerous Curves" (1991)
- wczoraj kobiety pod hasłem "only women bleed". Miało być ich więcej, ale i tak wyszło nieźle. Tytuł jednorazowego kącika wziąłem od legendarnej kompozycji Alice'a Coopera, którą nawet Lita Ford przerobiła na wcześniejszym "Stiletto". Wziętej w cudzysłów kącika piosenki nie było, bo i też nie potrafiłem odmówić sobie "Shot Of Poison" - gimme one shot of love... come on baby, poison me. Poza tym, jakże niesamowite gitarowe przeplatanki wił tutaj, teoretycznie drugoplanowy Howard Leese - mocarz od sióstr Wilson i ich Heart. Tak tak, to ten jegomość, który instrumentalnie stoi odpowiedzialnością za kilka szlagierów, w rodzaju "There's The Girl", "Alone" czy "All I Wanna Do Is Make Love To You". A jeszcze do kompletu mamy na "Dangerous Curves" super producenta, Toma Wermana. Faceta od m.in. fantastycznych płyt Mötley Crüe - "Theatre Of Pain" czy "Girls Girls Girls". Patrząc na albumową okładkę nigdy nie miałbym rozterki w dylemacie, czy lepiej podglądać ładne dziewczęta na plaży w Miami czy godzinami wpatrywać się w portret Piłsudskiego.
- Shot Of Poison
- Bad Love

BEYOND THE BLACK "Horizons" (2020)
- symphonic metal-powerowi Niemcy, których widziałem na żywo jesienią 2018 roku. Byli wówczas rozgrzewką wobec Within Temptation. Od razu mnie urzekli, dlatego sprawdzenie ich formy na najnowszej płycie uważałem za obowiązek. Mamy tu kilka świetnych momentów. Jeden wczoraj, innych wypatrujcie w kolejnych naszych spotkaniach.
- Some Kind Of Monster

BEYOND THE BLACK "Heart Of The Hurricane" (2018)
- pierwsza odsłona najnowszego "Horizons" zmotywowała mnie również do powrotu ku najlepszej na wcześniejszym albumie, mocnej piosenki "My God Is Dead". Ach, ostatni egzemplarz zgarnięty ze stolika zespołowego, tuż po ich występie w poznańskiej Sali Ziemi, teraz smakuje jak nic. "My God Is Dead" wspaniale zaśpiewała Jennifer Haben, zaś w metal/battle-refrenie, efektownie pokrzyczał jej zespołowy funfel, Chris Hermsdörfer. I to tak, jak gdyby chciał roztrzaskać świat w drobny mak.
- My God Is Dead

TRISTAN BRUSCH "Das Paradies" (2018)
- a to niespodzianka. Raz, że urodzinowy podarek od Korfantego, za który całuję jego paznokietki u stóp, a dwa, iż to kompletne zaskoczenie tego roku, pomimo, iż płyta dwuletnia. I żałuję, że tak "stara". Chętnie posłałbym z niej recenzję do "Audio Video", a tak niestety.
Tristan to nad wyraz ciekawy pop-alternatywny Berlińczyk, którego niedawno poznałem za sprawą piosenki "Zuckerwatte" - zamieszczonej na pewnym gazetowym samplerze. Od razu rozmiłowałem swe serce w jej katarynkowym, a i płynącym w rytmie walca tempie. I w ogóle świetnie, że cała płyta lirycznie "zagermanizowana". W tym tkwi jej oryginalność. I zapewniam, nie działają na mnie wylewności, w rodzaju: panie Andrzeju, jak ja nie lubię niemieckiego. Na co mi taka wiedza? Co mam z nią zrobić? Wyrzucić wszystkie lubiane deutsche-albumy i zmienić dotychczasowe życie? A może wyjechać na bezludną wyspę lub osiąść z tego powodu na tratwie na środku oceanu?. Nic z tego, wnet tym chętniej, na dobitkę
wyciągam z półki starych Die Puhdys, no i... patrz niżej...
- Zuckerwatte
- Karussell
- Ich Lass Dich Nie Los
- Neujahrsschnee

PUHDYS "Puhdys II" (1975) - drugi album najlepszych w mojej opinii rock-DDR'owców. Byli taką socjalistyczną wypadkową Deep Purple i Uriah Heep, a ich dwie pierwsze płyty należy uznać za jedne z nielicznych dobrodziejstw epoki Ericha Honeckera. Doceńmy Puhdys, bo choć my dla odmiany mieliśmy markowych SBB, Budkę Suflera czy Breakout, to jednak nadwiślańskich Purpli nigdy się nie dorobiliśmy.
- Steine
- Sonntagsfahrer
- Manchmal Im Schlaf


