Lubiłem Rutgera Hauera. Był aktorem wyrazistym, który perfekcyjnie kreował role twardzieli, a najlepiej psychopatów. Ta ostatnia przypadłość szczególnie do niego pasowała.
Pomimo, iż na ekranie bywał draniem, miałem do niego dużo sympatii. W obsadzie jakiegokolwiek filmu obecność Hauera jawiła się prawdziwym wabikiem. I choć świat od zawsze pieści jego talent aktorski za udział w "Łowcy Androidów", mnie jednak mistrzunio zdecydowanie ujmował (wraz z boskim Sylvestrem) w "Nocnym Jastrzębiu" oraz "Autostopowiczu". Oba filmy kapitalne, ze wskazaniem na ten pierwszy. Niedawno zresztą prezentowałem z niego ścieżkę dźwiękową, której sprawcą Keith Emerson. Zupełnie nie pojmuję, dlaczego na blogu ni śladu po tym fakcie. Jestem przekonany, że dokonywałem stosownej rozpiski, zamieszczając także foto winylowej płyty, lecz teraz, gdy zapragnąłem do tego faktu się przedostać, blogowa wyszukiwarka milczy.
Rutger Hauer zmarł przed kilkoma dniami. Może i dobrze, że wieść o jego śmierci podano z opóźnieniem, dopiero po wszystkiego zweryfikowaniu. Niesmacznie wyszło niedawne uśmiercenie Adama Słodowego, dlatego dobrze z takimi nowinami nie spieszyć się zbytnio.
Finał poszukiwań 5-letniego Dawida przewidywalny. Niepojęte, jaki poziom frustracji i okrucieństwa musi dopaść człowieka, by zasztyletować własne dziecko. Pytanie, gdzie jest bóg? Nieważne, czy określimy go z dużej lub małej litery, bo gdyby naprawdę był, z satysfakcją nie skąpiłbym nawet liter ogromnych. Chłopiec na pewno chciał żyć, ale nikt i nic mu nie pomogło. Tak tak, wiem, ten tam na górze oczywiście wszystko ma zaplanowane. Temu więcej zdrowia, temu w zamian kalectwo, komuś innemu jeszcze większe cierpienie, by jakiś drań przemknął przez całość niezauważenie. Słucham podobnych bzdur od pięćdziesięciu czterech lat.
Żyjemy we wszechświecie na mikroskopijnej planecie, która zwie się Ziemia. I jest to maleńkie miejsce, w którym na przestrzeni tysięcy lat, miliardów ludzkich żyć, wydarzyło się dużo dobrego, ale jakże wiele złego. Na tej malutkiej planecie tak często zadaje się taki ogromny ból. Wierzyć się nie chce, jakimi najgorszymi ssakami jesteśmy właśnie my, ludzie. To właśnie my ludzie uzurpujemy sobie prawo do wszystkiego, co najlepsze. Do mądrości, szczęścia, miłości, lojalności czy szacunku. Zupełnie jakby wszystkich innych istot żyjących nie było na to stać. A gdzie jeszcze pomyśleć, że wszystkie one dają nam swą uczciwością ostro popalić.
Ostatnie wydarzenia w Białymstoku uświadomiły, jak kibole mają w sobie dużo chrześcijaństwa. Od nadmiaru ich miłości aż przelewało się na tamtejszych ulicach. Sugestie ludzi, o intelektach ameb, w temacie stref wolnych od LGBT, zatrzepotały podobnym tonem do jakże wciąż nieodległego "nur für Deutsche". Ktoś przyzwolenie na taką retorykę daje. Nawet, jeśli specjalni rządowi wysłannicy w mediach udają później oburzenie. Wstyd dla władz kościelnych, które podziękowały kibolom za obronę kościelnych i rodzinnych wartości. Dawajcie więcej takiej miłości, a kościoły całkowicie opustoszeją, a was tam na górze, o ile dojdzie do sądu ostatecznego, nikt wskrzeszać nie zechce.
Na deser pragnę zarekomendować koncert grupy Extraterrestrial Dreamsucker, do którego dojdzie w najbliższą sobotę 27 lipca, o godz. 20.15, w klubie Amore Del Tropico. Nigdy do tego miejsca - mieszczącego się przy ulicy Ratajczaka - jeszcze nie dotarłem, pomimo iż skrywam nadzieję, że nadal szefuje tam mój dobry znajomy Boguś. Facet nieźle zakręcony na punkcie muzyki, choć o zdecydowanie odmiennym guście. "Amore Del Tropico" Boguś zaczerpnął dla swego pubu z tytułu płyty grupy The Black Heart Procession, za którą nie wiem jak teraz, ale niegdyś przepadał.
