czwartek, 12 lipca 2018

DON AIREY - "One Of A Kind" - (2018) -









DON AIREY
"One Of A Kind"
(EDEL)

**






Aktualny organista Deep Purple, gdzie on nie grał: Rainbow, Gary Moore, Ozzy Osbourne, a nieco wcześniej choćby u takich Colosseum II. Jeszcze trudniej byłoby policzyć jego gościnne wtręty, dla przykładu u Judas Priest, Ten, MSG, Cozy Powell, Whitesnake.... Przeogromny zwał. Don Airey własną charyzmą obdarował niepoliczalną rzeszę muzyków, gdzieś pomiędzy znajdując odrobinę czasu na samospełnienie, czego dowodem sukcesywnie ukazujące się albumy pod szyldem "Don Airey". Słychać na nich przywiązanie do stylistyki Deep Purple, czasem wczesnego Gary'ego Moore'a, a niekiedy nawet Led Zeppelin. Nie brakuje też nawiązań do muzyki klasycznej, co stoi wynikiem fascynacji Aireya szeroko pojętą muzyką symfoniczną.
Najnowsza propozycja "One Of A Kind" także nawiązuje do twórczości Deep Purple, jak też pokrewnych Rainbow, a więc do muzyki jakże Airey'owi bliskiej. I choć powstał hard rock rzemieślniczo bez zarzutu, to jednak daleko mu do wielkości powyższych grup. Odmówić omawianej płycie solidności nie sposób, a jednak kompozycje z "One Of A Kind" nie wzmagają chęci do niej powracania.
Największą zmorą płyty wydaje się irytujący wokalista Carl Sentance. Jego krzykliwy, nazbyt egzaltowany i nieprzerwanie pełen napięcia śpiew, do tego jakaś taka trudna do scharakteryzowania drażniąca maniera, na dłuższym dystansie okazują się nieprzyswajalne. Podobnie zresztą, jak konkurencyjny pod tym względem Jan Hoving - wokalista ze stosunkowo świeżej grupy "Vandenberg's Moonkings" - eks-Whitesnake'owego gitarzysty Adriana Vandenberga. W tamtym przypadku niezła muzyka przegrywa ze źle dobranym głosem. Faceta o wysokiej skali, jednak monotonnego, niczym niezjadliwy niekończący się talerz kaszki manny.
Otwierający "Respect" kołysze pomiędzy Deep Purple'owskimi "Speed King" a "Burn", lecz szybciej o nim zapomnimy, niż ten dobrnie końca. Podobnie jak zbudowany na charakterystycznych ciężkich dla stylu Deep Purple akordach "All Out Of Line". Już pomijam, że wszystko sknoci wydzierus Sentance, lecz o ile gitarowo-organowe akordy, autentycznie fajne, o tyle sama kompozycja  przelatuje, niczym kolejna stacyjka na trasie Warszawa-Paryż-Londyn. Airey jednak nie próżnuje, nieprzerwanie poszukuje klucza do uruchomienia dobrze funkcjonującej machiny. Przyodziewa więc tytułowe "One Of A Kind" bliźniaczymi akcentami, pod coś a'la "Knocking On Heaven's Door", jednak i tym razem całość bucha mocą osamotnionej bateryjki w konającym gigantycznym generatorze. Podobnie sprawa przedstawia się w podszytym symfoniczno-orientalizującymi akcentami, mocnym "Victim Of Pain", bądź w skrywającym efektowne organowe solo oraz połamane bębny "Lost Boys". Z kolei "Stay The Night" oraz "Children Of The Sun", nie wyróżnia kompletnie nic. Ich słabości nie zatuszuje nawet wirtuozerska gra Aireya. Kompozycje pogrążają cierpkie i nijakie linie melodyczne oraz niedający od siebie odpocząć, odwiecznie spięty Sentance. Aż trudno wyobrazić mi go sobie w Nazareth, do których dobił, tym samym próbując zmierzyć się z legendą Dana McCafferty'ego.
Na "One Of A Kind" są też ballady. Mało udana soul-bluesowa "Running Free", ponadto na pół ballada, a na pół hard'n'heavy "I Want You So Bad" - gdzie Sentance chyba niechcący przypomina Glenna Hughesa, oraz nieoczekiwanie piękna "Every Time I See Your Face". No proszę, gdy Sentance odstawia wycie, a bierze się za śpiew, niekiedy nawet dobijając do operowych bram, potrafi wykrzesać z siebie odpowiedni przekaz. Jednak za najokazalszy albumowy fragment należy uznać instrumentalną balladę "Remember To Call". Być może nie jest to kompozycja na miarę "The Loner" Gary'ego Moore'a, ale wiele nie brakuje. Gitara, smyczki, poetycki ton... Dlaczego nie można tak częściej?
Na tym nie koniec, albowiem miła niespodzianka oczekuje nas na dysku nr 2. Otrzymujemy tu wyciąg z ubiegłorocznego hamburskiego występu. I tylko same klasyki. Na początek "Pictures Of Home" - z rep. Deep Purple, następnie dwie kompozycje z pamiętnika Rainbow: "Since You've Been Gone" oraz "I Surrender", by w końcówce pomachało do nas nastrojowe "Still Got The Blues" - ze śpiewnika Gary'ego Moore'a. Oprócz "Pictures Of Home", w pozostałych trzech kompozycjach Airey uczestniczył podczas ich narodzin. Oczywiście, jeśli nie doczepimy się, że "I Surrender" dużo wcześniej skomponował Russ Ballard.
2-płytowy album, godny postawienia na płytowej półce tylko względem sześciu nagrań. Pozostałych dziewięć na straty.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"