HEATHER NOVA
"Pearl"
(SALTWATER LIMITED / ODYSSEY)
*****
Ta urodzona na Bermudach Brytyjka niemal ze szwajcarską precyzją co trzy/cztery lata serwuje nowe piosenki. Najczęściej są to pełne namiętności podelektryfikowane gitarowe ballady, a niekiedy, jak w tym przypadku, doprawione jeszcze smyczkami czy pianinem.
Słucham tej uwarunkowanej talentem anatomicznym wokalistki niemal od początku, jednak oczarowanie przyszło sporo później, dopiero wraz z płytą "Storm", która ukazała się już po czasach największych jej sukcesów. A więc, gdy twórczość Heather zniknęła z dalekosiężnych radiostacji, a specjalizująca się w obrazkach stacja MTV również dawno zdążyła zapomnieć o emitowaniu jakichkolwiek, nie tylko jej teledysków. Niestety, ludzie w całym przemyśle muzycznym są jak rekiny, walczą tylko o siebie, nie o artystów, nie o muzykę. I kiedy niektórzy z nas, wraz z nastaniem nowego millenium, całkiem zaczęli o Artystce zapominać, ta właśnie zaczęła realizować swe najlepsze albumy (m.in. "The Jasmine Flower" czy "300 Days At Sea"), z jednym małym niedociągnięciem, jakim nieco słabszy poprzednik "The Way It Feels". Jednak, gdy zna się możliwości Heather, a i było się przed laty na fantastycznym, choć brutalnie niesprzedanym warszawskim koncercie, trzeba na jej twórczość być czujnym non stop. Cierpliwość popłaca, bowiem ta wrażliwa, choć już w zdecydowanie kobiecym wieku blond dziewczyna, właśnie nagrała jedną z najlepszych płyt w swojej obfitej karierze. Musimy się nią nacieszyć, tylko nią, bowiem wątpię, by po frekwencyjnej porażce w klubie Stodoła, właścicielka hitu "I'm No Angel" kiedykolwiek zachciała jeszcze odwiedzić nasz kraj.
Heather posiada namiętny, przy czym żaden ckliwy głos, którym na przeróżnych płaszczyznach eskalowanych emocji, niekiedy włącza odpowiednie vibratto. Jej ballady charakteryzują się dbałością melodii i aranżacji, klarownie rysując pełne empatii lub refleksji historie, w które trudno się nie zaangażować. Na tej, nie po raz pierwszy wyprodukowanej przez Youtha (tego od Paula McCartneya, Embrace czy The Verve, a przede wszystkim muzyk Killing Joke) płycie, doświadczymy ich jedenaście. A są to rzeczy ze wszech miar znakomite, bądź jeszcze lepsze. Youth, co wypada mu na plus odnotować, zagrał także na basie, jak też udostępnił Artystce swoje hiszpańskie studio nagraniowe.
Proszę posłuchać pełnej pokory pieśni "Rewild Me", jak też dedykowanej jej albumowemu fotografowi Vincentowi Lionsowi ballady "Vincent" - gdzie nasza bohaterka śpiewa nawet kilka linijek tekstu po francusku, czy przejmującej "Over The Fields", w której Heather odnosi się do kogoś, kto zamknął już swoje życie, lecz niegdyś bardzo ją zranił. To rzecz o wybaczaniu, o tym, że nie warto wieczyście trzymać złych emocji. Te, jak i wszystkie pozostałe historie, jak zawsze ta niesamowita dziewczyna zaśpiewała całą sobą. Dlatego nie da się tych piosenek posłuchać przy okazji domowych robótek, bądź podczas dekoncentrującej jakość tej muzyki jazdy autem.
Oprócz wyżej wymienionych, polecam też singlowe "The Wounds We Bled" oraz "Just Kids", ale i dosłownie wszystkie pozostałe. Lubicie Heather? - zakochacie się w tej płycie. Zresztą, tytuł "Pearl", w punkt odnosi się do jej zawartości.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"