KRAFTWERK "The Man Machine" (1978)
- na dzień zmarłych nie przygotowywałem żadnego specjalnego w temacie kącika, bo i przyznam, sam nie byłbym w stanie takiego wysłuchać. A tym bardziej, po raz nie wiadomo który serwowanie kawałków The Doors, Hendrixa czy Janis Joplin nie sprawiłoby mi żadnej przyjemności. Tym zasadniej, iż właśnie tego dnia każdego roku grają ich niemal wszędzie. A, że ja nie jestem "wszyscy", a tym bardziej "wszędzie", dlatego wolę przywołanych wykonawców zabierać do radia w kwietniu lub lipcu. Anglojęzycznym "The Model" oddałem cześć Florianowi Schneiderowi, którego pożegnaliśmy pod koniec kwietnia tego roku. Też nie było okazji przez ten paskudny izolacyjny czas o nim porozmawiać, gdy pomiędzy połową marca a październikiem nasza Afera była totalnie zakneblowana.
- The Model

SMOKIE "Greatest Hits" (1977) - tu nieco radośniej, bo i mój pupilek Chris Norman przed tygodniem ukończył 70-tkę. Miałem nawet ze sobą poniższe CD w poprzednią niedzielę, ale jednak postanowiłem zaczekać. Niekiedy lubię utrzeć nosa sztywnemu w powszechnym narzucaniu szacunków kalendarzowi. Poszły dwie piosenki z pierwszej doskonałej kompilacji Smokie'ów, która reasumowała ich przeboje za okres 1975-77. Jako smarkacz tyrałem na nią przez dwa tygodnie, rwąc w pocie czoła pod parzącym słońcem truskawki. Pieniędzy wyciągnąłem jedynie na używany egzemplarz, ponieważ nowy kosztował drugie tyle. Ale i tak byłem przeszczęśliwy. Dwa tygodnie wyrwane z letnich wakacji na winyl idola i jego kompanów, kto by się dzisiaj tak wystawił? Obecnie nie do pojęcia, więc może lepiej też się nie chwalić. Wyśmieją tylko.
- I'll Meet You At Midnight - /oryginalnie na LP "Midnight Cafe", 1976/
- Changing All The Time - /oryginalnie jako Smokey na LP "Changing All The Time", 1975/

AGNETHA FÄLTSKOG "Wrap Your Arms Around Me" (1983)
- lubię tę postABBA'ową płytę, związanej z najlepszym kwartetem pop blondyneczki. Ależ podobała mi się wówczas ta dziewczyna. Nie tylko przez to, jak śpiewała, bo choć miała krzywe zęby (spójrzcie na stare klipy), to ogólnie jednak ładną buzię i podobnie czarodziejski głos. No, ale były to jeszcze bardzo normalne czasy, kiedy części ciała nikt przesadnie nie podbarwiał, a wymogów natury nie depilował. "Once Burned, Twice Shy" przyodziali tutaj chórkami Smokie. W ostatniej fazie piosenki słychać ich wszystkich. No powiedzmy, niemal. Zabrakło tylko gardła Pete'a Spencera. I ciekawostka, u nas na winylu wydało to Tonpress. Trzeba przyznać, w niczym nie ustępując edycji międzynarodowej. Nawet wkładka z tekstami lśniła kolorowym kredowym papierem, a nośnik ciął jak żyleta.
- Once Burned, Twice Shy

BRITTA PHILLIPS "Luck Or Magic" (2016) - jedyny album tej amerykańskiej songwriterki, a jednocześnie równie nieosławionej aktorki. Niewiarygodne, że przez trzydzieści lat urzędowania na scenie, tylko jedna płyta. Namiętna, rozmarzona, głównie balladowa. Obok autorskich piosenek, Britta zaproponowała też kilka przeróbek, wśród których nawet "Wrap Your Arms Around Me" - wspomnianej przed chwilą Agnethy, ale też songi ze śpiewnika The Cars czy Fleetwood Mac. Wspaniała muzyka, i myślę, że wczorajsze "One Fine Summer Morning" nie dało normalnie pospać.
- One Fine Summer Morning - /Evie Sands cover/


JOE BONAMASSA "Royal Tea" (2020)
- ten amerykański poskramiacz blues-rockowej gitary, swoje kolejne płyty wydaje coraz efektowniej, choć ja wolałbym okładki na (nie)zwykłym papierze z odzysku, za to z muzyką pokroju genialnego "Driving Towards The Daylight". Tym razem "królewska herbatka" w blaszanej papierośnicy, a na srebrzystej płycie tradycyjnie pełna gama możliwości faceta, który gdy wpada w trans, bywa nieobliczalny. I choć jego gitarowe zagrywki zdobią tu każdy utwór, kompozycyjnie jednak niewiele urzeka. Na czub dzieła wyrosła blisko 7-minutowa, pełna dramaturgii blues ballada "Why Does It Take So Long To Say Goodbye". Rzecz skrywająca jednak pewną wadą - zbyt krótkie guitar solo Panie Bonamassa.
- Why Does It Take So Long To Say Goodbye