W zespole o niekończącej się nazwie Extraterrestrial Dreamsucker występuje realizatorka Nawiedzonego Studia z ostatniej niedzieli, Maja Chaczyńska. Przemiłe dziewczę, więc się panowie nie pobijcie. Miałem także dotrzeć, jednak z Korfantym uciekamy tego dnia na północ kraju na inny koncert, tak więc Majki posłucham sobie na żywo przy kolejnej okazji. Zachęcam jednak wszystkich jak najmocniej. Majce będzie milutko, a dla Was kochani nie zabraknie dobrej muzyki i nieźle w procenty zaopatrzonego baru.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Pomimo, iż na ekranie bywał draniem, miałem do niego dużo sympatii. W obsadzie jakiegokolwiek filmu obecność Hauera jawiła się prawdziwym wabikiem. I choć świat od zawsze pieści jego talent aktorski za udział w "Łowcy Androidów", mnie jednak mistrzunio zdecydowanie ujmował (wraz z boskim Sylvestrem) w "Nocnym Jastrzębiu" oraz "Autostopowiczu". Oba filmy kapitalne, ze wskazaniem na ten pierwszy. Niedawno zresztą prezentowałem z niego ścieżkę dźwiękową, której sprawcą Keith Emerson. Zupełnie nie pojmuję, dlaczego na blogu ni śladu po tym fakcie. Jestem przekonany, że dokonywałem stosownej rozpiski, zamieszczając także foto winylowej płyty, lecz teraz, gdy zapragnąłem do tego faktu się przedostać, blogowa wyszukiwarka milczy.
Rutger Hauer zmarł przed kilkoma dniami. Może i dobrze, że wieść o jego śmierci podano z opóźnieniem, dopiero po wszystkiego zweryfikowaniu. Niesmacznie wyszło niedawne uśmiercenie Adama Słodowego, dlatego dobrze z takimi nowinami nie spieszyć się zbytnio.
Finał poszukiwań 5-letniego Dawida przewidywalny. Niepojęte, jaki poziom frustracji i okrucieństwa musi dopaść człowieka, by zasztyletować własne dziecko. Pytanie, gdzie jest bóg? Nieważne, czy określimy go z dużej lub małej litery, bo gdyby naprawdę był, z satysfakcją nie skąpiłbym nawet liter ogromnych. Chłopiec na pewno chciał żyć, ale nikt i nic mu nie pomogło. Tak tak, wiem, ten tam na górze oczywiście wszystko ma zaplanowane. Temu więcej zdrowia, temu w zamian kalectwo, komuś innemu jeszcze większe cierpienie, by jakiś drań przemknął przez całość niezauważenie. Słucham podobnych bzdur od pięćdziesięciu czterech lat.
Żyjemy we wszechświecie na mikroskopijnej planecie, która zwie się Ziemia. I jest to maleńkie miejsce, w którym na przestrzeni tysięcy lat, miliardów ludzkich żyć, wydarzyło się dużo dobrego, ale jakże wiele złego. Na tej malutkiej planecie tak często zadaje się taki ogromny ból. Wierzyć się nie chce, jakimi najgorszymi ssakami jesteśmy właśnie my, ludzie. To właśnie my ludzie uzurpujemy sobie prawo do wszystkiego, co najlepsze. Do mądrości, szczęścia, miłości, lojalności czy szacunku. Zupełnie jakby wszystkich innych istot żyjących nie było na to stać. A gdzie jeszcze pomyśleć, że wszystkie one dają nam swą uczciwością ostro popalić.
Ostatnie wydarzenia w Białymstoku uświadomiły, jak kibole mają w sobie dużo chrześcijaństwa. Od nadmiaru ich miłości aż przelewało się na tamtejszych ulicach. Sugestie ludzi, o intelektach ameb, w temacie stref wolnych od LGBT, zatrzepotały podobnym tonem do jakże wciąż nieodległego "nur für Deutsche". Ktoś przyzwolenie na taką retorykę daje. Nawet, jeśli specjalni rządowi wysłannicy w mediach udają później oburzenie. Wstyd dla władz kościelnych, które podziękowały kibolom za obronę kościelnych i rodzinnych wartości. Dawajcie więcej takiej miłości, a kościoły całkowicie opustoszeją, a was tam na górze, o ile dojdzie do sądu ostatecznego, nikt wskrzeszać nie zechce.
Na deser pragnę zarekomendować koncert grupy Extraterrestrial Dreamsucker, do którego dojdzie w najbliższą sobotę 27 lipca, o godz. 20.15, w klubie Amore Del Tropico. Nigdy do tego miejsca - mieszczącego się przy ulicy Ratajczaka - jeszcze nie dotarłem, pomimo iż skrywam nadzieję, że nadal szefuje tam mój dobry znajomy Boguś. Facet nieźle zakręcony na punkcie muzyki, choć o zdecydowanie odmiennym guście. "Amore Del Tropico" Boguś zaczerpnął dla swego pubu z tytułu płyty grupy The Black Heart Procession, za którą nie wiem jak teraz, ale niegdyś przepadał.
W zespole o niekończącej się nazwie Extraterrestrial Dreamsucker występuje realizatorka Nawiedzonego Studia z ostatniej niedzieli, Maja Chaczyńska. Przemiłe dziewczę, więc się panowie nie pobijcie. Miałem także dotrzeć, jednak z Korfantym uciekamy tego dnia na północ kraju na inny koncert, tak więc Majki posłucham sobie na żywo przy kolejnej okazji. Zachęcam jednak wszystkich jak najmocniej. Majce będzie milutko, a dla Was kochani nie zabraknie dobrej muzyki i nieźle w procenty zaopatrzonego baru.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"