Po wczorajszym tekście odezwało się kilku obrońców rodzimej twórczości. Słowo daję, jeśli tylko odkryję jakieś niezwykłe zjawisko na współczesnej polskiej scenie, pierwszy butlę odkorkuję. Tylko błagam, proszę nie podsyłać próbek. Wszystkie z ostatnich lat chybione. Najzwyczajniej polska muza jest genialna, tylko ja coś nie mam szczęścia.
Obecnie byle dyletant chwyta za mikrofon i nakazuje mówić do siebie: artysta. Wystarczy domowy laptop, kilka kabelków, jakieś doładowane basem głośniczki, i już mamy studio nagraniowe. Każdemu takiemu wydaje się, że w pół godziny pojmie tajniki pracy Boba Rocka lub innego Rona Nevisona.
Zanika też szlachetne didżejowanie. Obecni rozkręcacze imprez nie potrzebują dwóch gramofonów, wystarczy im odpowiedni i pojemny program z muzyką w komputerze, do tego buchająca para, trochę decybeli i na parkiecie podchmielone towarzystwo. Ciekawe, czy w tym ZAIKS-ie tolerują takie okradanie artystów, bo nikt mi nie wmówi, że takowe didżejstwo kupuje oficjalne pliki. A dla równowagi zauważę, że za muzykę w taksówce lub u fryzjera, właściciele owych firm płacą coroczny i odnawialny haracz. Inna sprawa, że didżej z płytami, a taki grający przez całą dobę z kompa, dla przykładu w radiowej Esce, to dwie odrębne kwestie. Na poparcie mego spostrzeżenia posłużę się pewną scenką z filmu, z udziałem porucznika Columbo. Otóż, do pewnego instytutu cybernetyki wchodzi ze swoim bassetem najlepszy porucznik w dziejach policji w Los Angeles. W pomieszczeniu, do którego gliniarz zmierza, znajduje się pewien młodociany geniusz. Columbo już na wejściu przedstawia się chłopcu, że jest policjantem, a ów basset, to jego pies. Młodzieniec zaskoczony flegmatycznym zwierzęciem słownie dostrzega: nie wygląda na psa policyjnego. Columbo jednak natychmiast strofuje: bo to nie jest pies policyjny, a pies policjanta.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"