TOTO "Old Is New" (2018 / 2020) - płyta z odrzutami. Przed dwoma laty zasiliła box z wszystkimi płytami grupy, wchodzącymi w zakres katalogu Sony Music. Niedawno wydano ją osobno, co należy uznać za dobre posunięcie. Teraz każdy sympatyk Toto, który miał dotąd wszystkie uzbierane albumy, nie musi ponownie ich kupować, tylko dla tej jednej brakującej płyty. Dla mnie ballada "In A Little While" skrywa wielkość najlepszych dokonań Toto, a jeszcze jak pięknie Lukather wymiata tu na akustyku.
- In A Little While


JOHN LENNON / YOKO ONO "Double Fantasy" (1980)
- album wydany na trzy tygodnie przed mordem na Lennonie. Bardzo nierówny, bowiem obok poruszających songów Johna, nie brak też "żabień" Yoko. I gdzieś w drugiej części, właśnie pomiędzy nimi, coś tak niesamowitego, jak "Woman". Lennon'owska oda do Yoko Ono, ale i do kobiet w ogóle. Mistrz dostrzegał, co dla nas facetów robią kobiety. Uważał je za drugą połowę nieba. Ładnie, prawda? Mój licealny kolega miał wówczas tę płytę. Jego forsiaty tatuś, przy każdej wyprawie ze strzelbą na zwierzynę, bardzo dbał o synkowe zachcianki, których ten miał bez liku. I pewnego dnia ten właśnie kolega pstryknął środkowym palcem o kciuk po "Double Fantasy". Po chwili ją miał. A my w budzie, gdzieś pomiędzy lekcjami, zapełnialiśmy korytarzowe parapety, bądź pociągaliśmy szlugi za dobrze strzeżonymi tyłami sali gimnastycznej, by tylko wzbić się na pretekst pomacania tej pożądanej przez każdego płyty. Bo o ewentualnej wypożyczce do domu nie było mowy.
- Woman

GERRY & THE PACEMAKERS "The Singles Plus" (1987) - kompilacja. To od Nawiedzonego Studia dla wszystkich kobiet. Dzielnych i walczących o swoje prawa. Tak bardzo przez obecnie rządzących poniewierane.
- You'll Never Walk Alone - /singiel 1963/


JENNIFER WARNES "Jennifer Warnes" (1977)
- mylący tytuł, bowiem żaden z tego debiut, a czwarty już w dorobku album LeonardCohen'owej wielbicielki - poczętej w Seattle, acz z wyboru Kalifornijki. Przepiękny głos oraz katalog piosenek, których chce się słuchać i słuchać... - "I'm Dreaming" to nie tylko mój osobisty "numero uno moment" tego albumu, ale i w ogóle jedna z życiówek.
- I'm Dreaming

LAURA VEIRS "My Echo" (2020)
- żal mi się teraz w temacie tej płyty rozpisywać, bowiem już myślę o osobnym dla niej tekście. Głupio będzie się później przepisywać, więc nabieram w usta wody. Ale może w skrócie, Laura to amerykańska songwriterka, obecnie nagrywająca dla Bella Union, czyli dla labelu dowodzonego przez ex-CocteauTwins'owego Simona Raymonde'a. A to też zarazem wytwórnia od lubianych Beach House. Ta była fanka punk rocka, dzielnie radzi sobie na folk/alternatywno-rockowym gruncie, natomiast o dalszych szczegółach już wkrótce.
- Burn To Bright

BOB SEGER & THE SILVER BULLET BAND "Like A Rock" (1986)
- wiadomo, za najbardziej uznaną płytę Boba Segera uchodzi "Against The Wind", ale ja podobnym uczuciem darzę także "Like A Rock". I nic nie poradzę. Być może magia rocznika 1986 też tu jest na rzeczy. Mimo to, trzymilionowy nakład albumu nie pozostawia złudzeń, iż to rzecz nawet obiektywnie wyjątkowa. Bardzo lubię tego Detroitczyka, którego postrzępiony głos należy do tej samej grupy gardeł, co nieodległy stylistycznie Bruce Springsteen, jak też bardziej radiowi Bryan Adams czy Eddie Money. Ach, i jeszcze tylko słówko dla ślepo zapatrzonych winylowych modnisi, otóż CD "Like A Rock" bogatsze od winylowego brata - o przeróbkę "Fortunate Son", z rep. Creedence Clearwater Revival.
- Like A Rock
- Somewhere Tonight

