niedziela, 29 lipca 2018

prawdziwe tango

Jesteśmy świadkami pięknego lata, a przecież także dawno nie było wiosny, jak ta tegoroczna. Klimat się zmienia, już nie trzeba do Hiszpanii czy Włoch, a i Egiptowi możemy zagrać na nosie.
Wyszedłem na spacer z Zuleczką, pozostawiając pół kubka letniej kawy, po powrocie kawa nadal była letnia.
Wiosną i latem nikt nie powinien umierać, od tego jesień i zima. Życie powinno kończyć się wraz z nastaniem brzydkich pór roku. Kora kochała życie, z wszystkimi jego barwami, a to przestało dla niej grać w takim momencie. Niesprawiedliwe. Śmierć wyłoniła się, niczym ze słów Maanam'owskiej piosenki "Jedyne Prawdziwe Tango": "... śmierć spokojnie kaptur szyje, czai się w myślach, czai w słowach, cicha cierpliwa, zawsze gotowa...". Nie zagram jej dzisiaj, ale zagram kilka innych. Odpuściłem koncert Scorpions, na który miałem zaproszenie. Chcę być w Nawiedzonym Studio. Nie było mnie w ub.tygodniu, trochę się stęskniłem. Liczę, że docenicie Kochani Nawiedzonego, i nie nastawicie w tym czasie żadnej konkurencyjnej stacji. Niech uczynią to ci spoza naszego grona.
Posłuchałem kilku płyt starszego i nowszego Maanamu. Z niektórymi nie obcowałem długie lata, nawet z tymi najbardziej lubianymi. Do pamięci wskoczyło kilka młodzieńczych kadrów związanych z Korą, Markiem Jackowskim i resztą kompani. I nikt nie wymaże z mej pamięci chwil zakochiwania się w tym zespole, jak też pierwszych emocji z singlem "Szare Miraże", bądź przypieczętowania wielkości grupy na kinowym seansie "Wielkiej Majówki" - z młodziutkimi Zbigniewem Zamachowskim i Janem Piechocińskim. Ten pierwszy zagrał Rysia, którego ja, jak i moi rówieśnicy uwielbialiśmy. Jan Piechociński zaś był Julkiem - cwaniaczkiem, który bardzo pasował osobowością do jednego z moich ówczesnych dobrych kumpli, dzięki któremu nigdy nie brakowało dziewczęcego grona. Fajne czasy, którym towarzyszyła równie fajna muzyka. A Maanam byli tym czymś. I kto mi uwierzy przy całej mojej niechęci do tego współczesnego naszego siermiężnego rocka, że Maanam potrafiłem się zasłuchiwać, w konsekwencji czego, pierwszych kilka płyt poznałem na pamięć. Płyty: "Maanam", "O!" i "Nocny Patrol" biegały w kółko, ale ja też bardzo lubiłem "Mental Cut", bo wtedy co nieco działo się w moim życiu. Gdy ukazało się "Sie Ściemnia" ( tak tak, "sie", a nie "się" - w tym przypadku tak ma być), Maanam nie byli mi przez moment potrzebni, więc płytę doceniłem po latach. Podobnie jak "Derwisz i Anioł". Gdy się pojawila, stałem w innym miejscu, chłonąłem klimaty Tomka Beksińskiego, a on Maanamu nie grał. Choć wszyscy wiemy, że Beksku cholernie lubił debiut Maanamu. Lubił, choć w radio nie prezentował.
będziemy mieli z czego wybierać
Miałem wówczas w robocie taką Beatkę, przesympatyczną pulpecikowatą koleżankę, o anielskim głosie, która w kimś się zadurzyła, a jedyną muzyką, która jej kolorowała świat, była ta z "Derwisz i Anioł". Beatka namawiała mnie do nowego oblicza Kory i Maanamu, ale mnie coś z początku nie wchodziło. Wolałem te wszystkie Marilliony i Pendragony, więc "Derwisz i Anioł" doceniałem, gdy Kora zmieniła oblicze na łagodniejsze, za przyczynkiem płyty "Róża". Ludzie na jej punkcie oszaleli, a ja byłem rozczarowany, że taka do niedawna alternatywna gościara, teraz śpiewa jakieś miłosne piosneczki.
Jeszcze na moment przeskoczę do Julka, vide Karola, czyli Jana Piechocińskiego... otóż przed laty usiadłem w jednej z niechorskich kawiarenek, tuż przy zajmowanym przez Aktora stoliku. Nie miałem jednak odwagi zagadać. Facet był na wakacjach, na co mu więc rozmowa z jakimś wczasowiczem. Trochę po latach żałuję, że się przynajmniej nie ukłoniłem, tym bardziej, że kilka razy mieliśmy nawet kontakt wzrokowy.
A co do Maanamu... cholerka, tak widać miałem pisane, że w epoce 80's, czyli w latach świetności polskiego rocka, byłem na Kombi, Izie Trojanowskiej ze Stalowym Bagażem, TSA, Exodusie czy Perfect'cie, a na Maanam nigdy nie dotarłem. Nawet w latach późniejszych, gdy nadrobiłem zaległości z Lady Pank, Budką Suflera czy SBB, też się nie udało. 
Wiem, że wakacje, mam jednak nadzieję spędzić tę wieczoro-noc właśnie Szanownym Państwem. Postaram się nie zawieść.

P.S. dopisano ok. godziny 14-tej.
Właśnie dowiaduję się o śmierci Tomasza Stańko. A więc, pozwólcie Drodzy Państwo, że się ośmielę: "...bo do tanga trzeba dwojga, tak ten świat złożony jest...".
9 maja 2015 roku zagościliśmy z moją Mundi na Jego koncercie. Do poczytania pod tym linkiem:
https://blognawiedzonego.blogspot.com/search?q=tomasz+sta%C5%84ko






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"



nieopodal domu takie oto śliwy mirabelki
o, tu nawet więcej