poniedziałek, 29 kwietnia 2024

weekendowa giełda płyt

Ponownie owocna giełda winyli oraz kompaktów w Plazie. Podobnie, jak przed rokiem. Ci sami wystawcy. To znaczy, chyba ci sami, albowiem Pan od interesujących mnie kompaktów, akurat z tą samą twarzą (nie wiem, jak pozostali) oraz chęcią do pogawędek. Okazuje się, on również obstaje sympatią przy kompaktach. Jak ja nie lubi zgrzytów i tego całego celebrowania z kąpielami, suszeniem, a potem wciskanie kitu o ich doskonałości. Jednak, do takiego etapu trzeba dojrzeć, mieć odpowiednio wycentrowane ucho, nie zaś uległość wobec trendów. My stare zgredziki lubimy pachnące naftaliną winyle, jasne, że lubimy konne zaprzęgi, jednak muzyka ma grać czysto, bez dodatkowych 'smaczków', z zarzuconym w tle: płonie ognisko w lesie. Nie interesują mnie niby klimatyczne w winylach odgłosy pękającego pod gorącem chrustu.
Pan, okazało się z Katowic, prywatnie też dużo słucha muzyki, zbiera płyty, ale także w dużej mierze nią handluje. Lubię takich ludzi i jeszcze lepiej ich pojmuję. Na pewno wpływ na takie ich postrzeganie niesie moja przeszłość, podobnie starająca się niegdyś obie te funkcje pogodzić.
Po moim sklepie pozostały dziesiątki, setki płyt, nie mam co z nimi zrobić, a po pięć złotych nie sprzedam, ponieważ moja miłość do tego rodzaju sztuki, a i związana z tym etyka, nie zniosłyby takiej porażki. Pójdę z tymi płytami do grobu, i tyle. Ale ale... okazuje się jednak, iż wiele z tych niesprzedanych płyt, idealnie nadaje się do biznesów barterowych, właśnie z tego rodzaju handlarzami, jak pan z Katowic. Oczywiście, by nie było, kupiłem u niego dobrych sześć czy nawet siedem albumów, przy czym dwa razy tyle pozyskałem na bazie intratnych dla obu stron wymian. Wynalazłem sporo tytułów, które od wieków posiadam na winylach, a teraz udało mi się wyszperać na bezstresowych kompaktach. M.in. wczoraj zaprezentowani w Nawiedzonym Animotion, album z dużym przebojem "I Engineer". Mój epokowy winyl jest w tak opłakanym stanie, że wstyd się nim na tym blogu obnosić. Od wczoraj jednak na półce srebrzysty dysk, którego czystej jakości oby nigdy nie zakłóciło promieniowanie żadnej z atomowych elektrowni albo gołębie fekalia.
No więc, transakcje z panem ślunzokiem przebiegały pod dyktando jego zysku, o czym zapewniłem, zanim dałem nura w kartony. Za pierwsze dwa wyszperane tytuły zaproponowałem panu sześć kompaktów; niezłych, były tam ze dwa Stingi, dwa Rody Stewarty i jeszcze coś. Proporcje przypadły do gustu obu stronom, więc nie chcąc psuć reputacji pyrusom, zaoferowałem się w kolejnej odsłonie, że np. za wybranych przeze mnie pięć tytułów, gotów jestem bez żalu oddać dwadzieścia posklepowych. Mordki uśmiechnięte, przybite piąteczki i już jesteśmy umówieni na czerwiec. Ta sama katowicka ekipa wleci wówczas z płytami do King Crossa.
Pochwalę się, wśród zdobyczy m.in. wyłapałem świetnych The Four Tops i ich przebojowy, naszpikowany gwiazdami oraz keyboardami album "Indestrucktible". Prezentowałem go ze dwa/trzy razy w Nawiedzonym, jednak z przekopiowanego z winylu nośnika. Nigdy nie dawało mi spokoju, tak dobry tytuł, a brakowało mi na CD. No to teraz mam. Przesłuchałem, całość wywiązała się perfekt, żadnej zacinki. Do tej, jeśli dojdzie, to jedynie na radiowym sprzęcie. Ach, te dzisiejsze cd-playery. Słabizna. Ledwo utracą gwarancje, a już z nimi jakieś jajca. Wczoraj znowu dwukrotny falstart jednego z nich. One po prostu nie dają rady. W sensie, nie są w stanie udźwignąć wszystkich formatów kompaktów. Zauważyłem, największy problem dostarczają te najstarsze wydania, wszelakie 1st'pressy, z przełomu 80/90's. I na nic tutaj czyszczenie soczewek. Ich mechanizm i tak będzie na nie 'uodporniony'.
No więc, zdobyłem tych The Four Tops, także wspomnianych wcześniej Animotion, ale też Chesneya Hawkesa, album "Buddy's Song". Tak tak, kiedyś ten rudowłosy, niekiedy blondynkujący młodzieniec z gitarą, bywał bożyszczem dziewuszek kupujących gazetki Bravo czy Popcorn, a teraz żadna, tym bardziej rockowa dusza nie przyzna się do przymierzy z tego rodzaju konfekcją. Oprócz Andy'ego, który w dupie ma wszelakie konwenanse, a poza tym, ile ja mam na fali, by się z czymkolwiek szczypać.
Ten Chesney Hawkes, to obecnie rarytas. Może niezbyt wyśrubowanych na giełdach lotów, jednak nie jest to tytuł, po który wchodzimy do empiku, a tego tam od groma, jak tych wszystkich polskich rapujących 'talenci'. Trzeba się naszukać, a w moim kraju, gdzie wszyscy tylko Pink Floyd lub Metallica, nie było i nadal nie jest komu takiej twórczości kupować. Tego powodem album funkcjonuje u nas równie rzadko, co majowy śnieg.
Na giełdzie zainteresowanie płytami nie powiem, nie powiem. Stale ktoś przy skrzyniach. Po kilka osób przy kompaktach, po tyleż samo wertowało winyle, na moje oko tak po połowie. Podział sił kolekcjonerów, lecz częściej za kalkulator chwytał Katowiczanin od kompaktów. Mało kto znajdywał ledwie jeden tytuł, zazwyczaj ludzie brali od trzech wzwyż. Jak ja. Po co się ciaćkać.
Co pewien czas w moich programach będę zarzucać nabytkami z ostatniego weekendu. Bo, o czym musicie Drodzy Państwo wiedzieć, do Plazy dobijałem każdego handlowego dnia. Trzy dni grzebania w tak przyjemnych skrzynio-kartonowych okolicznościach relaksuje, wzmacnia, pobudza do działania. Czego wszystkim życzę.

a.m.

P.S. Dzisiaj gram w Radio Poznań. Zapraszam o dwudziestej drugiej minut pięć, tuż po serwisie z pełnej godziny. Sporo ładnych, niekoniecznie nowych piosenek. Nie dajmy się tym nowościom zwariować. Najlepsze już było, zaś audycja "Uspokojenie Wieczorne" zdaje się za tym przemawiać.


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.05 do 23.00

na 100,9 FM Poznań lub radiopoznan.fm




A teraz uwaga! - Frontiers'owski tytuł. Debiut album formacji Work Of Art. By nie było, że taka muzyka po czasie nie jest w cenie. Proszę spojrzeć jedno zdjęcie poniżej...

... to już nie przelewki. Dwieście sześćdziesiąt złotych robi wrażenie. Kto przegapił, gdy był tej płyty fonograficzny czas, teraz musi sięgnąć głęboko do kieszeni.