BRUCE SPRINGSTEEN "Letter To You" (2020)
- wczoraj tylko singlowe i zarazem tytułowe "Letter To You". Za późno się za Bossa zabrałem. W okolicach wpół do drugiej bardzo zaczyna gonić czas. Za tydzień znowu coś podrzucę. Dobrze, że Springsteen nagrał taką normalną płytę. Nie zniósłbym kolejnych jęków o trwającej pandemii. Inna sprawa, że Boss nawet, gdy nagrywa płytę niemającą ambicji do zmieniania świata, to i tak zawsze go jakoś wzmacnia duchowo.
- Letter To You

EDDIE MONEY "Right Here" (1991)
- jedna piosenka, a dotyczy dwojga niedawno zmarłych - właśnie Eddiego Moneya, którego pożegnaliśmy we wrześniu minionego roku, oraz producenta Keitha Olsena, na którego kres przyszedł w marcu tego roku. Olsen wyprodukował tu tylko dwie piosenki, i właśnie "I'll Get By" jedną z nich. Gdybym tak porządnie zabrał się za wykonawców, których płyty Olsen wyprodukował, potrzebowalibyśmy minimum jednego czterogodzinnego spotkania. Myślę więc, że wszystko na spokojnie, może jakoś w najbliższym czasie zahaczymy o "jego" Scorpions, albo Kingdom Come, Magnum czy Starship, a może o kogoś, o kim mało kto pamięta?
- I'll Get By

JOHN ANDERSON "Years" (2020) - o tym albumie napisałem sporo, a i połowę jego zasobów udostępniłem w Nawiedzonym. Dlatego mogli go nie usłyszeć tylko ci, którzy usłyszeć nie chcieli.
- Tuesday I'll Be Gone


EAGLES "Live From The Forum MMXVIII" (2020)
- przyjemnie przed drugą w nocy pograł kolejny dwuset Eagles, z ich najnowszego koncertowego podwójnego CD. Tym razem wszystko zaśpiewał Don Henley. Jakie odczucia? - głos mu się nie zmienia, zaś słuchając "Desperado" pomyślałem, kurcze, jak ja tego faceta lubię.
- Desperado
- The Long Run

TRAVIS "10 Songs" (2020) - fonograficzny klejnot i jeden z wystrzałów pomału kończącego się roku. Nie spodziewam się w jego temacie peanów, szczególnie u zawodowych krytyków. To zbyt wytworny album, jak na ich zamulone żądzą nowinek umysły. Tutaj dobrze rozsiadły się aranżacje, melodie, z serca śpiewanie, a więc wszystko to, co nie znajduje poklasku u przemęczonych usilnymi poszukiwaniami nowinek żurnalistów. Recenzja kilka kartek wstecz - polecam Państwa uwadze.
- Waving At The Window
- A Ghost


DEACON BLUE "City Of Love" (2020)
- nie miałem jeszcze okazji pograć tej płyty. A to takie niesamowicie pozytywne piosenki, pomimo iż paradoksalnie wyklute ze smutnego jaja. Szkocki sekstet, działający od dawna i w miarę regularnie nagrywający swoje płyty, po których zawsze się można wiele dobrego spodziewać. Na wczoraj starczyło sił jedynie dla wyciszonej ballady "Weight Of The World", lecz nie traćmy nadziei.
- Weight Of The World

ALANIS MORISSETTE "Such Pretty Forks In The Road" (2020) - przepiękna lament ballada z najnowszej Alaniski. Któż by pomyślał, że ją polubię. Jeszcze do niedawna zgrzytały mi zęby na hasło "Alanis Morissette", a tu radiowy Szymek przymusił do zapoznania z jej nową, a po długiej przerwie wydaną płytą. I jestem zawstydzony, bo podoba mi się, a nie powinno. Oparte o pianino i smyczki "Diagnosis" Alanis zaśpiewała, jakby pragnęła być wysłuchaną przez gwiazdy oraz Wenus.
- Diagnosis

ROBERT PLANT "Digging Deep: Subterranea" (2020) - było po drugiej w nocy i nie miałem ochoty wracać do domu. Przyzwoitość oraz ramy czasowe nakazywały program zakończyć, a mnie korciło, by jeszcze posiedzieć. Przy odtwarzaczu kompaktowym ustawionych wciąż ze czterdzieści albumów, lecz niepokojąco w oczy uderzał wzrok monitora, który błagalnie upominał się o wyemitowanie "nocnika". Cóż, kiedy "Big Log" wciąż jeszcze na dobranoc grało, ja pomału sprzątałem studio, ale głośniki cały czas na pełnej mocy. A potem już tylko powrotne taxi i bicie się z myślami, na co zabrakło czasu, do czego koniecznie powrócić za tydzień, a jeszcze później tylko głębszy oddech przed perspektywą trudnej końcówki rozpoczętego właśnie tygodnia.
- Big Log - /oryginalnie na LP "Principle Of Moments", 1983/

 

 

 

Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę, godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub www.afera.com.pl
 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"