wtorek, 31 lipca 2018

w żarzystych słonecznych promieniach

Straszą upałami, oj straszą. Zawsze w tej kwestii specjalistką lśniła Justyna Pochanke, lecz obecnie to już istna plaga. Media prześcigają się w odbieraniu nam radowania się pełnią lata. Uczynią wszystko, byśmy zatęsknili za jesienią, zaś zimą wymuszą miłość do upragnionego lata. Bij, zabij, nie pojmę.
Jest gorąco, a będzie jeszcze goręcej. Kto nie musi, niech nie wychodzi z domu - słychać zewsząd. Coś czuję, że na dobitkę brakuje tylko nieurodzajów. W tym roku ominęły nas powodzie, więc aby podbić ceny, stanie na suszy. Tradycyjnie agronomów przykładnie się ograbi, a lud utwierdzi w przekonaniu, że ceny takie, bo chłop chytry jest.
A ja się cieszę napęczniałym latem i w nosie wszystko mam. Jest cudownie. Jedyną wadą, brak kąpieliska w robocie. Na dodatek jeszcze sam szef od rana suszy. Co ty masz na sobie? - zapytał wskazując palcem na t-shirt Nawiedzonego Studia. W jego oczach zarysowała się tradycyjna nieznajomość tematu. Owe wprasowane w czerń "Nawiedzone Studio" stanowi za szczególne miejsce na mapie tego świata - odparłem. Szef jeszcze przez chwilę popatrzył, po chwili wzdrygnął ramionami, wreszcie odwrócił na pięcie, pozostawiając po sobie zapach niedrogiej wody toaletowej. Skąd takie cielę na niedzielę ma wiedzieć, cóż to Nawiedzone Studio?
Dobrze mi w Tomkowej koszulce. Stała się nie tylko faworyzowanym wakacyjnym wdziankiem, ale i po Poznaniu stąpam w niej z podniesionym czołem i lekko zadartym nosem.
Przed kilkoma dniami odwiedziłem dział płytowy Saturna. Do zapłaty wybrałem kilka diabolicznych okładek, co również dostrzegła pani przy kasie: "już same okładki budzą przerażenie" - usłyszałem podczas wymiany banknotów na kilka blaszaków lekkiej gramatury. A mnie raczej przeraża popularność niewiarygodnie rozdmuchanego "męskiego grania". Męskiego? Co w tym męskiego? Męskim graniem można nazwać Motörhead, natomiast te wszystkie Zalewskie, Kortezy i Podsiadły, to popierdółki jakieś. Kampania Żywiec każdego roku zbija kupę szmalu na krajowym kompoście. To też sztuka - przyznaję. Bo przecież zakup biletu na którykolwiek z cotygodniowych koncertów zakrawa o cud. W kuluarach słychać zaś: my wiemy, że to gówno, ale się sprzedaje, więc jest z czego żyć. No właśnie, na tym to niestety polega. Większość majorsów już dawno ideami wybrukowało szalety, a z nabitych w kabzę pokryło marmurem swe gabinety.
Słucham na przemian wszystkich płyt Maanamu. Po stracie Kory wiele z nich rzuca inny cień. Uświadamiam sobie ponadto, że wraz z odejściem do krainy ciemni i głuszy Kory, a kilka lat wcześniej Marka Jackowskiego, już nigdy nie dojdzie do reaktywacji lubianej grupy. Ten rozdział zostaje zamknięty raz na zawsze.
Miałem nadzieję, że Kora wyzdrowieje, ach... trudno się pozbierać po tym wszystkim.
Na rządowym TVP Rozrywka obejrzałem niedługi dokument o Czerwonych Gitarach. Ciekawy, lecz w moim odczuciu niewyczerpujący tematu.
Nigdy nie należałem do wielbicieli tych wszystkich naszych "kolorowych" (Czerwone Gitary, Niebiesko-Czarni, Czerwono-Czarni), lecz ujrzenie w kolorze, w dodatku na chwilę przed śmiercią samego Krzysztofa Klenczona, musiało zrobić wrażenie.
Obecne Czerwone Gitary, to raczej tribute band. Jedynym członkiem oryginalnego składu pozostał perkusista Jerzy Skrzypczyk. W ostatnich latach działał co prawda u jego boku jeszcze Jerzy Kossela, jednak jego niedawna śmierć również okryła ramką nazwisko tego zasłużonego dla grupy Artysty.
Polecam jednak obejrzenie tego filmu. Jerzy Skrzypczyk sporo opowiada, wyjaśnia, przy okazji dając szansę argumentacjom przynależności do zespołu muzykom młodszego pokolenia.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"